Igrzyska w Seulu w 1988 roku zgromadziły ponownie cały sportowy świat na jednej imprezie. Zmieniały się czasy, przychodziła polityczna odwilż... To pomogło także jedności ruchu olimpijskiego.
Jedną z najjaśniejszych gwiazd tej imprezy był amerykański pływak Matt Biondi, który wyjechał do domu z siedmioma medalami - tyloma, ile wywalczył w 1974 roku Spitz. Różnica między tymi zawodnikami była taka, że Biondi zdobył "tylko" pięć złotych. Oprócz tego, jeden srebrny i jeden brązowy.
W sumie wywalczył 11 olimpijskich krążków, gdyż pierwsze sukcesy pływackie zanotował jeszcze w 1984 roku w Los Angeles - wówczas udało mu się stanąć na najwyższym stopniu podium w sztafecie. Swoją owocną karierę zakończył w 1992 roku zdobyciem złota w sztafecie i srebra w wyścigu na 50 m stylem dowolnym.
Seul będzie dobrze pamiętać jednego z najwybitniejszych lekkoatletów końca XX wieku. Ukrainiec Siergiej Bubka, przez lata niepokonany w skoku o tyczce, w swych czterech startach olimpijskich wygrał tylko raz, właśnie w debiucie w Seulu. Choć "car tyczki" występował do Sydney w 2000 roku, choć 35 razy poprawił rekord świata, a sześć razy z rzędu był mistrzem świata - złoty medal olimpijski zdobył tylko raz, występując jeszcze w barwach ZSRR.
W Korei Południowej rozbłysnął talent wielkiego mistrza w wioślarstwie Stevena Redgrave'a. Przyjechał już jako mistrz olimpijski z Los Angeles, a w Seulu wystąpił w dwójce bez sternika i po raz drugi stanął na najwyższym stopniu podium. Redgrave powtórzył ten sukces jeszcze trzy razy - złoto zdobył w Barcelonie (1992), Atlancie (1996) i Sydney (2000). Tylko jednak w Seulu udało mu się zdobyć dwa krążki olimpijskie - do kolekcji dorzucił jeszcze brąz w dwójce ze sternikiem.
Brytyjczyk jest jedynym wioślarzem, który może poszczycić się pięcioma tytułami mistrza olimpijskiego, zdobywanymi w kolejnych pięciu igrzyskach.
Z kolei Barcelona była początkiem kariery jednej z najwybitniejszych judoczek ostatnich lat Japonki Ryoko Tamury. Gdy w stolicy Katalonii doszła aż do finału rywalizacji w najlżejszej kategorii wagowej, miała tylko 16 lat. Wkrótce potem w tej konkurencji na filigranową Japonkę nie było mocnych. Mierząca 146 cm Tamura rok po roku cierpliwie broniła pozycji najlepszej na świecie.
Tym większe było więc zaskoczenie, gdy w Atlancie w finale Tamurę pokonała zupełnie nieznana Kye Sun-hi z Korei Północnej. Wielka mistrzyni przegrała pierwszy pojedynek od kilku lat. Co się jednak odwlecze, to... Już jako dojrzała, bo 25-letnia zawodniczka Tamura nie dała nikomu szans w Sydney. Zresztą sama judoczka, pytana o plany na olimpiadę w Australii, mówiła: "W najlepszym przypadku - złoto. W najgorszym - złoto"... Tym razem sensacji nie było. Swoją dominację w kategorii 48 kg potwierdziła dwanaście lat temu w Atenach, ponownie zdobywając złoty medal.
Już w Hiszpanii głośno było o amerykańskim sprinterze Michaelu Johnsonie, który zdominował dystanse 200 i 400 metrów w ostatniej dekadzie XX wieku. W Barcelonie na przeszkodzie do sławy stanęła mu kontuzja, która pozwoliła tylko na triumf w sztafecie 4x400 m.
Cztery lata później, podczas igrzysk w Atlancie, oczy wszystkich były zwrócone właśnie na niego - najszybszego i najbrzydziej biegającego człowieka świata. Charakterystyczny kaczkowaty styl Johnsona nie przeszkadzał mu jednak osiągnąć fantastycznych rezultatów. Po spodziewanym sukcesie na 400 m przyszedł czas nie tylko na złoto, ale i na rekord świata na 200 metrów. Pobiegł fenomenalnie. 19,32 s pozwoliło mu złamać 17-letni rekord globu, gorszy od jego rezultatu o 0,34 s. Na dystansie sprinterskim to prawdziwa przepaść.
Jego rezultat na czele światowych tabel przetrwał do 2008 roku, kiedy w igrzyskach w Pekinie o 0,02 poprawił go Usain Bolt. Rok później w mistrzostwach świata Jamajczyk urwał kolejne 0,11.
Amerykanin zdobył jeszcze dwa złote medale w Sydney w 2000 roku - ponownie dominował na 400 metrów (był pierwszym sprinterem, który obronił tytuł mistrzowski na tym dystansie), wygrał też wspólnie z kolegami sztafetę 4x400 m. (PAP)
mar/ cegl/ pp/