Trudno zaliczyć mnie do optymistów; obawiam się, że nasz świat zmierza ku jakiegoś rodzaju katastrofie – mówił w piątek na Festiwalu Filmowym w Gdyni Jerzy Skolimowski. Reżyser wyraził nadzieję, że jego film "11 minut" niektórzy widzowie odbiorą jako ostrzeżenie.
Zwrócił też uwagę, że na 72. festiwalu w Wenecji, gdzie w pierwszej połowie września "11 minut" startowało w konkursie głównym, większość członków jury "była tym filmem zbulwersowana".
Po pokazach w Wenecji obraz Skolimowskiego walczy o Złote Lwy na 40. Festiwalu Filmowym w Gdyni, który trwa od poniedziałku, a zakończy się w sobotę.
"11 minut", z akcją osadzoną w Warszawie, to opowieść o mieszkańcach współczesnego miasta, których życie i pasje przeplatają się ze sobą. Nieoczekiwany łańcuch zdarzeń przypieczętuje losy wielu z nich. Te same 11 minut z życia różnych postaci przedstawione zostało w paralelnych wątkach dramaturgicznych. Przed upływem ostatniej sekundy jedenastej minuty ich losy połączy wydarzenie, które definitywnie zaważy na ich życiu. Dojdzie do katastrofy.
Bohaterowie to - jak mówił na piątkowej konferencji prasowej w Gdyni reżyser i autor scenariusza - "paleta kilkunastu osób zróżnicowanych zawodowo, społecznie i materialnie". Są wśród nich: kurier przemierzający miasto na motocyklu, aktorka i jej mąż, uliczny sprzedawca hot dogów.
Dopytywany o przebieg prac nad scenariuszem, Skolimowski wspominał: "Na początku miałem tylko wizję finału, wiedziałem, jak film skończyć (…). W związku z tym musiałem działać wstecz. Wiedząc, że chcę doprowadzić do takiego finału, musiałem na początku ustalić, jaka grupa ludzi to będzie - ci wszyscy, którzy się znajdą w konkretnym miejscu o konkretnej porze, aby wziąć udział w finale".
Czy ludzkim losem rządzi przypadek, czy też owym przypadkiem steruje jakaś siła – to jedno z głównych pytań, do których skłania najnowszy film Skolimowskiego.
Pytany o to reżyser, zareagował pytaniem ze swojej strony: "Czy nie wydaje się państwu, że coraz bardziej jesteśmy zdezorientowani tym wszystkim, co się wokół nas dzieje?". "Złowrogi zgiełk współczesnego świata oszałamia nas. Coraz bardziej tracimy kontrolę nad naszymi działaniami. Coraz bardziej stajemy się podatni na przypadek, zbiegi okoliczności. Mechanizm, który rządzi tym światem, doprowadza do sytuacji, które biorą górę nad naszymi zamierzeniami" – mówił Skolimowski.
"Mamy do czynienia z ogromną liczbą przypadków, ale sami je niestety prowokujemy" – zaznaczył.
W Gdyni pytano reżysera o jego podejście do świata i do kierunku, w jakim ten świat w jego ocenie podąża; o to, czy Skolimowski jest optymistą, czy też odwrotnie: pesymistą, a wręcz – katastrofistą, czy uważa, że świat zmierza ku katastrofie. "Według wszelkich znaków na ziemi i na niebie, nie zmierzamy ku promiennej przyszłości. Wydaje się, że to, co nas czeka, to bardzo, bardzo trudne chwile - miesiące, lata. Nie widzę źródła, z którego mogłoby nadejść jakieś zbawienie dla tego świata. Wydaje mi się, że to się wszystko pogrąża w chaosie i w niemożności kontroli" - powiedział Skolimowski.
"Trudno zaliczyć mnie do optymistów. Obawiam się, że nasz świat zmierza ku jakiegoś rodzaju katastrofie. Kiedy ona nastąpi, czy to będzie prędzej, czy później, to jest inne pytanie" – przyznał reżyser.
W Gdyni przypomniano, że wcześniej - na konferencji prasowej w Wenecji - Skolimowski mówił, iż ideą przewodnią filmu "11 minut" jest zachęta, aby pamiętać, że życie jest skarbem i - że czasami, niestety, można uświadomić to sobie dopiero w ostatniej chwili. "Ten film ma wiele znaczeń. Ja traktuję go trochę jak poemat, w którym użyte są metafory, symbole, znaki" – powiedział Skolimowski. Reżyser nie chciał wyjaśniać tych symboli, omawiać ich; zachęcał, by widzowie sami je sobie przetłumaczyli.
W "11 minutach" przez bardzo krótki moment pojawia się na ekranie człowiek dźwigający krzyż. Dziwne znaki na niebie, tajemnicze punkty, widzą różni, nie znający się nawzajem, bohaterowie - na moment przed katastrofą. Jest też tajemniczy, mówiący coś mężczyzna, którego twarz ukazuje się na chwilę w telewizorze.
"Formuła, którą przyjąłem w tym filmie, polega na tym, że nie ma klasycznego rozwoju akcji, opowiadanej linearnie od a do z" – mówił Skolimowski. "To są strzępki obserwacji życia. Ważne jest to, co doprowadziło tych wszystkich ludzi do tego finału. Wśród nich są ludzie winni i niewinni. Czy ci, co są winni, ponieśli karę; czy ci, co są lekkomyślni, powodują te tragiczne wydarzenia; (…) kto na co zasłużył - to są pytania, które można sobie zadawać po tym filmie" – uważa reżyser.
Skolimowski odniósł się w Gdyni do tego, jak "11 minut" zostało odebrane w Wenecji. Mimo bardzo dobrego przyjęcia przez publiczność i krytyków film nie dostał nagrody od jury w konkursie głównym weneckiego festiwalu. "Upadek z bardzo wysokiego konia" – tak w piątek komentował to reżyser. Jak opowiadał Skolimowski, w Wenecji "większość członków jury była zbulwersowana tym filmem". Pytany, dlaczego, odparł: "Nie wiem. Wiem tylko, że się bardzo zdenerwowali".
"Co zresztą mnie nie dziwi. To jest mój bardzo osobisty film. Zakładałem sobie, że dobrze by było, aby nikt nie pozostał obojętnym wobec niego, żeby reakcją widzów było albo zszokowanie, albo zaniepokojenie, albo odbiór jakiegoś ostrzeżenia" - powiedział.
Piątkowa projekcja "11 minut" w Gdyni była pierwszym w Polsce pokazem tego filmu. Producentka Ewa Piaskowska poinformowała, że "11 minut" będzie prezentowane także m.in. na festiwalach w południowokoreańskim Pusan, w Rio de Janeiro i Londynie.
Najnowszy obraz Skolimowskiego jest koprodukcją polsko-irlandzką. W filmie wystąpili: Richard Dormer, Wojciech Mecwaldowski, Paulina Chapko, Dawid Ogrodnik, Andrzej Chyra, Agata Buzek, Piotr Głowacki, Mateusz Kościukiewicz, Jan Nowicki, Ifi Ude, Anna Buczek i Łukasz Sikora. Autorem zdjęć jest Mikołaj Łebkowski. Za montaż odpowiada Agnieszka Glińska. Muzykę do filmu skomponował Paweł Mykietyn.
Do kin w Polsce "11 minut" trafić ma 23 października.
O Złote Lwy na festiwalu w Gdyni walczy w tym roku 18 filmów. Oprócz "11 minut", są to m.in.: "Body/Ciało" Małgorzaty Szumowskiej, "Córki dancingu" Agnieszki Smoczyńskiej, "Demon" Marcina Wrony, "Excentrycy czyli po słonecznej stronie ulicy" Janusza Majewskiego oraz "Moje córki krowy" Kingi Dębskiej.(PAP)
jp/ agz/