Sztyletnicy byli elitą polskich zamachowców z czasów powstania styczniowego. Rosja traktowała ich tak jak dzisiaj Amerykanie Al-Kaidę. Polacy nie pochwalali terroryzmu, ale popierali karanie zdrajców i oprawców. W ten sposób sztyletnicy stali się nawet „ojcami” bojowników AK.
Moskwa traktowała polskich konspiratorów z równą srogością, jak dzisiaj traktuje się Al-Kaidę lub terrorystów czeczeńskich. Czekały na nich Cytadela Warszawska i Pawiak – carskie Guantanamo – lub zsyłka do Rosji (nie oszczędzano nawet dzieci: po powstaniu zesłano ponad 700 osób w wieku od 11 do 17 lat). A publiczne egzekucje miały być widowiskiem ku przestrodze. Tyle że wzbudzało to w Polakach, nawet tych niepopierających terrorystycznych metod walki z zaborcą (a było takich dużo), raczej gniew na Rosję i współczucie dla skazańców. „Jakieś współczucie w stosunku do nich było. Tak jak w Czeczenii teraz. Kiedy Rosjanie zabijają Czeczenów, to pokazują potem w telewizji, szczycą się tym. To głupota, bo każdy Czeczen, dziecko czy dorosły, patrząc na to, hoduje w sobie nienawiść do Rosjan. Bo skazany to przecież czyjś brat lub wujek. Tak samo było z publicznym wieszaniem Polaków” – mówi nam dr Strzyżewska.
Nic dziwnego, że po śmierci trójki skazanych z 1862 r. powstał szeroko rozpowszechniany wiersz:
"A na krwawej tarczy słońca
trzy imiona błyszczą: Rzońca, Jaroszyński, Ryll...
A nie mogąc znieść
jęków bratnich, w imię Boga
dzielnie chłopcy szli na wroga.
Cześć wisielcom, cześć!"
Od czerwca 1862 r. istniał w Królestwie konspiracyjny Komitet Centralny Narodowy, który z chwilą wybuchu powstania 22 stycznia 1863 r. przekształcił się w Tymczasowy Rząd Narodowy. Miał własną policję narodową, a w jej ramach żandarmerię. Wśród żandarmów znajdowali się „sztyletnicy”, nazywani tak z racji ich uzbrojenia i znani też jako straż przyboczna czy V Oddział Żandarmerii.
Rzońca, Jaroszyński i Ryll nie działali w próżni. Od czerwca 1862 r. istniał w Królestwie konspiracyjny Komitet Centralny Narodowy, który z chwilą wybuchu powstania 22 stycznia 1863 r. przekształcił się w Tymczasowy Rząd Narodowy. Miał własną policję narodową (o dosyć skomplikowanej strukturze), a w jej ramach żandarmerię. Wśród żandarmów znajdowali się „sztyletnicy”, nazywani tak z racji ich uzbrojenia i znani też jako straż przyboczna czy V Oddział Żandarmerii. Z zachowanych dokumentów i relacji wiadomo, że zadaniem żandarmów było chronienie organów powstańczej władzy oraz egzekwowanie wyroków na zdrajcach, szpiegach i generalnie osobach szkodzących polskiej sprawie. Z czasem zaczęto też używać żandarmów jako elementu nacisku w partyjnych rozgrywkach między frakcjami Białych (umiarkowanych) i Czerwonych (bardziej radykalnych) w powstańczym rządzie.
W samej Warszawie było żandarmów narodowych około 200–250. Trudno jednak powiedzieć, ilu z nich faktycznie dokonywało zamachów. „Mało jest na ich temat materiałów. Te struktury były rozmyte, konspiracja w konspiracji” – zaznacza dr Strzyżewska. Jak oszacowała, od stycznia roku 1863 do stycznia 1864 w samej Warszawie sztyletnicy dokonali 47 zamachów, w których zginęły 24 osoby, a 23 zostały ranne.
Więcej w najnowszym wydaniu miesięcznika „Focus Historia” 10/11.