Naśladowanie głosów ptaków w kościele przed tradycyjną pasterką, wróżby związane z urodzajem i matrymonialne, snopy zboża w wigilijnej izbie, wigilijny stół obwiązany łańcuchem – to tylko nieliczne ze zwyczajów świątecznych dawnych mieszkańców świętokrzyskiej wsi związanych z Bożym Narodzeniem.
Dawniej święta Bożego Narodzenia nazywano „Godami”. Jak powiedział PAP etnograf z Muzeum Wsi Kieleckiej Leszek Gawlik, takie określenie występowało jeszcze w XVII i XVIII wieku, a później stopniowo zanikało. Okres świąteczny trwał w zasadzie do dnia 6 stycznia, do święta Trzech Króli. Dla chłopów był to okres niezwykle ważny i istotny.
W kulturze tradycyjnej była olbrzymia liczba nakazów i zakazów związanych z dniem wigilijnym oraz czynności, które należało wykonać, aby można było sobie zapewnić powodzenie w roku przyszłym. Jeśli chłopi chcieli sobie zapewnić dobre plony, to najlepszym czasem do tego była wigilia Bożego Narodzenia.
„W tym dniu chłopi się +nie lenili+. Wstawali wcześnie rano, przez nikogo nie poganiani. Istniało przekonanie, że jeśli chłop w wigilię wstanie wcześnie, to będzie to robił przez cały rok i zapewni sobie i rodzinie powodzenie w pracy rolniczej. Każda wykonywana czynność miała znaczenie. W tym dniu trzeba było się dokładnie umyć. Do miednicy wrzucano pieniążek. Gospodarz, który przemywał sobie twarz i ręce zapewniał sobie w ten sposób pieniądze, które miały się go +trzymać+ przez cały następny rok” – opisywał Gawlik.
W tym dniu nie pożyczano żadnych rzeczy. Uważano, że przynosi to pecha. Jeśli chłopi chcieli kupić wódkę na święta, to nie robili tego w wigilię, tylko dzień wcześniej. Także karczmarze starali się nie sprzedawać alkoholu chłopom w tym dniu. W dzień wigilijny zachowywano się w sposób bardzo spokojny, harmonijny, unikano kłótni i swarów. Izbę starannie zamiatano, a sprzątanie domostwa dla młodej chłopki miało znaczenie matrymonialne.
„Wierzono, że jeśli panna będzie zamiatała w określonym kierunku izbę, od progu do pieca, to w czasie zbliżającego się karnawału pojawi się konkurent i szczęśliwie wyda się za mąż. Kiedy przysiadano na ławie, należało to robić ostrożnie i trzeba było wypowiedzieć formułkę, która przepraszała potencjalną istotę, która mogła na tej ławie usiąść. Według wierzeń chłopów te istotki, to były dusze przodków, które w tym czasie przełomowym mogły docierać do świata ludzi, przebywać z nimi i towarzyszyć im w wieczerzy wigilijnej” – podkreślił etnograf.
Kolejny zwyczaj związany jest ze śmieciami, które gromadziły się podczas wigilii. Były one wykorzystywane w dzień Bożego Narodzenia do zabiegu magiczno-religijnego, który miał zapobiegać pladze chwastów w zbożu, zwłaszcza ostu. „Chłop wychodził na pole. Wypowiadał formułę: +oset, żebyś z tego pola poszedł+ i rozrzucał śmieci. Również gospodynie, śmieci zgromadzone po wigilijnej wieczerzy wyrzucały za płot zagrody. Wierzono, że w ten sposób wynosi się pchły z domu” – mówił etnograf.
Do izby wnoszono na wigilię snopy zbóż, przeważnie pszenicy i żyta. Stawiano je w czterech kątach, pod stołem rozściełano jeden snopek. Umieszczano na nim narzędzia związane z uprawą roli: lemiesz, elementy pługa, kiedy był już używany, sierp czy ostrze kosy. Prezentując narzędzia, które służyły do pracy, chłopi wierzyli, że zapewniają sobie urodzaj tych zbóż w roku przyszłym.
Wieczerzę wigilijną rozpoczynano w momencie pojawienia się pierwszej gwiazdy na niebie. Stawano wokół stołu i składano sobie życzenia. Zwracano uwagę na każdy drobny na pozór szczegół. „Do stołu zasiadano w kolejności, w jakiej ludzie będą odchodzić z tego świata. Najpierw seniorzy, później rodzice gospodarzy, gospodarze, a końcu dzieci według starszeństwa. Chodziło o to, żeby nie zaburzyć naturalnego porządku świata. Wierzono, że jeśli osoba siadła za wcześnie, to w nadchodzącym roku będzie musiała odejść z tego świata” – powiedział etnograf.
Wigilijny stół obwiązywany był łańcuchem lub sznurem. Chłopi wierzyli, że takie symboliczne zamknięcie tego stołu spowoduje, że wszystko to co się na nim znajduje, będzie się tego stołu trzymać i będzie na tym stole przez cały następny rok.
„Na stole umieszczany był żytni chleb, na którym kładziono nóż, a na nim opłatek. Zostawiano to na dłuższy czas, nawet do nowego roku i obserwowano po której stronie pojawiła się rdza. Jeżeli nóż rdzewiał od strony opłatka zapowiadało to kiepski rok dla upraw pszenicy, jeśli od strony chleba - zły rok na żyto. Gdy się rdza nie pojawiła, chłopi wierzyli, że nadchodzący rok będzie bardzo urodzajny i udany” – zaznaczył etnograf.
Z wigilią związany jest też zwyczaj, bardzo popularny kiedyś w Małopolsce i południowych rejonach Kielecczyzny, "straszenia" drzew owocowych. Chłop wychodził do ogrodu i "straszył” drzewo najczęściej siekierą, mówiąc, że je zetnie. Po tym symbolicznym straszeniu drzewo obwiązywano powrósłami, aby obrodziło owocami w następnym roku.
Dzisiaj trudno wyobrazić sobie święta Bożego Narodzenia bez choinki. Jak zaznaczył etnograf, przywędrowała ona do Polski z Niemiec. Najpierw pojawiła się w środowiskach dworskich i mieszczańskich. Jej poprzedniczką była podłaźniczka, czyli czubek jodły, świerka lub nawet zwykła sosnowa gałąź.
„Np. na Podhalu wznoszona była przez gospodarza i święcono nią wszystkie kąty, jej kawałki wsadzano za obrazy. Główna jej część wisiała u powały chłopskiej izby. Podłaźniczkę przybierano w ozdoby, które miały też znaczenie symboliczne: rajskie jabłuszka, orzechy - które miały zapewnić zdrowie, ozdoby ze słomy i opłatków. Niekiedy były to też dzwonki” – opisywał Gawlik.
Po skończonej wieczerzy udawano się na pasterkę. Świadkiem zwyczaju, związanego z pasterką, znanego m.in. na ziemi sandomierskiej, był XIX-wieczny pisarz i podróżnik Jan Nepomucen Chądzyński. Jego relację z wigilii Bożego Narodzenia w miejscowości Gliniany spisał Oskar Kolberg w pierwszej części tomu „Radomskie”.
„Chądzyński, kiedy szedł do tamtejszego kościoła na pasterkę, podbiegł do niego jakiś chłop i krzyknął mu głośno coś do ucha. Zaskoczony podróżnik wszedł do kościoła i gdy czekał na rozpoczęcie mszy świętej zebrani chłopi naśladowali różne głosy np. sikorki, wróbla, rozlegało się też krakanie wrony, usłyszał nawet wycie wilka. Dopiero w momencie, kiedy wszedł kapłan w kościele zapadła cisza i rozpoczęła się pasterka” – relacjonował etnograf.(PAP)
Autor: Janusz Majewski
maj/ pat/