Musimy się wsłuchać w język młodego pokolenia, w to, jak ono mówi, jak się komunikuje, a potem zacząć z tym młodym pokoleniem na tym poziomie rozmawiać – mówi PAP franciszkanin ojciec Marcin Drąg. I dodaje, że starszych księży już tego nie nauczymy.
PAP: Coraz więcej młodych osób przestaje chodzić na msze święte, chociaż cały czas deklarują się jako osoby wierzące. Jak ojciec uważa, co można zrobić, żeby zachęcić ich do powrotu do Kościoła?
O. Marcin Drąg: Myślę, że zachęta powrotu na mszę świętą, to ostatni krok w tym procesie, bo musimy najpierw zrozumieć, dlaczego mówią, że są wierzący, ale nie praktykują. Dzieje się tak między innymi dlatego, iż żyjemy w czasach powszechnego relatywizmu i stwarzamy sobie sami taki swój system, na przykład religijny. Ktoś mówi: "Wierzę, kocham Pana Boga, kocham ludzi, ale robię to po prostu na swój sposób". Odrzuca się często prawdy obiektywne, utrwalone dzięki refleksji filozoficznej w kulturze i tradycji, a za ostateczną wyrocznię przyjmuje się własny pogląd i punkt widzenia. Zanim zaczniemy zachęcać młodych ludzi do przychodzenia na Mszę, najpierw powinniśmy do tych młodych ludzi wyjść z odpowiednio przygotowanym przekazem Ewangelii.
PAP: Ale w jaki sposób wyjść do młodych ludzi, skoro wielu z nich uważa, że duchowni nie rozumieją młodego pokolenia, nie potrafią do niego przemówić?
O. Marcin Drąg: To jest na pewno problem, trudna jest odpowiedź na pytanie: Jak do nich dotrzeć? Jakie metody przyjąć? To, co powinniśmy zrobić dzisiaj, to wsłuchać się w młodego człowieka, bo żeby zacząć mówić, najpierw trzeba słuchać. Najpierw musimy się wsłuchać w język młodego pokolenia, w to, jak ono mówi, jak się komunikuje, a potem zacząć z tym młodym pokoleniem na tym poziomie rozmawiać. Ten język, to nie są tylko słowa. To jest także ciało, to są postawy życiowe. Musimy wejść w świat młodego człowieka z pełną autentycznością.
PAP: A co potem?
O. Marcin Drąg: Kolejny krok to doprowadzenie młodego człowieka do tego, żeby poznał język, jakim mówi Pan Bóg. Musimy doprowadzić do momentu, w którym on sam zacznie odkrywać język Pana Boga – jego słowa, znaki, sposób działania. To trochę jak z chęcią poznania innej kultury. Jeżeli chcę poznać inny kraj, chce poznać jego mieszkańców, to mimo wszystko muszę też się nauczyć ich języka, prawda? To są właśnie dwie rzeczywistości, które muszą się zrealizować. Nie wystarczy tylko wyjście do młodzieży i mówienie jej językiem, ale młodzi ludzie muszą także chcieć poznać język, którym mówi Pan Bóg. Chrześcijaństwo, Kościół powinien wejść w kulturę młodego człowieka, zaakceptować fakt, że ta kultura jest, jaka jest, że bardzo szybko się zmienia. Jednocześnie powinien ją uszlachetnić tym wszystkim, co niesie ze sobą Ewangelia.
PAP: Jednak wydaję mi się, że może nie dojść do tego drugiego kroku, jeśli młody człowiek nie zostanie zachęcony przez duchownych.
O. Marcin Drąg: I to jest dla duchownych wymagające zadanie – trzeba przede wszystkim być z tym młodym człowiekiem. To jest pierwszy krok, jeszcze przed słuchaniem języka młodzieży - wejście w jej środowisko. Młodzież jest w naszym zasięgu. Nie chciałbym, żebyśmy ulegli jakiejś strasznej panice, że młodzieży w ogóle ma w Kościele. Ona jest, gromadzi się we wspólnotach, uczestniczy w różnego rodzaju spotkaniach. Ale z pewnością jest jej mniej, niż przed pandemią. Naszym pierwszym zadaniem powinno być przebywanie z młodym człowiekiem, pokazanie mu, że ksiądz czy zakonnik to też człowiek, który jest w stanie z nim rozmawiać np. o serialu, czy pójść na łyżwy.
PAP: Tylko w jaki sposób duchowni mogą się nauczyć rozmawiać z młodymi osobami, poznać ich, bo to wymaga tak wiedzy, jak i zaangażowania? Skoro jesteśmy przy serialach, duchowny musi mieć chęci, żeby go obejrzeć i potem jeszcze przełożyć na płaszczyznę wiary.
O. Marcin Drąg: Myślę, że starszych księży już tego nie nauczymy. Musimy się z tym pogodzić, oni żyli w zupełnie innym świecie, ale są ciągle temu światu potrzebni z ich bogatym doświadczeniem. Chodzi zatem o młodych księży. Uważam, że dzisiaj formacja w seminariach, czy zakonach powinna być bardziej otwarta właśnie na duszpasterstwo, na spotkanie z młodym człowiekiem. Kleryków, którzy wstępują do seminariów czy do zakonu, powinno się posyłać jak najbardziej do ludzi. Podczas seminarium zdobędą potrzebną wiedzę teologiczną, ale jednocześnie nie mogą stracić kontaktu z rzeczywistością. Dzisiaj młody chłopak, który wstępuje do zakonu czy do seminarium mówi tym językiem, jakim mówi młodzież, a którego starsi duchowni być może nie rozumieją. I chodzi o to, żeby kandydat na duchownego nie stracił posiadanej umiejętności. Ważne, żeby seminaria nie był hermetycznymi, niezależnymi od świata inkubatorami.
PAP: Jest szansa, aby seminaria bardziej się otworzyły na to, żeby uczyć też tego kontaktu z młodzieżą i umiejętności rozmawiania z nimi?
O. Marcin Drąg: One muszą się tego nauczyć. Nie wiem, kiedy się to stanie. Może, kiedy zostanie przykładowo kilkunastu kleryków w całej Polsce. A może stanie się to wcześniej. Myślę, że musimy się jednak obudzić i to powinno zacząć dziać się już teraz. Ale czy to się stanie? Nie wiem, mam nadzieję, że tak. Wydaje mi się, że w pewnym momencie będziemy zmuszeni do głębokiej refleksji nad tym, jak zreorganizować formację, żeby pokazać "ludzką twarz", by kandydat na kapłana był z jednej strony "nie z tego świata", a z drugiej - by w tym świecie był aktywny. Należy jednak pamiętać, że zmiany w formacji osób zakonnych czy księży już zachodzą, choć powoli.
PAP: Co wynika z ojca doświadczeń z pracy z młodzieżą, jak najłatwiej do niej dotrzeć? Jak przekazywać im wiedzę o Panu Bogu, o tym, czego uczy Pismo Święte? Jaki są skuteczne metody?
O. Marcin Drąg: To zależy, na jakim poziomie. Mówiąc o nastolatku, który przygotowuje się do bierzmowania, chodzi do szkoły, na katechezę, bardzo ważne jest dzisiaj zastosowanie tego, co funkcjonuje w rzeczywistości online, komputerów, telefonów, to są narzędzia, które mogą nam pomóc. Młodzież komunikuje się przez te środki, dlatego duszpasterze powinni być na nie otwarci, korzystać z nich i przekazywać za ich pomocą dobre treści. Media nam bardzo pomagają, ale ważne, żeby to, co robimy, nie było "katokiczem", żeby hasła czy grafiki nie były sztampowe i oklepane. One muszą być intrygujące dla młodego człowieka, prowokujące, ale i wyjaśniające, kim jest Bóg, czym jest Kościół itp. Ponadto muzyka, różne spotkania, festiwale, które aktywizują uczestników, akcje ewangelizacyjne. Ale w tym wszystkim nie możemy zapomnieć, że najważniejsze są relacje. Tworząc zdrowe, oparte na prawdzie i wzajemnej otwartości relacje z młodzieżą, prędzej czy później do niej dotrzemy. Relacje są najważniejszym elementem w dotarciu do młodego człowieka.
PAP: Czy te metody, ten sposób dotarcia do młodzieży, które ojciec wymienił, cały czas będą skuteczne wraz ze zmieniającym się światem?
O. Marcin Drąg: Nad tym się zastanawiam. Dawniej świat tak szybko się nie zmieniał. Jeszcze w latach 90., 80. te zmiany zachodziły spokojnie. Ale, mimo że młodzież bardzo szybko się zmienia, to myślę, że ich potrzeby się nie zmieniają, że młodzi ludzie dalej mają głębokie pragnienie Pana Boga. Dlatego język, którym mówimy do młodych, jest czymś, o czym musimy rozmawiać i go dostosowywać do sytuacji. Sam nie mam złotej recepty, cały czas poszukuję dobrego sposobu na kontakt z młodym pokoleniem i myślę, że te poszukiwania szybko się nie skończą. Ale jeszcze raz chcę zaznaczyć, że kluczem w dotarciu do drugiego człowieka, niezależnie od czasów, w jakich żyjemy, jest umiejętność budowania zdrowych relacji. (PAP)
Autorka: Aleksandra Kiełczykowska
ak/ mir/