„Napisaliśmy to nie tylko dla narodu niemieckiego, ale i dla naszego. Nie ma w tym naprawdę żadnych tanich historycznych kłamstw. Wierzymy, że pojawiła się szansa ̶ szansa na przełom w dzisiejszej sytuacji. Prosimy was, nie odrzucajcie szansy. Bóg wam to wynagrodzi!” ̶ pisał w październiku 1965 r. inicjator i główny redaktor orędzia biskupów polskich do niemieckich, datowanego na 18 listopada, kard. Bolesław Kominek.
Słusznie dziś widzimy w orędziu początek procesu pojednania polsko-niemieckiego, które miało pozwolić na budowę wspólnoty europejskiej ponad istniejącymi w 1965 r. podziałami na blok sowiecki i tzw. wolny świat. Pozwoliło też na zbudowanie otoczenia międzynarodowego, w którym możliwe było powstanie wolnej Polski.
Dzisiaj, po 50. latach od powstania tego dokumentu, możemy postawić uzasadnione pytanie: co w tekście podpisanym przez polski episkopat sprawiło, że przyczynił się on do tak głębokiej przemiany ówczesnej rzeczywistości?
Wydaje się, że przede wszystkim było to wspomniane przez arcybiskupa wrocławskiego zmierzenie się przez hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce z prawdą historyczną ̶ prawdą w kontekście ewentualnego pojednania między Polakami i Niemcami niezwykle trudną, bo związaną z ludobójstwem popełnionym przez Niemców na kilku milionach naszych rodaków i to stosunkowo niedawno, bo zaledwie przed 20. laty.
Paweł Skibiński: W swym orędziu polscy biskupi przywracali właściwy wymiar polskiej tragedii podczas II wojny światowej, ukazując ją jako zapewne najbardziej tragiczne, ale jednak tylko jedno z wielu wydarzeń w tysiącletniej historii stosunków polsko-niemieckich.
Po pierwsze w swym orędziu polscy biskupi przywracali właściwy wymiar polskiej tragedii podczas II wojny światowej, ukazując ją jako zapewne najbardziej tragiczne, ale jednak tylko jedno z wielu wydarzeń w tysiącletniej historii stosunków polsko-niemieckich. Nie było przy tym z ich strony mowy o ̶ pojawiającej się w ostatnich latach ̶ relatywizacji niemieckich zbrodni. Zbrodnie te pozostały gigantyczne, ale jednak nie przewyższały chrześcijańskiego miłosierdzia.
Jednak należy zauważyć, że takie odejście przez abp. Kominka, kard. Wyszyńskiego, abp. Wojtyłę i pozostałych polskich biskupów od absolutyzacji zbrodni niemieckich odbierało komunistom podwójną legitymizację ̶ tracili bowiem rolę obrońców narodu przed niemieckim rewanżyzmem oraz rolę twórców zupełnie nowego porządku po apokaliptycznym kataklizmie globalnej wojny. Zdaniem sygnatariuszy orędzia polska wspólnota trwała bowiem o wiele dłużej niż komunizm i układała sobie stosunki z Niemcami, jako narodem chrześcijańskim o wiele wcześniej niż ten zaprzedał się nazizmowi. W domyśle miała sobie układać te stosunki niezależnie od komunizmu także w przyszłości.
Polscy biskupi pisali: "Mamy zaiste wiele do zawdzięczenia kulturze zachodniej, a w tym i niemieckiej". Nie ukrywali jednocześnie tego, co bolesne we wzajemnych stosunkach, wskazując na konflikt z Krzyżakami, zabory i zbrodnię eksterminacji Polaków i ich elit podczas II wojny światowej.
Biskupów stać było na empatię dla Niemców, którzy także zapłacili wielką cenę za wojnę.
Biskupi polscy pisali: "Polska granica na Odrze i Nysie jest, jak to dobrze rozumiemy, dla Niemców nad wyraz gorzkim owocem ostatniej wojny, masowego zniszczenia, podobnie jak jest nim cierpienie milionów uchodźców i przesiedleńców niemieckich. (...) Większa część ludności opuściła te tereny w strachu przed rosyjskim frontem i uciekła na Zachód. Dla naszej Ojczyzny, która wyszła z tego masowego mordowania nie jako zwycięskie, lecz krańcowo wyczerpane państwo, jest to sprawa egzystencji (nie zaś powiększenia «obszaru życiowego»)". Przypomnieli jednak równocześnie, że Polacy po wojnie pozostali "bez terenów wschodnich, z których od roku 1945 miliony polskich ludzi (sic!) musiały odpłynąć na «poczdamskie tereny zachodnie»". Przypomnieli też o zniszczeniach wojennych, które w Polsce wielokrotnie przewyższały straty niemieckie.
Te stwierdzenia wyrażały niewygodną wówczas prawdę historyczną, zwłaszcza w dwu aspektach: wskazania, że nie da się zrozumieć wydarzeń lat 1944-45 na Ziemiach Zachodnich dzisiejszej Polski bez obecności Sowietów, przed którymi uciekali "wypędzeni", a także przypomnienia, że Polacy przegrali wojnę ponosząc nie tylko wielkie straty ludzkie, materialne, ale także terytorialne, wszak polskie ziemie wschodnie zagarnęli Sowieci. Nic więc dziwnego, że tak otwarte wyrażenie prawdy o tych wydarzeniach musiało wzbudzić wściekłość Moskwy i jej namiestników w Warszawie ̶ Władysława Gomułki i PZPR. Polscy komuniści wspierali się bowiem głównie na sojuszu z Sowietami, jako gwarancji bezpieczeństwa przed niemieckimi rewindykacjami ̶ sojuszu nierównoprawnym i zakłamanym w swej istocie.
Innym powodem wściekłości przedstawicieli reżimu komunistycznego, którzy przeprowadzili w wyniku orędzia bezprecedensowy i brutalny atak na prymasa Polski i cały polski episkopat, było prowadzenie dyplomacji poza strukturami komunistycznego państwa. Episkopat polski, wykorzystując swą pozycję nieformalnego ale realnego wyraziciela opinii narodu polskiego (całego katolickiego narodu, a nie tylko katolików), wyciągał rękę do zgody nie tylko między Kościołami, a między narodami właśnie.
Cały zawarty w orędziu historyczny wywód, w którym polscy biskupi przywoływali rodzimych świętych, polskie dokonania naukowe, m.in. najstarszy w tej części Europy uniwersytet w Krakowie, miał także pokazać biskupom niemieckim polską podmiotowość. Było to coś, na co trudno było przystać nie tylko komunistom z Warszawy i Moskwy, ale także niemieckiemu episkopatowi, który prezentował zakorzeniony w niemieckiej kulturze mit cywilizacyjnej wyższości wobec narodów wschodnich, w tym Polaków. Jak słusznie zwrócił uwagę wrocławski historyk, Robert Żurek, orędzie polskich biskupów spotkało się przecież z pewnym lekceważeniem ze strony episkopatu Niemiec. Nawet tak życzliwy Polsce hierarcha, jak kard. Julius Döpfner z Monachium, miał skłonność do pouczania kard. Wyszyńskiego na temat tego, co jest a co nie jest dyskursem nacjonalistycznym w wystąpieniach biskupów.
Słusznie więc w swym historycznym dokumencie abp. Kominek i kard. Wyszyński przemawiali do Niemców, jak równi do równych i partnersko wyciągali rękę do zgody, podejmując w imieniu Polaków suwerenną, zakorzenioną w chrześcijańskim miłosierdziu, decyzję o wybaczeniu doznanych krzywd.
W ten sposób nie tylko mówili prawdę o dziejach stosunków polsko-niemieckich, ale wyrażali także jej podmiotową polską interpretację, do której Polacy mieli i mają prawo, i którą mieli i mają prawo komunikować swym sąsiadom, niezależnie od całego zrozumienia ich odmiennego stanowiska.
Zarówno to, co mówili Niemcom o wspólnej historii, ale także to, jak mówili, miało okazać się podstawą skutecznego zbliżenia stanowisk i w dłuższej perspektywie ̶ historycznego pojednania.
Drugi, obok odwołania się do historycznej prawdy, element, zmieniający ówczesną rzeczywistość to właśnie pojednanie. Pojednanie zaproponowane przez polskich biskupów, nie oparte na amnezji, lecz na wzajemnym wybaczeniu win, było możliwe tylko w kontekście odwołania do chrześcijaństwa. Nie przypadkowo więc z inicjatywą takiego pojednania występował katolicki episkopat jednego ze zwaśnionych narodów. Nie przypadkowo tego, który doznał większej, można powiedzieć niepowetowanej, krzywdy.
Paweł Skibiński: Pojednanie zaproponowane przez polskich biskupów, nie oparte na amnezji, lecz na wzajemnym wybaczeniu win, było możliwe tylko w kontekście odwołania do chrześcijaństwa. Nie przypadkowo więc z inicjatywą takiego pojednania występował katolicki episkopat jednego ze zwaśnionych narodów. Nie przypadkowo tego, który doznał większej, można powiedzieć niepowetowanej, krzywdy.
Nie wszędzie na świecie, gdzie miały miejsce wielkie międzynarodowe konflikty w XX stuleciu, tego rodzaju propozycja pojednania byłaby w ogóle możliwa. Możemy wymienić jedynie jako przykład konflikt arabsko-żydowski na Bliskim Wschodzie, czy konflikt japoński-chiński w Azji Wschodniej. W obu przypadkach brak odniesienia do świata pojęć chrześcijańskich w praktyce uniemożliwia myślenie o trwałym wyjściu z logiki odwetu. W przypadku Polaków i Niemców chrześcijaństwo stwarzało, jak się okazało, taką platformę porozumienia.
Orędzie polskiego episkopatu z 18 listopada 1965 r. opierało się więc na odważnym wypowiedzeniu historycznej prawdy o wzajemnych stosunkach, prawdy widzianej jednak z Polski i przez Polaków. Przyznać trzeba rację abp. Kominkowi, że w orędziu "nie ma żadnych tanich, historycznych kłamstw". Bo jak głosił jeden z sygnatariuszy tego dokumentu, podpisany pod nim jako czwarty, ówczesny arcybiskup krakowski Karol Wojtyła, "Prawda nas wyzwoli". Prawda o dziejach naszych stosunków z Niemcami rzeczywiście wyzwoliła nas z mentalnego uzależnienia od opieki wschodniego, sowieckiego sąsiada, a Niemców z niemożności przyznania się do zbrodni na Polakach.
Dziś orędzie nie traci jednak dla nas swej aktualności, ucząc nas także jasnego i podmiotowego mówienia o własnej przeszłości, bez arogancji, ale też bez uniżoności. Prawda i podmiotowość, jak pokazują dzieje wystąpienia polskiego episkopatu, stanowią bowiem właściwy grunt do współpracy, nawet w sytuacji obciążenia najtrudniejszym bagażem tragicznej przeszłości.
dr hab. Paweł Skibiński
dr hab. Paweł Skibiński (ur. 1973) − historyk, wykładowca UW, specjalista od najnowszej historii Kościoła katolickiego, przewodniczący Zespołu Redakcyjnego Pro Memoria kard. Stefana Wyszyńskiego, w latach 2010-2015 dyrektor Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego.
***
Więcej na temat pojednania polsko-niemieckiego oraz tzw. Mszy Pojednania z 12 listopada 1989 r. na stronie odwagaipojednanie.pl. Strona towarzyszy stałej wystawie plenerowej „Odwaga i pojednanie” przygotowanej przez Muzeum Historii Polski we współpracy z Fundacją „Krzyżowa” dla Porozumienia Europejskiego. Ekspozycja o polsko-niemieckim pojednaniu została uroczyście otwarta w Krzyżowej k. Świdnicy w listopadzie 2014 r. z okazji 25. rocznicy Mszy Pojednania.