Reforma edukacji może skutkować utratą pracy dla jednej piątej nauczycieli pracujących w poznańskich gimnazjach – powiedział w poniedziałek wiceprezydent Poznania Mariusz Wiśniewski. Według wstępnych szacunków, reforma ma w tym roku kosztować miasto 15-20 mln zł.
Prezydent Andrzej Duda podpisał w poniedziałek ustawy reformujące system szkolny w Polsce. Oznacza to likwidację gimnazjów, powrót do 8-letnich szkół podstawowych, 4-letnich liceów ogólnokształcących i 5-letnich techników.
"Szacujemy, że ok. 20 proc. nauczycieli gimnazjów w Poznaniu może stracić pracę. Dodatkowo część nauczycieli będzie się ratować przed zwolnieniami korzystając ze swoich uprawnień, jakimi są urlopy dla poratowania zdrowia. Będzie je finansował oczywiście samorząd. To jest trudny moment, bo nie możemy mówić o precyzyjnych liczbach, nie chcemy też straszyć. Ale z drugiej strony, mówienie o prawdzie jest niezbędne" – powiedział wiceprezydent w poniedziałek na konferencji prasowej.
Obecnie w gimnazjach w mieście pracuje ok. 1,2 tys. nauczycieli.
Wiśniewski dodał, że reforma oznacza dla miasta także zmiany organizacyjne i techniczne związane z przygotowaniem budynków szkół do nowych realiów. "Nie da się uniknąć sytuacji, że z części budynków będziemy musieli rezygnować. Powstanie pytanie, co dalej z tymi obiektami" – dodał wiceprezydent.
"W ciągu niespełna trzech miesięcy będziemy musieli przygotować całą siatkę szkolnictwa w naszym mieście. Niektórzy myślą, że mówimy tylko o wygaszeniu gimnazjów, ale pamiętajmy, że przekształcenie gimnazjów w inne placówki implikuje szereg konsekwencji dla już istniejących szkół" – powiedział.
Zdaniem prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka działania obecnych władz "są wyrazem pogardy w stosunku do nauczycieli, do uczniów, ale również do samorządów", które organizują i w dużym stopniu finansują oświatę.
Poznański radny, członek komisji oświaty i wychowania Michał Grześ (PiS) jest zdania, że racjonalnie wprowadzane zmiany nie spowodują takich efektów, o jakich mówi wiceprezydent. "Nie bardzo wiem, jak prezydent wyliczył, że tylu ludzi straci pracę. Reforma nie powoduje, że uczniów z systemu ubywa; klas będzie tyle samo. Nawet mówi się, że tych klas może przybyć, że one będą mniej liczne. Gdybym był prezydentem, zacząłbym od policzenia, ile w szkołach pracuje nauczycieli, którzy od dawna są na emeryturze" – powiedział.
Jego zdaniem, jeśli miasto poprosi dyrektorów, by "w pierwszej kolejności zatrudniali nauczycieli czynnych, a emerytów dopiero w ostateczności, to w ogóle nie powinno być problemu".
(PAP)
rpo/ bos/