XX wiek przyniósł bezprecedensowy rozwój nauki i techniki. Samochody opanowały lądy, a samoloty - niebo. Świat ekscytował się wznowionymi igrzyskami olimpijskimi i pierwszymi podróżami w kosmos. Demokracja i popkultura miały coraz większe wzięcie.
To stulecie było jednak również świadkiem masowych, nie zawsze dobrowolnych, wędrówek ludów i odrażających zbrodni dokonywanych na skalę wcześniej niespotykaną. „Jądrem ciemności” XX wieku były bez wątpienia lata 40. Zmagania, wcześniej ze sobą sprzymierzonych, nazistowskich Niemiec i komunistycznej Rosji, zrujnowały środkową i wschodnią część Europy. W ich cieniu dokonał się rozpad wielokulturowych społeczności. Dramatyczna walka o dominację lub tylko przetrwanie – pokazana chociażby w jugosłowiańskim filmie „Kto tam śpiewa” czy słowackiej „Niedotrzymanej obietnicy” - stała się udziałem jednostek i całych narodów. Wymienione tytuły znalazły się właśnie w programie kolejnej edycji przeglądu „Kogo kręci kino historyczne?” tym razem poświęconego okresowi II wojny i latom tuż po niej.
Historycy odtwarzający rzeczywistość sprzed 70. lat coraz częściej próbują na nią patrzeć oczami zwykłych ludzi. Podobnych do bohaterów filmu „Wszystko co najważniejsze”, którzy - na przekór wszystkiemu - wierzyli „że znowu przyjdą lepsze czasy”.
Opresja, jak to zwykle bywa, wyzwalała najgorsze i najlepsze cechy. Bohaterstwo sąsiadowało ze zdradą, skrajny egoizm z objawami ludzkiej solidarności. „Wojna pozostawiła po sobie kocioł pełen narodowych fobii i neuroz, nienawiści i pragnienia zemsty” – podkreśla historyk dr Marcin Zaremba, autor przełomowej pod wieloma względami pracy „Wielka trwoga”. Bohater niemieckiego „Pobytu”, ekranizacji głośnej powieści Hermanna Kanta, zamknięty w jednej celi ze zbrodniarzami wojennymi, zaczyna rozumieć, że i na nim ciąży brzmię zbiorowej winy. W węgierskim filmie „Gdzieś w Europie” zatarta zostaje granica między katem, a ofiarą. Banda włóczęgów - wojennych sierot pastwi się nad przypadkowo spotkanym muzykiem. Demoralizacja, powodująca zejście uczciwych dawniej ludzi na drogę przestępstwa - to temat, który dostrzegło także polskie kino. Szabrownictwo na ziemiach zachodnich było zjawiskiem powszechnym, a przez to nie do końca cenzuralnym. Film „Prawo i pięść” został więc nakręcony w „bezpiecznej”, bo nieco odrealnionej, konwencji westernu.
Zachodnia Europa mniej zniszczona korzystająca z dobrodziejstw planu Marshalla i militarnego parasola Stanów Zjednoczonych szybko stawała na nogi. Wschodniej części kontynentu rok 1945 nie przyniósł wyzwolenia, lecz nową okupację. Gdzie stanęła stopa żołnierza Armii Czerwonej, tam wyrastał komunizm. W jednym obozie znaleźli się wczorajsi pokonani (Węgrzy), zwycięzcy (Rosjanie) i pozorni zwycięzcy (Polacy). Przewrót polityczny i społeczny zrodził kolejne traumy, o których jednak filmowcy mogli szczerze opowiedzieć dopiero po 1989 roku.
Kino od początku swego istnienia było dostarczycielem mitów. Czasem mit ma kilka, wzajemnie sprzecznych, wariantów. Przykładem jest słynny „mecz śmierci”, który latem 1942 roku rozegrała drużyna niemieckiej Luftwaffe z ekipą Startu Kijów, bazującą na zawodnikach przedwojennego Dynama. Do dzisiaj trwają spory o przebieg tego pojedynku i los jego uczestników. W Związku Radzieckim obowiązywała wersja bohaterska. Podtrzymuje ją, z niewielkimi modyfikacjami, zrealizowany dwa lata temu rosyjski „Mecz”. W 1961 roku Madziarzy, nie bacząc na fakt, że byli ostatnimi sojusznikami Hitlera (a może właśnie dlatego) nakręcili „Mecz w piekle”. Niemieckim futbolistom stawiała czoła jedenastka złożona z jeńców węgierskich. Najbardziej znana jest wersja hollywoodzka. Akcja „Ucieczki do zwycięstwa” rozgrywa się w Paryżu, a po boisku biega cała koalicja antyhitlerowska, dowodzona rzecz jasna przez Amerykanów. Warto wspomnieć, że w tej produkcji wystąpili zawodowi piłkarze tacy jak Pele, Bobby Moore czy Kazimierz Deyna.
Druga wojna światowa, oprócz ludobójstwa, kojarzy się zwykle z wielkimi bataliami z udziałem lotnictwa oraz setek czołgów takimi jak Stalingrad czy inwazja aliantów w Normandii. Poświęcono im już niejedną superprodukcję. Zważywszy na dynamikę rozwoju branży efektów specjalnych, można być pewnym, że kino wciąż nie powiedziało w tej sprawie ostatniego słowa. W przeglądzie organizowanym przez Muzeum Historii Polski we współpracy z Europejską Siecią Pamięć i Solidarność postawiono jednak na dzieła bardziej kameralne, próbujące spojrzeć na „czas pogardy” przede wszystkim z psychologicznej perspektywy. W słowackim „Pejzażu” wojny prawie nie widać, jest za to sporo humoru i nostalgii za odchodzącą w niebyt środkowoeuropejską, prowincjonalną Arkadią. Historycy odtwarzający rzeczywistość sprzed 70. lat coraz częściej próbują na nią patrzeć oczami zwykłych ludzi. Podobnych do bohaterów filmu „Wszystko co najważniejsze”, którzy - na przekór wszystkiemu - wierzyli „że znowu przyjdą lepsze czasy”.
Wiesław Chełminiak