2011-04-07 (PAP) - "Historia jednej znajomości", "Biały krzyż","Kwiaty we włosach", "Wróćmy na jeziora" - te przeboje, mimo upływu lat, znane są do dziś. Ich kompozytor, Krzysztof Klenczon zmarł 7 kwietnia 1981 r. w Chicago.
"Krzysztof został ranny w wypadku samochodowym, gdy wracał 25 lutego 1981 roku z koncertu charytatywnego w klubie Milford w Chicago. Zmarł 7 kwietnia w szpitalu św. Józefa w Chicago, a 25 lipca 1981 roku wrócił do kraju, na jeziora, które tak ukochał i spoczął w grobie rodzinnym w Szczytnie" - wspomniał w rozmowie z PAP Jerzy Skrzypczyk, który wraz z Klenczonem, Jerzym Kosselą, Henrykiem Zomerskim i Bernardem Dornowskim występował w pierwszym składzie Czerwonych Gitar.
Zdaniem Skrzypczyka, najtrafniej Klenczona charakteryzuje tytuł jednego z artykułów jemu poświęconych "Zbuntowany anioł". "Ten bunt dostrzec można było w jego charakterze i brzmieniu niektórych utworów, jak chociażby +10 w skali Beauforta+, zaś anielskie usposobienie w piosenkach sentymentalnych, bardzo uczuciowych, jak +Jesień idzie przez park+, +Gdy, kiedyś znów zawołam cię" - powiedział Skrzypczyk.
Klenczon skomponował wiele przebojów Czerwonych Gitar, wśród nich m.in.: "Taka jak ty", "Historia jednej znajomości", "Nikt na świecie nie wie", "Biały krzyż", "Wróćmy na jeziora", "Kwiaty we włosach", "Powiedz stary, gdzieś ty był", "Jesień idzie przez park", a także Trzech Koron: "10 w skali Beauforta", "Port", "Czyjaś dziewczyna".
Krzysztof Klenczon urodził się 14 stycznia w 1942 r. w Pułtusku, wychowywał się w Szczytnie; jego ojciec, żołnierz AK, ukrywał się przed ówczesną władzą aż do amnestii w roku 1956. "Ten okres miał zapewne ogromny wpływ na kształtujące się w artyście przymioty: odwagę, honor, poczucie sprawiedliwości, bezinteresowność" - napisano na stronie Ogólnopolskiego Konkursu Piosenki im. Krzysztofa Klenczona.
Był muzycznym samoukiem; w dzieciństwie uczył się gry na klarnecie i gitarze. W 1962 r. wziął udział w I Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie, gdzie wraz z Karolem Warginem, dzięki piosence "Pluszowe niedźwiadki" uznani zostali za najlepszy duet. Do lipca 1964 r. współpracował z zespołem Niebiesko-Czarni, z którym wystąpił w paryskiej Olympii w 1963 r., co było wydarzeniem w skali kraju.
Potem grał i śpiewał w grupie Pięciolinie, która w styczniu 1965 r. przekształciła się w Czerwone Gitary. Na VII Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu w 1969 r. odniósł jeden z większych sukcesów utworem "Biały Krzyż" do słów Janusza Kondratowicza. "Ilekroć wykonujemy ten utwór, zawsze ogarnia mnie wzruszenie, coś ściska za gardło, trudno jest śpiewać" - powiedział Skrzypczyk.
Z kolei wiceprezes gdyńskiego Stowarzyszenia Christopher Wiesław Wilczkowiak przypomniał w rozmowie z PAP to, co powiedziała mu żona Klenczona - Alicja, że "piosenkę +Biały Krzyż+ Krzysztof skomponował dla swojego ukochanego taty; zawsze dedykował ją ojcu oraz wszystkim, którzy walczyli za Polskę Niepodległą". "Ludzie często porównywali dwie piosenki +Czerwone Maki na Monte Cassino+ i +Biały Krzyż+ - wspominała Alicja. - Obie patriotyczne. Krzysztof grając w chicagowskich klubach nie pozwalał nikomu tańczyć ani podczas wykonywania +Białego Krzyża+, ani +Czerwonych Maków+. Nieraz nawet schodził na parkiet i prosił grzecznie o powrót do stolika".
W maju 1972 r. Klenczon wraz z rodziną wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie komponował, nagrywał i występował. W latach 1978-1979 koncertował też w wielu miastach Polski.
"Po naszym przyjeździe do USA, w Chicago urodziła się druga córka. Krzysztof bardzo pomagał, przewijał pieluchy i chyba więcej skakał przy dzieciach niż ja. Był kapitalnym ojcem" - powiedziała Alicja Klenczon-Corona. Jak zaznaczyła, nadal nie może pogodzić się ze śmiercią męża i do dziś "odzywają się okropne wspomnienia". Mimo że trudno jest jej - jak zaznaczyła - rozmawiać na ten temat, wróciła pamięcią do 25 lutego 1981 roku.
"Koncert był udany, jednak Krzysztof nie bardzo miał ochotę grać i śpiewać, bowiem był poważnie przeziębiony. Nawet chciał odmówić, ale że to był koncert charytatywny więc zagrał. Po raz ostatni w życiu!" - mówi żona Alicja.
"Wracaliśmy obydwoje nad ranem samochodem do domu - wspomina Alicja. - Ja siedziałam za kierownicą; raptem na jakiś światłach Krzysztof jakby się obudził wrzeszcząc na mnie, że się przesiadamy i on poprowadzi dalej. Może 2-3 minuty później zobaczyłam światła pędzącego na nas samochodu. Usłyszałam huk i nic już więcej nie pamiętałam. Straciłam przytomność. Nie wiem, jakim cudem, ale ja nie doznałam żadnych poważniejszych obrażeń. Niestety, Krzysztof nie miał takiego szczęścia, miał złamane żebra, które przebiły lewe płuco, przerwaną aortę. Była operacja aorty, więc była nadzieja... Jednak organizm nie wytrzymał i po 40 dniach od wypadku Krzysztof zmarł. Nasze małżeństwo trwało zaledwie 15 lat. Nie chciało mi się więcej żyć, ale miałam dla kogo żyć - były dwie córki".
Grób Klenczona w Szczytnie jest miejscem często odwiedzanym. Na cześć muzyka odbywają się też co roku "Dni i Noce Szczytna"; główny koncert nosi imię Krzysztofa Klenczona. Jedna z warszawskich ulic na Bielanach też została nazwana jego imieniem, zaś w centrum Pułtuska jest Bulwar Krzysztofa Klenczona. Jest on także patronem Publicznego Gimnazjum w Dźwierzutach w woj. warmińsko-mazurskim.
"Ten rok poświęcimy na naszych występach Krzyśkowi, a 12 listopada w Sali Kongresowej w Warszawie zagramy specjalny Koncert Pamięci. Będzie on takim łącznikiem między 30. rocznicą śmierci a 70. rocznicą urodzin, która przypadnie 14 stycznia" - poinformował Skrzypczyk.(PAP)
kali/ abe/ jbr/