Subwencja oświatowa w latach 2015–2020 wzrośnie o ponad 9 mld zł – podkreślił w czwartek minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski. Zwrócił też uwagę, że w latach 2016–2018 dochody samorządów wzrosły o 38 mld zł, w tym dochody własne o ponad 17 mld zł.
W czwartek w siedzibie MEN odbyła się konferencja prasowa ministra na temat nakładów na edukację. Piontkowski przypomniał, że pieniądze na edukację samorządy mają zarówno z subwencji oświatowej, dotacji, jak i z dochodów własnych z udziału w dochodach z podatków PIT i CIT.
Minister wskazał, że subwencja oświatowa w tym roku, po zwiększeniu jej ze względu na wrześniową podwyżkę wynagrodzeń nauczycieli, wynosi prawie 47 mld zł, konkretnie 46,9 mld zł. "Warto to porównać z ubiegłymi latami. Widać wyraźnie, że w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości subwencja wyraźnie wzrasta" – zauważył. Dodał, że przewidywany jest także bardzo wyraźny wzrost subwencji w 2020 r.
Podał, że łącznie w latach 2015-2020 subwencja wzrośnie o ponad 9 mld zł. – z 40,4 mld zł w 2015 r. do 49,7 mld zł w przyszłym roku.
Szef MEN zauważył też, że w latach 2016-2018 dochody jednostek samorządu terytorialnego wzrosły o 38 mld zł, w tym dochody własne o ponad 17 mld zł.
"My oczywiście nie żądamy, nie sugerujemy, żeby samorządy każdą z tych dodatkowych złotówek przeznaczały na utrzymanie edukacji, traktować to jako inwestycję, ale pokazujemy, że samorządy w ramach wzrostu własnych dochodów mają możliwość, aby przynajmniej część tych środków przeznaczyć na sprawy oświatowe" – zaznaczył.
"Spróbowaliśmy też wyliczyć, jak dużą część całej subwencji stanowią koszty wynagrodzeń nauczycieli zatrudnionych na Kartę nauczyciela, którzy podlegają subwencjonowaniu. Z tych naszych wyliczeń wynika wyraźnie, że średnio w Polsce w całej kwocie subwencji wynagrodzenia nauczycieli stanowią około 87 proc. Dodatkowe więc 13 proc. samorządy mogą wydać na inne koszty związane z prowadzeniem szkół na terenie danego samorządu" – mówił.
Piontkowski przedstawił też wyliczenia, z których wynika, że tegoroczna subwencja oświatowa w Warszawie wynosi prawie 2,03 mld zł, z czego 1,76 mld zł przeznaczono na wynagrodzenia dla nauczycieli zatrudnionych na podstawie Karty nauczyciela. Oznacza to, że w tym mieście wynagrodzenia stanowią 87 proc. subwencji. Do stolicy trafiło 36,8 mln zł z podziału dodatkowego miliarda na podwyżki dla nauczycieli.
Z kolei do Krakowa z dodatkowej puli pieniędzy na podwyżki trafiło 17,2 mln zł. Stolicy Małopolski w ramach subwencji na 2019 r. przyznano 916,7 mln zł, z czego 774,1 mln będzie przeznaczonych na wynagrodzenia (84 proc.).
"Słyszymy, że urzędnicy z miasta stołecznego Warszawy próbują toczyć bój o kilkadziesiąt milionów złotych związanych z tym fragmentem subwencji, który dotyczy wzrostu wynagrodzeń nauczycieli. W ramach tego m.st. Warszawa dostało prawie 37 mln zł. Rozumiemy i o tym mówiliśmy kilkakrotnie, nawet przed wejściem w życie ustawy nowelizującej Kartę nauczyciela, że tu 100 proc. pokrycia nie będzie, ale zdecydowana większość: dwie trzecie czy trzy czwarte, tych kosztów będzie pokryta z subwencji. Tak więc tak naprawdę, jeśli chodzi o same wynagrodzenia nauczycieli miastu Warszawa brakuje tylko kilku czy kilkunastu milionów złotych. W porównaniu do ponad 2 mld subwencji mówimy o naprawdę ułamku procenta kwot, które w ciągu roku wydawane są na utrzymanie szkół" – powiedział Piontkowski.
Podczas konferencji minister edukacji pytany był o informację podaną przez lokalne radio7, z której wynika, że nauczyciele z gminy Zawidz w powiecie sierpeckim na Mazowszu nie otrzymali wynagrodzeń za listopad, gdyż według wójta w budżecie gminy zabrakło na ten cel pół miliona złotych.
"Obojętne czy to jest ta gmina, czy jakakolwiek inna, która mówi, że nie ma pieniędzy na wypłaty wynagrodzeń dla nauczycieli, to po prostu kłamie albo nie potrafi umiejętnie gospodarować środkami, które ma w swoim budżecie, albo nie chce tych pieniędzy wypłacić" – odpowiedział. "Moim zdaniem pan wójt po prostu próbuje stosować propagandę, a nie odnosi się do rzeczywistości" – dodał.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami kwota, jaka trafia do konkretnego samorządu – gminy lub powiatu – z subwencji oświatowej nie jest powiązana z liczbą nauczycieli i ich poziomem awansu zawodowego, czyli z wysokością ich wynagrodzeń, lecz wynika z liczby uczniów mieszkających na terenie danej jednostki samorządu terytorialnego. Wyliczana jest na podstawie algorytmu podziału subwencji oświatowej.
Od wielu lat zarówno samorządy, jak i nauczycielskie związki zawodowe twierdzą, że jej wysokość jest zbyt niska. Zwracają uwagę, że subwencja nie pokrywa w całości wynagrodzeń nauczycieli pracujących w szkołach.
Inny mechanizm dotyczy finansowania przedszkoli. Prowadzenie ich jest zadaniem własnym samorządu, oznacza to, że na ten cel nie dostają one środków z subwencji oświatowej. Utrzymują placówki z własnych pieniędzy oraz z dotacji celowej z budżetu państwa na rozwój wychowania przedszkolnego. Tylko na przedszkolaki z "zerówek" (niezależnie czy są one prowadzone w szkołach, czy w przedszkolach) samorządy dostają środki z subwencji, tak jak na uczniów w szkołach. (PAP)
Autorki: Danuta Starzyńska-Rosiecka, Olga Zakolska
dsr/ ozk/ joz/