Archeologia podwodna to nie tylko działające na wyobraźnię wraki statków wypełnione złotem. To także zatopione krajobrazy, czyli całe światy zalane przez podnoszące się wody wszechoceanu - mówi w rozmowie z PAP dr Przemysław Krajewski, archeolog z Uniwersytetu Szczecińskiego.
Dr Przemysław Krajewski z Katedry Archeologii Uniwersytetu Szczecińskiego przypomniał, że archeologia podwodna zajmuje się zabytkami, które znalazły się pod powierzchnią wody. Przedmiotem jej badań już od dawna są np. wraki zalegające na dnie zbiorników wodnych. Nie tylko jednak one - do tej dziedziny zalicza się również archeologię nautyczną, zajmującą się obiektami związanymi z życiem człowieka w otoczeniu środowiska wodnego, czyli np. portami, nabrzeżami czy budowlami mostowymi. Archeologia podwodna od niedawna zajmuje się także tzw. krajobrazami zatopionymi, czyli środowiskami zalanymi przez podnoszący się poziom wód.
Zdaniem Krajewskiego, zabytki na tradycyjnych, lądowych stanowiskach archeologicznych pod wpływem różnych procesów niszczeją, np. przedmioty z drewna, kości czy poroża ulegają rozkładowi, zaś wytwory metalowe niszczy korozja. Archeolodzy mówią wtedy, że "procesy podepozycyjne skutkują redukcją wartości poznawczej stanowisk archeologicznych". Często ich efektem jest całkowite zniszczenie wielu kategorii wytworów, np. na stanowiskach mezolitycznych najczęściej znajdujemy jedynie artefakty krzemienne i kamienne.
"Bardzo często w strefie przydennej, tam, gdzie jest muł i brak tlenu, procesy rozkładu materiałów organicznych są zahamowane. W takim środowisku znakomicie zachowują się przedmioty wykonane z takich surowców jak kość, poroże, drewno i skóra, a nawet łyko czy wiklina. Znajdujemy rewelacyjne zabytki w znakomitym stanie, które nie miałyby żadnych szans na zachowanie się na stanowisku lądowym" - mówi dr Przemysław Krajewski.
"Te informacje są niepełne, to zaledwie wycinki bogatej kultury materialnej ówczesnych ludów. Opierając się jedynie na zabytkach krzemiennych trudno jest ją zrozumieć” - zauważa Krajewski.
"Zupełnie inaczej jest, gdy mamy do czynienia ze stanowiskiem, które szybko zostało zalane wodą" - przekonuje znawca. "Bardzo często w strefie przydennej, tam, gdzie jest muł i brak tlenu, procesy rozkładu materiałów organicznych są zahamowane. W takim środowisku znakomicie zachowują się przedmioty wykonane z takich surowców jak kość, poroże, drewno i skóra, a nawet łyko czy wiklina. Znajdujemy rewelacyjne zabytki w znakomitym stanie, które nie miałyby żadnych szans na zachowanie się na stanowisku lądowym" - wyjaśnił.
Okolicznością, która sprzyjała w przeszłości zalewaniu terenów zasiedlonych przez człowieka, było przesuwanie się linii brzegowej Bałtyku. Jak relacjonuje Krajewski, rozwój Bałtyku następował od zespołu niewielkich jezior położonych u czoła lodowca skandynawskiego 12-11 tys. lat temu. Pierwsze fazy tego rozwoju związane były z topieniem się lodowca – wówczas to Bałtyk zasilany był ogromnymi masami wody. Powodowało to gwałtowne podnoszenie się jego poziomu i zalewanie niżej położonych terenów. W ten sposób poziom Bałtyku podniósł się nawet o 100 metrów, a jego południowa linia brzegowa przesunęła się o kilkadziesiąt kilometrów w głąb lądu. Obszary zalane w ten sposób dziś nazywane są krajobrazami zatopionymi.
„Zjawisko transgresji, czyli zalewania lądu przez morze, musiało dotykać człowieka, który na Pomorzu Zachodnim jest obecny od co najmniej 10 tys. lat” - ocenił Krajewski. „Ówcześni łowcy i zbieracze świadomie wybierali tereny, które mogły dostarczać zróżnicowanego pożywienia. Znakomite warunki w tym zakresie oferowała strefa nadmorska. Tam niepowodzenia w polowaniu mogły być rekompensowane np. połowem ryb czy zbieraniem jadalnych małży. Musimy jednak mieć świadomość, że obozowiska czy osady leżące kilka tysięcy lat temu nad brzegiem morza dziś zalegają pod wodą na głębokości od kilku do kilkunastu metrów” - mówił Krajewski.
Według niego, badania krajobrazów zatopionych mają charakter interdyscyplinarny, są w nie zaangażowani specjaliści z różnych dziedzin. Oprócz archeologii zajmuje się nimi paleogeografia (zajmująca się położeniem dawnych lądów i oceanów) wraz z naukami wspomagającymi, a także oceanografia i geologia morska. Naukowcy ci poszukują odpowiedzi na pytania dotyczące m.in. czasu, skali i przebiegu zalewania przez morza powierzchni lądu, ale także śladów obecności czy działalności człowieka na nich.
Krajewski ocenił, że w Polsce jednym z najciekawszych rejonów do badań krajobrazów zatopionych jest Zatoka Pomorska wraz z ujściem Odry. Właśnie tutaj od dwóch lat archeolodzy z Uniwersytetu Szczecińskiego oraz naukowcy z Zakładu Paleogeografii i Zakładu Oceanografii tej uczelni realizują swój projekt badawczy.
Punktem wyjścia wspólnych badań był las zatopiony na Zalewie Szczecińskim około 6 tys. lat temu, odkryty przez zespół badawczy pod kierunkiem prof. Ryszarda Borówki. "W schyłkowym neolicie było na tych ziemiach intensywne osadnictwo. Należy się spodziewać, że ślady tego osadnictwa będą także na terenach zalanych" - uważa Krajewski.
"Mamy nadzieję, że będzie to początek badań, które w przyszłości pozwolą na +nowe napisanie archeologii+ epoki kamienia na Pomorzu. Dotychczasowe opracowania siłą rzeczy opierają się na stanowiskach rozpoznanych w strefie wyznaczonej obecną linią brzegową. Tymczasem należy dążyć do uzyskania informacji o aktywności człowieka na obszarze sięgającym ówczesnej linii brzegowej (...). To będzie dopiero obraz epoki dużo bliższy rzeczywistości niż to, co wiemy o niej dziś" - powiedział Krajewski.
Badania szczecińskich naukowców wpisują się w szerszy projekt finansowany ze środków UE o nazwie Submerged Prehistoric Archaeology and Landscapes of the Continental Shelf (Splashcos). Biorą w nim udział naukowcy z całej Europy – od Portugalii i Irlandii po Estonię, Turcję i Maltę. Jego celem jest współpraca pomiędzy archeologami, paleogeografami i geologami morskimi zajmującymi się badaniami szelfu europejskiego, czyli części kontynentu zalanej wodami płytkiego morza.(PAP)
res/ hes/