Ksiądz Jerzy Popiełuszko był celem ataków peerelowskiej propagandy, zarówno za życia, jak i jeszcze długo po śmierci.
Ksiądz Jerzy Popiełuszko ze względu na swoją postawę (z jednej strony wspieranie represjonowanych i prześladowanych, a z drugiej krytyka władz za łamanie praw człowieka i zasad demokracji) stał się obiektem ataku władz. Szczególnie nie podobały im się odprawiane przez niego msze św. za Ojczyznę, gromadzące coraz większe rzesze wiernych. Znalazł się więc na celowniku szeregu instytucji – zarówno działających jawnie (np. Urzędu ds. Wyznań), jak i tajnie (Służby Bezpieczeństwa).
W działania przeciwko niemu zaangażowały się również media. Co ciekawe nie tylko te krajowe. We wrześniu 1984 r. jeden ze swych artykułów poświęciły mu nawet sowieckie „Izwiestia”. Ich korespondent (Leonid Toporkow) pisał o księdzu, że „zmienił swoje mieszkanie w magazyn nielegalnej literatury”, iż współpracuje z „zajadłymi kontrrewolucjonistami”, a w jego kazaniach „aż bije [...] nienawiść do komunizmu”. I pytał retorycznie czy „ksiądz Popiełuszko i podobni mu +duchowni+ mogliby prowadzić dywersyjną robotę” bez zgody swoich przełożonych?
Grzegorz Majchrzak: W kraju kluczową rolę w atakach propagandowych na warszawskiego kapłana odgrywał rzecznik prasowy rządu Jerzy Urban. Nie tylko firmował on politykę władz, ale też pisał jako „niezależny publicysta”, ostro atakując opozycję. To on w znacznej mierze kreował negatywny wizerunek ks. Popiełuszki. Jego tezy powielali potem dyspozycyjni dziennikarze.
W kraju kluczową rolę w atakach propagandowych na warszawskiego kapłana odgrywał rzecznik prasowy rządu Jerzy Urban. Nie tylko firmował on politykę władz, ale też pisał jako „niezależny publicysta”, ostro atakując opozycję. To on w znacznej mierze kreował negatywny wizerunek ks. Popiełuszki. Jego tezy powielali potem dyspozycyjni dziennikarze.
Urban (pod pseudonimem Michał Ostrowski) był autorem artykułu „Garsoniera obywatela Popiełuszki” z grudnia 1983 r. opublikowanego w „Expressie Wieczornym” i powtórzonego przez prasę i radio w dniu następnym. W artykule tym pisał o ks. Jerzym, że ten jest „postacią tajemniczą, uwikłaną w krętactwa uprawiane nie tylko wobec władz państwowych, lecz także kościelnych przełożonych”. Mieszkanie na Chłodnej zakupione przez niego nazywał konspiracyjnym, zarzucał też kapelanowi oszustwa przy jego nabyciu.
Z kolei we wrześniu 1984 r. w czasopiśmie „Tu i Teraz”, tym razem jako „Jan Rem”, opublikował artykuł „Seanse nienawiści”. Księdza Popiełuszkę nazywał w nim „natchnionym politycznym fanatykiem, Savonarolą antykomunizmu” i oskarżał o urządzanie „seansów nienawiści”, organizowanie „sesji politycznej wścieklizny”.
Oczywiście, o czym była mowa wcześniej, nie on jeden. W tym miejscu warto przypomnieć oświadczenie dziennikarzy czuwających w kościele św. Stanisława Kostki po porwaniu ks. Popiełuszki, w którym stwierdzali oni, że do tej tragedii przyczyniły się również media kontrolowane przez władze. Zarzucali im „milczenie i zniekształcanie prawdy”, a także uprawianie „propagandy nienawiści”. Pisali, że do porwania warszawskiego kapelana mogłoby nie dojść, gdyby „prasa radio i telewizja domagały się ujawnienia pełnej prawdy o wcześniejszych aktach terroru i przestrzegały przed konsekwencjami przemocy i lekceważenia sprawiedliwości”.
Ataków propagandowych na osobę ks. Jerzego Popiełuszki nie zaprzestano również po jego zamordowaniu w październiku 1984 r. przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Takie zresztą były wytyczne władz i personalnie I sekretarza KC PZPR i premiera Wojciecha Jaruzelskiego. W kilka dni po pogrzebie warszawskiego kapelana na posiedzeniu rządu w ramach walki z księżmi uznawanymi przez rządzących za wrogich zalecał podwładnym: „trzeba premiować, popularyzować księży pozytywnych” po to, aby „wygodniej […] potem prać jakiegoś takiego księdza Jancarza czy kogoś innego”. Z kolei pod koniec listopada na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR stwierdzał; „dzisiaj zacząć Popiełuszkę patroszyć, tobyśmy chyba znów popełnili duży błąd”. Nakazywał jednak przypominać „łaskawym panom, że oni sami pisali, że ksiądz Popiełuszko to jest opoka opozycji”. I chwalił Jerzego Urbana za pomysł wykorzystania stenogramów (a właściwie odpowiednio dobranych ich fragmentów) warszawskiego kapelana do atakowania go za rzekome upolitycznienie.
Wytyczne te były w następnych miesiącach realizowane przez media. W styczniu 1985 r., w czasie procesu zabójców ks. Jerzego Popiełuszki, na forum organu Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Krakowie „Gazety Krakowskiej”, ukazał się np. cykl artykułów Stanisława Stanucha „Nie ma miejsca dla ciebie”. Pierwszy z nich dotyczył wystawy zorganizowanej przez ks. Kazimierza Jancarza w Mistrzejowicach poświęconej pogrzebowi zamordowanego kapelana, a kolejne dwa listów od słuchaczy. Jego autor atakował nie tylko ks. Jancarza, ale też ks. Popiełuszkę. O wystawie pisał: „Informacji tutaj niewiele, wiele natomiast apeli do nienawiści”. I pytał: „Czy zamiast twierdzić, iż odszedł +męczennik za wiarę+ nie należałoby ograniczyć się do nazwania rzeczy po imieniu, iż mamy do czynienia z morderstwem działacza politycznego?”. Odpowiadając czytelnikom stwierdzał z kolei: „U wielu korespondentów budzi niepokój kwestionowanie przeze mnie +świętości+ Zmarłego. Powtarzam więc: nie wiem, czy jazdy po całej Polsce w luksusowym samochodzie (zamiast +posługi religijnej+ we własnej parafii), dysponowanie znacznymi kwotami waluty (i to niekoniecznej polskiej), a przede wszystkim wygłaszanie opinii głównie o charakterze politycznym, które cytowałem dosłownie za organizatorami wystawy mistrzejowickiej, świadczą o jakimś szczególnie bogatym życiu religijnym? A może raczej o niezwykle bogatym życiu działacza politycznego? Znam wielu młodych wikarych, ale nie przesiadają się oni z auta do auta – jadąc na przykład do chorego – aby +zmylić+ obserwatorów, nie wynajmują zakonspirowanych mieszkań i nie odbywają narad z przedstawicielami opozycji […] Gdzież więc owa świętość?”.
Również wśród wybranych przez Stanucha listów „czytelników” można było znaleźć ostre ataki na warszawskiego kapelana w stylu:: „Zamordowany zapomniał o tolerancji i o starym rzymskim przysłowiu: +Nienawiść wywołuje nienawiść, zaufanie budzi zaufanie+. Siejąc nienawiść zginął od nienawiści”.
Grzegorz Majchrzak: Ataków propagandowych na osobę ks. Jerzego Popiełuszki nie zaprzestano również po jego zamordowaniu w październiku 1984 r. przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Takie zresztą były wytyczne władz i personalnie I sekretarza KC PZPR i premiera Wojciecha Jaruzelskiego.
Co trzeba przypomnieć proces zabójców ks. Jerzego Popiełuszki (27 grudnia 1984 r. – 7 lutego 1985 r.) stał się okazją do oskarżeń pod jego adresem, a sam ksiądz stał się wręcz współoskarżonym. O ile można taką postawę zrozumieć w przypadku jego morderców, to w przypadku oskarżyciela (prokuratora Leszka Pietrasińskiego) już trudniej. O zamordowanym mówił on m.in.: „Przyjąć należy, że naruszająca prawo, antypaństwowa, przeciwstawna porozumieniu narodowemu, jątrząca działalność ks. Jerzego Popiełuszki trwała nieprzerwanie od szeregu lat do dnia 19 października 1984 r.”. Co potem podkreślali oskarżyciele posiłkowi takiego zrównania ofiary z katem „nie znają chyba kroniki sądownictwa światowego”. Mało tego Pietrasiński wcielał się wręcz w rolę obrońcy zabójców księdza stwierdzając, że sędziowie mają „prawny obowiązek rozstrzygnąć nie tylko o tym, kto i w jaki sposób pozbawił życia ks. Jerzego Popiełuszkę, lecz także dlaczego to uczynił”. Mówiąc o pobudkach zabójców stwierdzał o zamordowanym: „Jako obywatel i kapłan podejmował działania ekstremalne, sprzeczne z zasadami prawa obowiązującymi w społeczeństwie i regułami jego zawodu”.
Ataki na ks. Popiełuszkę nie skończyły się wraz ze skazaniem jego zabójców. Co prawda szybko wyciszono kampanię medialną, ale sięgnięto po publikacje książkowe. Przykładowo Ryszard Świerkowski w pozycji wydanej w 1987 r. („Głośno nad trumnami”) powielał stare zarzuty pod jego adresem. Pisał m.in.:. „Przemilcza się, że ksiądz Popiełuszko padł ofiarą zbrodni nie jako duchowny, lecz jako polityczny agitator. Już dawno nie słyszało się, żeby na kogoś czyhano tylko dlatego, że odprawiał mszę; natomiast działacze, owszem bywają narażeni i zbrodnia polityczna jest stara jak ludzkość”. W tym samym roku „Reportaże z beczki prochu” opublikował wspomniany wcześniej Stanisław Stanuch. Wśród nich znalazły się również te, w których atakował zamordowanego. Takich przykładów można byłoby znaleźć więcej.
Grzegorz Majchrzak