Bitwa pod Grunwaldem w 1410 r., podobnie jak wiele innych zwycięstw polskiego oręża, m.in. bitwa pod Kłuszynem w 1610 r. i bitwa pod Wiedniem w 1683 r., nie została wykorzystana politycznie. Wśród powodów wymienia się niekonsekwencję Polaków, anarchię szlachty i słabość polskiej dyplomacji.
"Wiktoria polsko-litewskich wojsk z 15 lipca 1410 r. nie została zamieniona na sukces od strony terytorialnej. W rezultacie kończącego wojnę z Krzyżakami pokoju toruńskiego w 1411 r., Polska uzyskuje tylko Ziemię Dobrzyńską. Na konsumpcję Grunwaldu trzeba czekać jeszcze 50 lat, gdy dopiero w 1466 r. na mocy drugiego pokoju toruńskiego, Polska odzyskuje istotne ze strategicznego punktu widzenia Pomorze Gdańskie" - powiedział PAP prof. Mirosław Nagielski z Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego.
"Na konsumpcję Grunwaldu trzeba było czekać 50 lat, dopiero w 1466 r. na mocy drugiego pokoju toruńskiego, Polska odzyskuje istotne ze strategicznego punktu widzenia Pomorze Gdańskie"
O słabym wykorzystaniu militarnego zwycięstwa bitwy pod Grunwaldem, która - jak zaznaczył historyk - była jedną z największych bitew średniowiecza, zadecydowało niezdobycie, choć była taka możliwość, krzyżackiej twierdzy w Malborku, będącego od 1309 r. siedzibą wielkiego mistrza i stolicą Zakonu Krzyżackiego.
"Po bitwie armia Władysława Jagiełły potrzebowała aż 10 dni w dotarciu pod mury Malborka, który dzięki temu się obronił. Po 15 lipca stolicy Zakonu Krzyżackiego broniło jedynie ok. 50-100 rycerzy, ale po wieści o przegranej, już 18 lipca obroną krzyżackiej twierdzy zajął się komtur świecki Henryk von Plauen. W ciągu kilku dni, bo pierwsze polskie odziały pojawiły się tam z 22 na 23 lipca, zgromadził ok. 5 tys. obrońców" - powiedział prof. Nagielski.
Wśród powodów opieszałości polsko-litewskich wojsk wymienia się konieczność pogrzebania zabitych rycerzy obu stron, podjęcie pertraktacji z krzyżackimi jeńcami oraz przyjmowanie kapitulacji pruskich miast i zamków. Ponadto międzynarodowa sytuacja Polski nie była do końca jasna. Z południa groził atak ze strony oddziałów sprzymierzonego z Krzyżakami króla Węgier Zygmunta Luksemburskiego, niepewne było także zachowanie zachodniej Europy popierającej Krzyżaków, a także Zakonu Kawalerów Mieczowych w Inflantach.
"W dodatku Bitwa pod Grunwaldem to było starcie ciężkozbrojnej kawalerii. A bez piechoty i artylerii nie można zdobywać takich twierdz jak Malbork, o czym Jagiełło doskonale wiedział" - zaznaczył historyk, dodając, że kunszt krzyżackich budowniczych podziwiany jest do czasów współczesnych.
Wśród innych zmarnowanych szans Rzeczypospolitej po wygranych bitwach prof. Nagielski wymienił niewykorzystane zwycięstwo kniazia Konstantego Ostrogskiego w bitwie pod Orszą w 1514 r., gdzie mimo rozbicia całej armii moskiewskiej nie udało się odzyskać utraconego wcześniej Smoleńska; zwycięskie bitwy polskiej husarii: pod Kircholmem w 1605 r. i pod Kłuszynem w 1610 r., a także sławną odsiecz wiedeńską z 1683 r., gdy polsko-austriacko-niemieckie wojska pod dowództwem Jana III Sobieskiego rozbiły armię Imperium Osmańskiego.
"Wiedeń był ogromnym sukcesem militarnym i prestiżowym odradzającej się Rzeczypospolitej po wojnach polsko-tureckich w latach 1672-76, ale jeżeli na Wiedeń spojrzymy pod kątem dokonań, tzn. co przyniósł nam Wiedeń, to na to pytanie trzeba odpowiedzieć jednoznacznie negatywnie"
"Wiedeń był ogromnym sukcesem militarnym i prestiżowym odradzającej się Rzeczypospolitej po wojnach polsko-tureckich w latach 1672-76, ale jeżeli na Wiedeń spojrzymy pod kątem dokonań, tzn. co przyniósł nam Wiedeń, to na to pytanie trzeba odpowiedzieć jednoznacznie negatywnie. Pod długim pobycie w okowach Ligi Świętej aż do pokoju karłowickiego w 1699 r. odzyskaliśmy jedynie to, co utraciliśmy w 1672 r., czyli Kamieniec Podolski z częścią Podola i część prawobrzeżnej Ukrainy" - powiedział prof. Nagielski, podkreślając, że pod względem terytorialnym Polska z sojuszu z Cesarstwem Austriackim "wyszła jak Zabłocki na mydle".
Nieumiejętność wykorzystania militarnych sukcesów I Rzeczpospolitej wiązała się m.in. ze słabą pozycją króla polskiego wobec szlachty, która ze względu na przywileje stopniowo skłaniała się ku anarchii.
"Demokracja szlachecka, choćby od połowy XVII w. poprzez np. wprowadzenie liberum veto w 1652 r., doprowadziła do anarchizacji życia społecznego. Z tego powodu władca w Polsce miał ograniczone możliwości działania, bo to przecież od Sejmu zależało czy szlachta da pieniądze na wojsko, ile tych pieniędzy da, a więc ingerencja społeczności szlacheckiej miała miejsce we wszystkich aspektach działalności publicznej" - tłumaczył prof. Nagielski.
"Nieumiejętność wykorzystania militarnych sukcesów I Rzeczypospolitej wiązała się m.in. ze słabą pozycją króla polskiego wobec szlachty, która ze względu na przywileje stopniowo skłaniała się ku anarchii".
W jego ocenie, anarchię pogłębiały także powstające na południowo-wschodnich obrzeżach Rzeczypospolitej "olbrzymie latyfundia magnackie, których właścicielom, +królewiętom+ podporządkowywała się rzesza biednej szlachty". O słabości ówczesnej Rzeczypospolitej świadczy fakt, że do 1654 r. "nie była w stanie, nie mając jeszcze na karku ani Szweda ani Moskwy, uporać się z powstaniem kozackim" - powiedział badacz.
"Już wówczas wyszły wszystkie mankamenty funkcjonowania państwa polskiego, przede wszystkim fatalnego systemu skarbowo-wojskowego. Rzeczpospolita była pozbawiona stanu mieszczańskiego, który generując możliwość udzielania kredytów mógł wesprzeć króla w jego wyprawach wojennych. Król nie mógł oprzeć się na bankierach, na mieszczanach, nie mieliśmy kredytu. O ile na zachodzie Europy można było kredytować działania wojskowe niemal od pierwszego dnia wojny, u nas rozpoczęcie jej finansowania trwało niejednokrotnie rok od momentu, gdy Sejm, a więc szlachta, przyznawała pewne fundusze" - zauważył historyk.
Prof. Nagielski zwrócił też uwagę na słabość polskiej dyplomacji. Według niego, Rzeczpospolita nigdy nie miała dyplomacji w postaci np. ambasadorów czy rezydentów na dworach europejskich. Jak wyjaśnił, dyplomację Rzeczypospolitej wyznaczali jedynie posłowie wybierani przez Sejm, którzy choć odgrywali istotną rolę w rozmowach ze Szwecją, Rosją, Turcją, to jednak nie prowadzili tam codziennych roboczych negocjacji.
"Rzeczpospolita była pozbawiona stanu mieszczańskiego, który generując możliwość udzielania kredytów mógł wesprzeć króla w jego wyprawach wojennych".
Dodał, że polska dyplomacja znajdowała się wówczas w rękach króla, który rozsyłał swoich agentów po dworach europejskich lub do znaczących miast takich jak np. Hamburg, Lubeka czy Gdańsk.
Jako najwyraźniejszy przykład słabości polskiej dyplomacji sprzed 1795 r. profesor podał problem z dochowaniem tajemnicy przez urzędników dotyczącej działania władz Rzeczpospolitej. "Wiedza o Polsce tego okresu, o jej elicie, o monarsze, a nawet o tajnych planach była na dworach europejskich doskonale znana" - podkreślił.
"Po bitwie pod Beresteczkiem w 1651 r., kolejnej zmarnowanej polskiej szansie, która miała rozstrzygnąć problem kozacki, okazało się, że w obozie znajdują się diariusze sejmowe autorstwa wielu posłów ruskich, w których znajdowały się dokładne informacje o kondycji Rzeczypospolitej, w tym np. o liczbie zaciągniętego wojska do walki z kozakami" - opowiadał badacz.
"...w politycznym wykorzystaniu militarnych zwycięstw Rzeczypospolitej mógł przeszkadzać także narodowy charakter Polaków, którzy "choć potrafią znakomicie jednoczyć się w trudnych chwilach, to jednak mają niechęć do systematycznej pracy u podstaw i do rządzącej nimi władzy"
Podsumowując prof. Nagielski podkreślił, że w politycznym wykorzystaniu militarnych zwycięstw Rzeczypospolitej mógł przeszkadzać także narodowy charakter Polaków, którzy "choć potrafią znakomicie jednoczyć się w trudnych chwilach to jednak mają niechęć do systematycznej pracy u podstaw i do rządzącej nimi władzy". (PAP)
nno/ ls/