„Rzadko się zdarza, aby śmierć, zadomowiona w teatrze jak rekwizyt, tylokrotnie parodiowana i ośmieszana na scenie, zjawiła się osobiście…” - 3 grudnia 1964 roku w antrakcie spektaklu „Robin Hood” umarł Stefan Bartik; aktor, którego reżyser klasycznych komedii Tadeusz Chmielewski chciał mieć w każdym filmie.
„W pamięci miłośników teatru i amatorów powojennego filmu polskiego nazwisko to winno kojarzyć się z szeregiem soczystych postaci pełnych wyrazistości i ostrości tonu. Wyprowadzał je nieodmiennie ze świata komediowej deformacji i gargantuicznego rozpasania” – ocenił krytyk teatralny, a potem dyrektor Starego Teatru w Krakowie Jan Paweł Gawlik (1924-2017). „Obdarzony niewątpliwą i sugestywną vis comica wywodził swych bohaterów z głębokich mroków gatunku, rozśmieszającego przez wieku miliony cieni szyderczą i ucieszną karykaturą życia” – podkreślił Gawlik w felietonie pt. „Śmierć aktora” („Życie literackie”, 1965).
Przywołał okoliczności śmierci aktora. W prezentowanym od miesiąca spektaklu – premiera „Robin Hooda” wyreżyserowanego według własnego tekstu przez Kazimierza Barnasia (1912-96) odbyła się w tarnowskim Teatrze Ziemi Krakowskiej im. Ludwika Solskiego 31 października 1964 roku – Bartik kreował postać Opata Tucka, „zbierając – jak zawsze – rzęsiste oklaski i rozśmieszając do łez młodą widownię”.
„Uciechom i brawom nie było końca, gdy opasły mnich na cienkich nogach schodził ze sceny zlany potem” – napisał Gawlik. „Że jednak wysiłek w tym zawodzie jest rzeczą zwyczajną, pot taki wydaje się za kulisami czymś normalnym” – dodał.
Sześćdziesięcioletni Stefan Bartik zmęczony pierwszym aktem sztuki usiadł w garderobie i oparłszy głowę na ramieniu położonym na pulpicie przed lustrem znieruchomiał. Kiedy zbliżał się koniec przerwy trwał tak dalej. „Potargali koledzy Bartika, potargali, bo kawalarz był znany i stale wymyślał najrozmaitsze numery. Gorszył się już nawet inspicjent, gorszyła garderoba, aż prawda stała się jasna i ostateczna – jak śmierć” – napisał Gawlik.
Wezwano pogotowie, a widzom ogłoszono, że „aktor, którego tak hojnie oklaskiwaliście państwo przed chwilą – umarł”.
Stefan Bartik urodził się 25 grudnia 1903 w Tarnowie jako syn Józefa i Anny z domu Waszko. Z zawodu był drukarzem, pracował m.in. jako metrampaż w drukarni "Ilustrowanego Kuriera Codziennego" w Krakowie. Występował – jak podaje Encyklopedia Teatru Polskiego - w zespołach amatorskich, m.in. w teatrze młodzieży przemysłowo-rękodzielniczej prowadzonym przez aktorkę i pedagoga Marię Billiżankę (1903-88), a po II Wojnie Światowej w „Wesołej Gromadce” – z której wyszli m.in. Danuta Rinn, Andrzej Kozak, Wiktor Sadecki i Roman Polański.
Maturę Bartik zdał jako ekstern w 1949 roku, cztery lata później – również eksternistyczny egzamin aktorski. W sezonie 1953/54 występował w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, w latach 1954-56 w Teatrze Młodego Widza w Krakowie, później przez jeden sezon w Teatrze Satyryków w Łodzi. W latach 1960-62 był dyrektorem Miejskiego Teatru Muzycznego Opery i Operetki w Krakowie. W 1963 roku przeszedł do Teatru Ziemi Krakowskiej im. Ludwika Solskiego w Tarnowie, w którym występował do końca życia.
„Aktor w najszlachetniejszym sensie ludowy i popularny, o okazałej posturze i wielkiej zręczności, był na scenie symbolem humoru, żywiołem życia” – ocenił Jan Paweł Gawlik.
W 1955 r. Bartik trafił do filmu – zadebiutował jako Śmigalski w „Zemście” wyreżyserowanej przez Antoniego Bohdziewicza i Bohdana Korzeniewskiego. Grał role drugoplanowe, epizodyczne m.in. w „Pętli” i „Rękopisie znalezionym w Saragossie” Wojciecha Jerze Hasa oraz komediowym cyklu o przygodach Pana Anatola Jana Rybkowskiego.
Rozpoznawalność i popularność dała mu postać komisarza policji w filmie „Ewa chce spać” Tadeusza Chmielewskiego. Kreacją tą zachwycił samego reżysera, który usłyszawszy jak Bartik powtarza „Jezus Maria, że tak powiem”, postanowił „go mieć w każdym filmie”.
„Całe życie marzył o głównej roli w filmie, ale chociaż grał różne postaci z pierwszego planu w głównej roli się nie pojawił” – powiedział o Bartiku Tadeusz Chmielewski w rozmowie z Piotrem Śmiałowskim, autorem książki „Jak rozpętałem polską komedię filmową” (2012).
W 1958 roku na hiszpańskim międzynarodowym festiwalu filmowym w San Sebastian „Ewa chce spać” pokonała w konkursie „Zawrót głowy” Alfreda Hitchcocka. Chmielewski, wróciwszy z Hiszpanii ze Złotą Muszlą, postanowił pomóc Bartikowi w realizacji życiowego marzenia.
„Wymyśliłem historię sierżanta służbisty, który w małym miasteczku w czasach stalinowskich w prymitywny sposób gnębił ludzi za odstępstwa od przepisów” – opowiadał reżyser Piotrowi Śmiałowskiemu koncepcję filmu „Wiosna, panie sierżancie”. „Gdy się zakochał, zobaczył, że świat jest piękny. Od tej pory wszystkich namawiał, żeby się zakochiwali. To była jego recepta na szczęście” – dodał.
Tytułowym sierżantem miał być w zamyśle Chmielewskiego Stefan Bartik. Gdyby „Wiosna, panie sierżancie” powstała w 1958 roku, to byłaby filmem Bartika. „On praktycznie nie znikałby z ekranu” – wyjaśnił reżyser.
Trzydziestojednoletni wówczas Chmielewski zgrzeszył jednak młodzieńczą naiwnością. Nie doceniając peerelowskiej rzeczywistości - sądził, że udany, nagrodzony na prestiżowym międzynarodowym festiwalu, debiut, ułatwi mu realizację kolejnych filmów.
Rzeczywistość okazała się jednak zdecydowanie bardziej absurdalna od jego artystycznych pomysłów. „Różne komisje oceniające +Sierżanta+ zaczęły po mnie jeździć jak po łysej kobyle” – wspominał. „Złota Muszla w San Sebastian postawiła mnie – paradoksalnie - w dość dziwnej sytuacji. Z jednej strony uchroniła mnie przed lekceważeniem mojej pracy przez środowisko filmowe, czego zawsze doświadczał Staszek Bareja. Ale z drugiej – stworzyła nagle dziwny system odniesienia do moich kolejnych projektów. Wiele razy słyszałem, że +Ewa chce spać+ była świetna, ale to, co zrobiłem teraz jest poniżej wszelkiej krytyki” – opowiadał reżyser. „Ten mechanizm zauważyłem już podczas próby przepchnięcia +Wiosna, panie sierżancie+” – dodał.
Niejako na otarcie łez, Bartik wystąpił w zwariowanej komedii „Walet pikowy”, zrealizowanej przez Chmielewskiego w 1960 roku.
Próba przepchnięcia „Wiosny…” powiodła się dopiero w 1974 roku – gdy reżyser miał już w swoim dorobku takie filmy jak „Gdzie jest generał”, „Pieczone gołąbki”, „Jak rozpętałem drugą wojnę światową” i „Nie lubię poniedziałku”. W tytułową postać wcielił się Józef Nowak (1925-84) a „Wiosna, panie sierżancie” okazała się w rezultacie ostatnią komedią wyreżyserowaną przez Tadeusza Chmielewskiego.
Stefan Bartik nie doczekał spełnienia życiowego marzenia o głównej roli w filmie - zmarł 10 lat wcześniej, 3 grudnia 1964 roku, w antrakcie spektaklu dla młodzieżowej widowni. Został pochowany na Cmentarzu Salwatorskim w Krakowie.
„Rzadko się zdarza, aby śmierć, zadomowiona w teatrze jak rekwizyt, tylokrotnie parodiowana i ośmieszana na scenie zjawiła się osobiście w sposób tak prosty i łagodny zarazem” – podsumował Jan Paweł Gawlik.
Paweł Tomczyk (PAP)
top/ wj/