Miniretrospektywę niemal nieznanego w USA Piotra Szulkina pokazano w Nowym Jorku. Zaprezentowały ją Tribeca Film Center oraz Uniwersytet Columbia. Towarzyszył jej panel z udziałem krytyków, którzy podkreślali uniwersalny charakter twórczości reżysera.
Projekcje filmów "Wojna światów – Następne stulecie" (w środę), i "O-bi, O-ba: Koniec cywilizacji” (w piątek) na Uniwersytecie Columbia wraz z późniejszą dyskusją zwabiły wyrafinowaną publiczność. W kinie najbardziej prestiżowej uczelni Nowego Jorku przeważała młodzież.
Zrealizowany w roku 1984 "O-bi, O-ba: Koniec cywilizacji", opowiadający o ludziach, którzy przetrwali wojnę jądrową i przebywają w bunkrze, czekając na ocalenie przez kosmiczną "Arkę", uznano za aktualny także dzisiaj. Wnikliwie bowiem obnaża postawy i zachowania ludzkie w obliczu sytuacji kryzysowej. Właśnie głównie temu filmowi poświęcona była dyskusja w trakcie panelu.
Data produkcji nasuwała skojarzenia z książką George Orwella "1984". Elementy groteski i absurdu rodziły porównania z sztuką Alfreda Jarry’ego "Ubu Król czyli Polacy", a psychiczny stan bohaterów zmagających się z losem z "Solaris" Stanisława Lema i ekranizacją Andrieja Tarkowskiego.
Położenie Polaków prowokowało do portretowania filmu jako metafory stanu wojennego i batalii "Solidarności". Stuart Liebman z miejskiego uniwersytetu CUNY odnosił natomiast "O-bi, O-ba: Koniec cywilizacji" do tragedii holokaustu. Uczestnicy panelu nie przeoczyli walorów artystycznych filmu, który został właśnie odrestaurowany cyfrowo. Komplementowali zdjęcia Witolda Sobocińskiego.
Dla Stephanie Zacharek z tygodnika "Village Voice" film ilustrował uniwersalną ideę nadziei hermetycznej społeczności, żyjącej w desperacji, w warunkach bez wyjścia. Jej kolega Richard Porton z "Cineaste" mówił o zmaganiach podobnych do tych, których doświadczali bohaterowie filmów ekspresjonizmu niemieckiego, dążących do osiągnięcia iluzorycznych celów, np. "Metropolis" Fritza Langa.
Simon Abrams z "Village Voice" zwracał uwagę na oryginalne traktowanie symbolu ocalenia i ratunku jakim jest biblijna arka. Eliza Cushman Rose z Uniwersytetu Columbia mówiła o technologii, która niszczy człowieka, oraz mechanizmach władzy, manipulacji, cynizmu i obojętności.
Położenie Polaków prowokowało do portretowania filmu jako metafory stanu wojennego i batalii "Solidarności". Stuart Liebman z miejskiego uniwersytetu CUNY odnosił natomiast "O-bi, O-ba: Koniec cywilizacji" do tragedii holokaustu.
Uczestnicy panelu nie przeoczyli walorów artystycznych filmu, który został właśnie odrestaurowany cyfrowo. Komplementowali zdjęcia Witolda Sobocińskiego.
"Film jest fascynujący z wielu powodów. Dla mnie nawet bardziej ze względów na jego estetykę niż tematykę, chociaż jest oczywiście mocny i intrygujący ze względu na uniwersalne idee rozpaczy, desperacji i problematykę polityczną. Jest mniej efekciarski niż amerykańskie filmy science fiction, ale imponuje wyobraźnią i bogactwem idei. Byłam pod wrażeniem jak reżyser zdołał wiele osiągnąć mając skromny budżet" – oceniła w rozmowie z PAP Zacharek.
Porton powiedział natomiast, że uderzyła go zwłaszcza zdolność twórcy do łączenia zagadnień przeszłości, teraźniejszości i przyszłości z rozbudowaną imaginacją oraz, że film można interpretować na tak wiele sposobów.
Jego zdaniem, chociaż w amerykańskich filmach science fiction, jest więcej optymizmu, może zainteresować Amerykanów ponieważ ma uniwersalny charakter.
"Nie trzeba być uczonym, czy ekspertem w sprawach polskich, aby film docenić. Może tutaj nie byłaby to masowa widownia, ale pewnie całkiem duża" – dodał krytyk.
Według prowadzącego panel dyrektora artystycznego Festiwalu Filmowego w Gdyni Michała Oleszczyka w Polsce filmy Szulkina odczytywane są jednowymiarowo, jako alegorie komunizmu.
"Uczestnicy panelu wykazali, że twórczość Szulkina nie ma jednej wykładni, ale można ją czytać na wiele sposobów. Tylko w takim dialogu polski twórca może zaistnieć na scenie międzynarodowej" – powiedział PAP Oleszczyk.
Organizatorem retrospektywy była organizacja Polish Filmmakers NYC oraz Klub Studentów Polskich na Uniwersytecie Columbia przy współpracy Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)
ad/sp/