Tradycja to jest coś żywego i jeśli nastolatek jest w stroju ludowym, to nie znaczy, że nie może trzymać w ręku komórki – mówi PAP Justyna Mielnikiewicz, autorka otwartej w Bukareszcie wystawy, dokumentującej życie polskiej mniejszości na rumuńskiej Bukowinie.
„Jest historia obiektywna pisana datami, a z drugiej strony historie wewnętrzne, rodzinne, z elementem bajki, legendy. Polacy na Bukowinie byli najpierw na terytorium Austro-Węgier, później w Rumunii - zmieniał się krajobraz historyczny, polityczny, wokół nich. Jednocześnie są to historie rodzinne, nowe sytuacje, negocjacje z otaczającą rzeczywistością” – zauważa w rozmowie z PAP Justyna Mielnikiewicz, autorka fotoreportażu „Były trzy siostry, ale tylko dwie koszule”.
Wernisaż wystawy odbył się w sobotę, 2 marca, w bukareszteńskim Muzeum Narodowym Chłopa Rumuńskiego. Projekt, będący artystyczną dokumentacją życia polskiej mniejszości, został zorganizowany przez Instytut Adama Mickiewicza przy wsparciu Instytutu Polskiego w Bukareszcie i Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie; jest jednym z wydarzeń zapowiadających Sezon Kulturalny Polska-Rumunia 2024-2025, który rozpocznie się w czerwcu tego roku.
Tytuł wystawy, jak zaznacza Mielnikiewicz, „to pierwszy kontakt z projektem” i dlatego jest niezwykle ważny. „W tym przypadku jest to nawiązanie do historii rodzinnej. O tym, że kiedyś te stroje tradycyjne były przekazywane z pokolenia na pokolenie. Ale w jakimś momencie było tak, że koszule były tylko dwie, a siostry - trzy. I pojawiła się potrzeba zrobienia tej trzeciej koszuli” – mówi artystka.
Jak dodaje, rumuńska Polonia „jest dość jednorodna”. To, żyjący w kilku wsiach w rejonie Suczawy na rumuńskiej Bukowinie, potomkowie górali czadeckich, którzy przybyli tu ok. 200 lat temu .
„Oni niosą tę bardzo silną tożsamość. Tożsamość góralska w każdym kraju jest bardzo wyrazista. Poza tym na pewno ważnym elementem jest to, że oni mieszkają obok siebie. To skupisko ludzi o głębokiej identyfikacji z Polską, ale jednocześnie z Rumunią. Oni mają mocne poczucie tego, że są z dwóch światów. Jest to bardzo silna identyfikacja z polskością, ale jednocześnie osadzona w rumuńskości i wielokulturowości tego regionu” – opowiada Mielnikiewicz.
Wśród Polaków z Pleszy czy Nowego Sołońca tradycje „trzymają się mocno”. Mieszkańcy tych rumuńskich wsi mówią na co dzień gwarą, w niedzielę do kościoła zakładają tradycyjne stroje. Pilnują świątecznych dat, przestrzegają postów, przekazują z pokolenia na pokolenie stroje, przepisy, obyczaje. Jest w tym wszystkim dyscyplina, ale jest też naturalność. „To nie jest skansenowa tradycyjność na pokaz. Oni to robią dla siebie – ocenia fotografka.
Opowiada historię jednego ze zdjęć, na którym dziewczynka w stroju ludowym trzyma telefon komórkowy. „Był taki moment, w przerwie prób zespołu ludowego, że te dzieciaki – nastolatkowie – sięgnęły po telefony. Na mój widok zaczęły je chować. Ale przecież to, że dziecko jest w stroju ludowym, to nie znaczy, że nie może sobie na komórce posiedzieć. Sama mam 14-letnią córkę i właśnie to im powiedziałam – to jest normalne. Te telefony są częścią was i one dodają wam prawdziwości” – stwierdza artystka.
W jej przekonaniu „nie można z tradycji robić skansenu, bo to jest nieszczere”. „To odpycha młodzież. Trzeba młodym pozwolić być sobą. Tradycja to nie może być akt, w którym współczesność nie ma prawa bytu. Jeśli nie jest żywa i nie pozwala dodawać tych współczesnych elementów, to umiera” – podsumowuje Mielnikiewicz.
Artystka liczy na to, że jej wystawa zostanie pokazana także w Polsce. „Gdy zaczynałam zajmować się historią Polaków z Bukowiny, nie zdawałam sobie sprawy, jak bogata i różnorodna jest to społeczność. Myślę, że dla wielu Polaków jest to nowy i nieznany lub mało znany temat” – dodaje.
Wystawę można oglądać w Bukareszcie do 28 kwietnia 2024.
Justyna Prus (PAP)
just/ mal/