Gmina Żydowska w Hamburgu chce zrekonstruować, zgodnie z oryginałem, synagogę, która została zniszczona w czasach Hitlera. Sprzeciwiają się temu intelektualiści z Izraela. Jest propozycja kompromisu - pisze w tygodniku „Spiegel” Michael Brenner, profesor historii i kultury żydowskiej na Uniwersytecie w Monachium.
"W 1818 r. budowa Nowej Świątyni Izraelitów podzieliła społeczność żydowską w Hamburgu, wówczas największą w Niemczech. Siły reformowane zbudowały synagogę, która nie była koszerna dla tradycyjnie zorientowanych członków kongregacji: modlitwie towarzyszyły organy i chór chłopięcy, kazanie było w języku niemieckim, a niektóre modlitwy związane z powrotem na Syjon zostały usunięte z modlitewnika. Kontrowersje wokół świątyni w Hamburgu odbiły się szerokim echem w Europie i zapoczątkowały rozłam pomiędzy tradycyjnymi i reformowanymi kongregacjami" - przypomina historyk.
Dwa wieki później dochodzi do kolejnego sporu o budowę synagogi w Hamburgu. Synagoga Bornplatz, która została zdewastowana w noc pogromu w 1938 r. i zburzona w następnym roku, ma zostać odbudowana w tym samym miejscu w Grindelviertel, niegdyś centrum życia żydowskiego w Hamburgu - takie jest życzenie zarządu gminy żydowskiej i parlamentu Hamburga. "Byłby to pierwszy przypadek w historii Republiki Federalnej Niemiec, kiedy całkowicie zniszczona przez nazistów synagoga została odbudowana mniej więcej zgodnie z oryginałem w gminie, która powstała na nowo po 1945 roku" - zauważa Brenner.
Gminy żydowskie w powojennych Niemczech zawsze wyraźnie tego unikały, ze zrozumiałych względów: ideą przewodnią przy budowie nowych synagog było wskazanie bolesnego pęknięcia między życiem żydowskim przed 1945 r. i po nim. Podobnie po 1945 r. reprezentacja społeczności żydowskiej nie określała się już jako obywatele niemieccy wyznania mojżeszowego, lecz jako Żydzi w Niemczech.
Tylko w Wormacji odbudowano w 1960 r. średniowieczną synagogę - najstarszą w Europie do czasu jej zniszczenia w 1938 r., ale po Zagładzie nie istniała tam już żadna gmina żydowska. Dzisiaj stanowi ona wizytówkę ponad tysiącletniej historii Żydów.
"Czy w świetle przeszłości podobny budynek można postawić ponownie w tym samym miejscu bez zniekształcania historii? Nie, twierdzą historycy tacy jak Moshe Zimmermann, którego rodzina, która uciekła do Jerozolimy, była kiedyś wśród wiernych tej synagogi, oraz Miriam Ruerup, wieloletnia dyrektorka hamburskiego Instytutu Historii Żydów Niemieckich, a obecnie dyrektorka Centrum Studiów Europejsko-Żydowskich im. Mojżesza Mendelssohna w Poczdamie. Projektowi sprzeciwiło się 45 intelektualistów z Izraela, wielu z nich związanych z Hamburgiem" - pisze "Spiegel".
Jak na razie Gmina Żydowska w Hamburgu, licząca około 2300 członków, ma do dyspozycji prosty, nowoczesny budynek przy Hohe Weide w dzielnicy Eimsbuettel. Nie ma co do tego wątpliwości: społeczność, która od lat dziewięćdziesiątych rozrosła się dzięki imigrantom z byłego Związku Radzieckiego, zasługuje na nowy, godny dom. To, jak powinien on wyglądać, musi zostać wypracowane w dialogu z jej członkami i z miastem.
"Podobnie jak w przypadku odbudowy drezdeńskiego Frauenkirche i berlińskiego Stadtschloss (historyczne budowle odbudowane po II wojnie światowej - PAP), nie jest to jednak decyzja o znaczeniu wyłącznie lokalnym. Chodzi również o to, jak społeczności żydowskie w tym kraju zastanawiają się nad własną historią. Dotychczas panowała zgoda co do tego, że nie należy pozwolić, aby blizny historii zniknęły. Odbudowa przedwojennej synagogi byłaby deklaracją, która sięgałaby daleko poza Hamburg".
Michael Brenner twierdzi, że "kompromis może być możliwy: nowoczesny budynek, który w swoim zewnętrznym wystroju cytuje zniszczony oryginał, ale go nie kopiuje. Synagoga architektonicznie dostosowana do zupełnie nowego otoczenia placu. Dom, który mimo odwołań do ciągłości życia żydowskiego przypomina o pęknięciach i rysach przeszłości, podobnie jak na przykład Centrum Społeczności Żydowskiej we Frankfurcie, otwarte w 1986 roku".
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
bml/ tebe/