Do 19 stycznia Sąd Rejonowy w Suwałkach odroczył proces pięciu osób, które policja obwinia o zakłócenie otwarcia wystawy o gen. Andersie w tamtejszym Archiwum Państwowym. W czwartek przesłuchał ostatniego świadka - wiceszefa MSWiA Jarosława Zielińskiego.
Jeśli do tego czasu nie pojawią się nowe wnioski dowodowe stron, które sąd by uwzględnił, 19 stycznia spodziewane jest zamknięcie przewodu sądowego i mowy końcowe, po których sąd ogłasza wyrok.
Proces związany jest z incydentem, który miał miejsce 4 marca tego roku - ostatniego dnia kampanii wyborczej w wyborach uzupełniających do Senatu w okręgu obejmującym część województwa podlaskiego.
Kandydatka PiS Anna Maria Anders, która ostatecznie mandat zdobyła, uczestniczyła wtedy w Archiwum Państwowym w Suwałkach w otwarciu wystawy "Armia Skazańców" poświęconej jej ojcu - generałowi Władysławowi Andersowi. Wraz z nią byli tam m.in. szefowie MSWiA - minister Mariusz Błaszczak i wiceminister Jarosław Zieliński.
Otwarcie zostało zakłócone przez grupę osób, które protestowały przeciwko prowadzeniu kampanii wyborczej w takim miejscu. Były to osoby starsze, część z nich miała znaczki Komitetu Obrony Demokracji (KOD). Doszło do utarczek słownych.
Po kilku miesiącach badania sprawy suwalska policja uznała, że w sumie pięć osób naruszyło przepisy kodeksu wykroczeń, mówiące o naruszeniu porządku w miejscu publicznym "krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem". Grozi za to kara aresztu, ograniczenia wolności lub grzywny.
Obwinieni nie przyznają się. Na pierwszej rozprawie przed miesiącem sąd przesłuchał dziesięcioro świadków.
Wiceszef MSWiA Jarosław Zieliński zeznawał w czwartek na wniosek obrońców obwinionych; chodziło o przebieg i charakter spotkania w Archiwum Państwowym.
Zeznał, że data wystawy "była dość przypadkowa", równie dobrze mogła się odbyć "nieco wcześniej, albo nieco później". "Nie było żadnej intencji związanej z kampanią wyborczą. Córka generała Andersa jest zawsze córką generała Andersa, niezależnie od tego czy jest jakaś kampania, czy jej nie ma" - powiedział. "Nie było elementów kampanii ani w zamyśle, ani w wystąpieniach organizatorów" - dodał. Nie pamiętał jednak, czy padały jakieś słowa związane z kampanią. Mówił, że była to wystawa, która miała intencje "historyczne, edukacyjne, poznawcze, a nie polityczne".
Jak mówił, nieznana mu grupa osób zakłócała otwarcie ekspozycji - jak to ujął - "okrzykami, uniemożliwianiem wystąpień oraz wprowadzaniem chaosu na salę do tego stopnia, że nie było możliwe dalsze prowadzenie uroczystości". "Jaki był cel, trudno powiedzieć" - mówił Zieliński. Potem dodał, że widział u niektórych osób znaczki KOD.
Powiedział także, że był współorganizatorem wystawy, wspólnie z Archiwum Państwowym w Suwałkach oraz z Komendą Główną SG, która wtedy była dysponentem tej ekspozycji. Zeznał też m.in., że rozmawiał z dyrektorem suwalskiego archiwum, czy tam może ona być pokazana i zapraszał na otwarcie niektórych gości, w tym Annę Marię Anders.
Dodał, że Anna Maria Anders została zaproszona jako córka generała Andersa, ale też w związku z funkcjami ministerialnymi, m.in. jako sekretarz stanu w kancelarii premiera.
Wiceszef MSWiA powiedział również, że jeżeli "ktoś sugeruje", że są jakieś nieprawidłowości związane z kampanią wyborczą, to powinien zawiadomić o tym Państwową Komisję Wyborczą czy prokuraturę. "A tego nie zrobiono, tylko zakłócono przebieg uroczystej wystawy" - powiedział Zieliński. Mówił, że oburzyło go to, bo wystawa traktuje o sprawach "dla Polaków świętych" takich jak "cierpienie, walki, śmierć". Mówił również, że "przywracanie pamięci historycznej" jest ważne dla obecnego rządu.
Proces obserwowała duża grupa działaczy KOD. Lider Komitetu Mateusz Kijowski uznał zeznania wiceministra Zielińskiego za "absolutnie nieprzekonujące".
Po rozprawie mówił dziennikarzom, że uczestnicy otwarcia wystawy słyszeli słowa związane z kampanią wyborczą, m.in. o wyrażonej nadziei, iż Anna Maria Anders zostanie wkrótce senatorem. Według Kijowskiego, nie jest przypadkowym dniem ostatni dzień kampanii wyborczej w Suwałkach, na terenie okręgu wyborczego, z którego wiceminister Zieliński jest również posłem.
"Musiał wiedzieć o tym, że się tutaj odbywają wybory. Nie ma żadnej wątpliwości, że to był wiec wyborczy" - powiedział Kijowski. Mówił, że minister "ma prawo budować własną historię, ma prawo się bronić, bo gdyby się okazało, że prowadził kampanię wyborczą za pieniądze podatników, to byłoby to poważnym oskarżeniem". "Nie wiem, czy możliwym do ścigania w tej chwili w sądzie, ale wizerunkowo byłoby to dramatycznie obciążające, i dla nas jest" - powiedział. (PAP)
kow/ rof/ wkt/