Dawniej podczas dzielenia się opłatkiem w okolicach Biłgoraja i Tomaszowa trzeba było zjeść trochę czosnku, żeby zapewnić sobie zdrowie i miodu, żeby życie było słodkie – powiedziała PAP dr hab. Mariola Tymochowicz z Instytutu Kulturoznawstwa UMCS i etnograf z Muzeum Narodowego w Lublinie.
„Dawniej w poszczególnych częściach woj. lubelskiego można było zaobserwować różne zwyczaje. Wynikało to z mieszkania się wpływów kulturowych z południa (Małopolska), wschodu (Ukraina) i północy (Mazowsze)" – powiedziała PAP etnograf dr hab. Mariola Tymochowicz.
„Podczas dzielenia się opłatkiem trzeba było zjeść trochę czosnku, żeby był zdrowym i miodu, żeby życie było słodkie, żeby cały nadchodzący rok był dobry” – wyjaśniła etnograf.
Jeszcze w latach 60. i 70. w powiatach biłgorajskim, janowskim i krasnostawskim wieczerzę wigilijną spożywano na dzieży, czyli na naczyniu, w którym wyrabiano ciasto na chleb.
„Wierzono, że skoro wyrasta w nim i ciasta przybywa, że naczynie to ma wyjątkową moc, która sprawi, że chleba nigdy w domu nie zabraknie” - powiedziała dr hab. Tymochowicz. Dodała, że w innych częściach regionu w czasie wieczerzy dzieża ustawiano pod stołem.
„Do połowy XX wieku przy stole spożywano tylko świąteczne posiłki, na co dzień spełniał rolę ołtarza domowego. W dni świąteczne stół odgrywał ważną rolę, był specjalnie przygotowywany” – wyjaśniła etnograf.
Przypomniała, że w przeciwieństwie do wielu współczesnych uroczystości, dawniej świąteczne potrawy nie zajmowały całego stołu. „W przeszłości nie było potrzeba wiele miejsca na stole, bo nasi dziadkowie wieczerzę spożywali z jednej miski. Gospodyni przynosiła kolejne potrawy, ale w jednej misce” – wyjaśniła dr hab. Tymochowicz.
W wielu rodzinach zachował się zwyczaj spożywania kutii, czyli słodkiej potrawy przygotowywanej z pszenicy, maku, z dodatkiem miodu. Jak podała etnograf, dawniej we wschodnich regionach województwa lubelskiego bardzo często spożywało się ją na stojąco. „Wierzono, że to zapewni zdrowie, że dzięki niej człowieka nie będzie bolał krzyż podczas żniw” – wyjaśniła.
Dodała, że współcześnie potrawę tę spożywa się na koniec wieczerzy, ale dawniej w wielu częściach regionu spożywana była, jako pierwsza. Kolejność tę zachowano do dziś w wielu domach na Ukrainie.
„Kutię podrzucano pod powałę i sprawdzano, czego się więcej przyklei: maku czy pszenicy. Wierzono, że jeśli pszenicy jest więcej, to będzie na nią urodzaj w przyszłym roku” – powiedziała dr hab. Tymochowicz. „Obecnie kutia jest u nas przygotowywana tylko na czas świąteczny, w przeszłości bywała również spożywana na stypach” - przypomniała.
Od XIX w. na Lubelszczyźnie upowszechniały się trzy rodzaje szopek: groty odtwarzane w kościołach, małe - ustawiane pod choinką i szopki kolędnicze, z którymi młodzi chłopcy chodzili od Bożego Narodzenia do 2 lutego.
„Szopki kolędnicze swoim wyglądem nawiązywały do kościołów, do ważnych budynków w mieście. Wiązało się to z tym, że chodzili z nimi młodzi chłopcy terminujący u murarzy, którzy nie mieli w zimie możliwości zarobkowania. Chodzenie po kolędzie było dla nich szansą na pozyskanie pieniędzy” - wyjaśniła etnograf.
Tradycja budowania szopek kolędniczych i chodzenia z nimi po kolędzie zachowała się w Lublinie jeszcze do II wojny światowej. Dłużej przetrwała na wsi, na której można je było spotkać jeszcze w latach 60. i 70. Szopki wiejskie były jednak znacznie uboższe od tych budowanych w mieście.
„Wiejskie szopki były podobne do wiejskich chat lub stajenki, w której narodził się Chrystus. Niektóre miały ruchome figurki, którymi można było poruszać za pomocą drutów i patyczków. W stajenkach pojawiali się bohaterowie biblijni, osoby z życia wsi (pasterze, młynarze, kowale, Żydzi i Cyganie), a także postacie w strojach krakowskich, które pod koniec XIX w. były uznawane za stroje narodowe” - powiedziała Tymochowicz.
Dodała, że w szopkach znajdowały się też negatywne postacie: diabeł, czarownice i śmierć. Odgrywano przy nich przedstawienia: Jasełka i Herody, których motywem przewodnim było ukazanie zwycięstwa dobra nad złem. Tradycją, która przetrwała próbę czasu i nadal jest kultywowana to Brodacze ze Sławatycz.
Decyzją Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego z 1 grudnia br. zwyczaj ten został wpisany na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego.
„Jest to zwyczaj związany przede wszystkim z obchodami Nowego Roku” – wyjaśniła etnograf. Dodała, że za brodaczy – „starych dziadów” – przebierają się z reguły młodzi mężczyźni. Noszą maskę, kożuch barani założony futrem na zewnątrz, długi kij, wysokie, kolorowe nakrycia głów, garb i długie brody.
Elementy stroju mają głębokie, symboliczne znaczenie. „Ważnym elementem stroju brodacza jest kożuch odwrócony futrem na zewnątrz. Futro ma się kojarzyć z mnogością, bo ma tyle włosów, że nie potrafimy ich zliczyć. Mnogość łączy się z dobrobytem, rozmnażaniem. To wszystko jest powiązanie” – powiedziała dr hab. Tymochowicz. Dodała, że brodacze są charakterystyczni dla Sławatycz, ale zwyczaj ten nawiązuje do popularnego niegdyś kolędowania w sylwestra.
„Wcześniej bywało tak, że jeden mężczyzna przebierał się za stary rok – zgarbionego mężczyznę, a drugi za młodego, często przy tym jadącego konno” - wyjaśniła dr hab. Tymochowicz. Podała, że w ten symboliczny sposób mieszkańcy wsi żegnali się ze starym i witali nowy rok.
„Zasadnicza zmiana jest taka, że kiedyś dużą wagę przywiązywano do nakazów i zakazów, bo wierzono, że dzięki ich przestrzeganiu człowiek zapewni sobie dobrobyt. Z pokolenia na pokolenie starano się o nich pamiętać, ale od lat 70. stare zwyczaje zanikają. Wiąże się to ze wzrostem poziomu wiedzy wśród mieszkańców wsi, w tym wiedzy rolniczej” – powiedziała etnograf.
„Współcześnie nie można powiedzieć, żeby pod względem tradycji i zwyczajów świątecznych woj. lubelskie było regionem jednolitym. W związku z migracjami ludności wszystko się wymieszało” – zauważyła dr hab. Tymochowicz. Zauważyła, że różnice zawsze były, są i będą.
Etnograf zastrzegła, że w miejsce starych wierzeń, które tracą rację bytu pojawiają się nowe zwyczaje. „Jest to naturalny proces, który przebiega z pokolenia na pokolenie” – dodała.(PAP)
Autor: Piotr Nowak
pin/ dki/