Zainaugurowano zbiórkę podpisów pod obywatelskim wnioskiem o referendum ws. reformy edukacji. Członkowie inicjatywy chcą zadać obywatelom pytanie, czy są przeciwko reformie. O tym, czy referendum się odbędzie, zdecyduje Sejm.
"Czy jest pan/pani przeciwko reformie edukacji, którą rząd wprowadza od 1 września 2017 roku" - tak będzie brzmieć pytanie, którego treść przedstawił we wtorek na konferencji prasowej prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz. Jak powiedział, "wprowadzenie reform jest wymierzone w polskiego ucznia, w polskie dziecko, w polski ustrój szkolny".
Prezes ZNP, który jest pomysłodawcą referendum, przedstawił 15-osobowy komitet inicjatywy obywatelskiej. W jego skład wchodzą przedstawiciele partii politycznych, stowarzyszeń, organizacji i ruchów społecznych popierających pomysł referendum, m.in. ruchu "Rodzice przeciwko reformie edukacji", koalicji "Nie dla chaosu w szkole", Krajowego Porozumienia Rodziców i Rad Rodziców, Społecznego Towarzystwa Oświatowego, Krajowego Forum Oświaty Niepublicznej, OPZZ, PO, Nowoczesnej, PSL, Razem i Inicjatywy Polska.
Podpisali oni wspólną "Deklarację na rzecz przeprowadzenia ogólnokrajowego referendum z inicjatywy obywateli w sprawie reformy systemu oświaty". "Edukacja to obszar kluczowy dla rozwoju społecznego. Dlatego każda zmiana systemowa w oświacie wymaga rzeczowego uzasadnienia opartego na badaniach naukowych i szczegółowych analizach. W przypadku reformy minister edukacji Anny Zalewskiej brak jest głębszej analizy stanu polskiej edukacji, a tym samym merytorycznego uzasadnienia dla wdrażanych zmian, oznaczających powrót do systemu sprzed 1999 r." - napisano w deklaracji. W ocenie jej sygnatariuszy, zmiany w przyjętym kształcie zagrażają wszechstronnemu rozwojowi młodego pokolenia Polaków.
"My, rodzice, mamy prawo decydowania o edukacji naszych dzieci. I mamy również prawo sprzeciwiać się, jeżeli uważamy, że sprawy idą w złym kierunku, a tak się dzieje teraz" – powiedziała Dorota Łoboda z ruchu "Rodzice przeciwko reformie edukacji".
"Przystępujemy do inicjatywy referendalnej, bo to jedyna szansa, by rodzice mogli wypowiedzieć się bezpośrednio, co myślą o +deformie+ edukacji, co myślą o sposobie jej wprowadzania" – dodała Aneta Gąsiorowska z Krajowego Porozumienia Rodziców i Rad Rodziców.
Posłanka PO Urszula Augustyn, która weszła w skład komitetu referendalnego, podkreśliła, że jej ugrupowanie nie zgadza się na psucie systemu edukacji przez PiS oraz na to, żeby "dzieci karane były za to, że uczą się znakomicie i są naprawdę bardzo dobre".
Wiceszefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer podkreśliła zaś, że zmiany wprowadzane przez reformę "nie mają żadnych podstaw merytorycznych, natomiast przedstawiają ogromne koszty". Zapowiedziała, że Nowoczesna "do ostatniej chwili" będzie starała się zablokować reformę.
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z zarządu Partii Razem zadeklarowała "pełne wsparcie" dla inicjatywy referendum oraz strajku nauczycielskiego - jeśli do niego dojdzie. Zaapelowała do wszystkich uczestników inicjatywy o "unikanie upolityczniania tej sprawy".
Według Mirosława Maliszewskiego z PSL, "antyreforma" minister Anny Zalewskiej spowoduje, że pogorszą się możliwości polskiego ucznia . "Nie możemy też pozwolić na to, by całym kosztem reformy zostały obciążone samorządy, które mają też wiele innych zadań do wykonania" – powiedział.
Aby złożyć obywatelski wniosek o przeprowadzenie ogólnopolskiego referendum, jego inicjatorzy muszą zebrać co najmniej 500 tys. podpisów osób popierających tę ideę. Uchwałę w sprawie referendum ogólnokrajowego Sejm podejmuje większością głosów, w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.
Do pomysłu przeprowadzenia referendum odniosła się we wtorek w Bielsku-Białej minister edukacji. Jak mówiła, chciałoby się powiedzieć: zamiast 100 mln zł, które miałyby pójść na referendum, może pójść 100 mln zł na tablice multimedialne dla szkół. Przypomniała, że za rządów koalicji PO-PSL został złożony wniosek o przeprowadzenie referendum w sprawie zmian w edukacji, który poparł milion obywateli. "Tam było pytanie nie tylko o sześciolatki, ale także o historię w szkole oraz o gimnazja. Wtedy ci, którzy chcą dziś zbierać podpisy, zadecydowali, że jest ono nieważne. Ja bardzo poważnie potraktowałam tamten wniosek. Sześciolatek uczy się w przedszkolu; tak zdecydowało 80 proc. rodziców" - powiedziała. Dodała, że obecna reforma jest wypełnieniem programu wyborczego PiS.
"W tej chwili mamy etap przekształcania gimnazjów" – zaznaczyła Zalewska. W jej ocenie, referendum oznaczałoby wprowadzanie chaosu. Przypomniała, że ustawy zmieniające ustrój szkolny weszły w życie i samorządy do 31 marca muszą uchwalić nowe sieci szkół, uwzględniające nową strukturę szkolnictwa.
W ubiegłym tygodniu premier Beata Szydło, pytana o pomysł referendum, powiedziała, że reforma oświaty jest faktem, już się dzieje. Dodała, że zmiana systemu szkolnego wynika z konsultacji społecznych i oczekiwań rodziców.
Reforma edukacji, w ramach której zmieniona zostanie m.in. struktura szkół, rozpocznie się od roku szkolnego 2017/2018. W miejsce obecnie istniejących typów szkół zostaną wprowadzone stopniowo: 8-letnia szkoła podstawowa, 4-letnie liceum i 5-letnie technikum oraz dwustopniowe szkoły branżowe; gimnazja mają zostać zlikwidowane.
1 września 2017 r. uczniowie kończący w roku szkolnym 2016/2017 klasę VI szkoły podstawowej staną się uczniami VII klasy szkoły podstawowej. Rozpocznie się tym samym stopniowe wygaszanie gimnazjów - nie będzie już do nich prowadzona rekrutacja. (PAP)
dsr/ msom/ karo/