W trudnych momentach historii Polacy opierają się, walczą, nie kłaniają się przed innymi; bardzo ich za to szanuję - mówi w rozmowie z PAP znana brytyjska aktorka Charlotte Rampling, dodając, że chciałaby występować w filmach polskich reżyserów.
Rampling (ur. 1946) znana jest m.in. z ról w filmach: „Melancholia” Larsa von Triera (2011), „Basen” Francoisa Ozona (2003), „Księżna” Saula Dibba (2008), „Zmierzch bogów” Luchino Viscontiego (1969), „Nocny portier” Liliany Cavani (1974), „Czar orchidei” Patrice’a Chereau. Współpracowała też z Woodym Allenem i Sidneyem Lumetem. W 2000 r. została odznaczona Orderem Imperium Brytyjskiego, a w 2001 r. francuską Legią Honorową. Na trwającym w Warszawie 9. festiwalu Planete+ Doc prezentowany jest poświęcony jej film dokumentalny „Charlotte Rampling. Spojrzenie” („Charlotte Rampling: The Look”, Niemcy/Francja, 2011) w reżyserii Angeliny Maccarone.
PAP: „Ikona stylu i elegancji”, „charyzmatyczna”, „kontrowersyjna, odważna, łamiąca społeczne tabu”, „nieugięta w swojej postawie awangardowa artystka, która zawsze podąża za głosem instynktu” – to niektóre z określeń używanych na Pani temat. W jaki sposób można pogodzić pomyślny rozwój kariery aktorskiej z niezależnością?
Charlotte Rampling: Nie jest to łatwe, zwłaszcza na początku. Aktor musi być częścią zbiorowości. Najpierw musi stopniowo wyrabiać sobie nazwisko, by potem być wybieranym do kolejnych filmów. Musi zostać dostrzeżony i wyciągnięty z anonimowości. Wszystko po to, by trafiać do niewielkiej - bo to przecież dotyczyć będzie tylko wybranych - grupy aktorów włączanych do obsady.
Jak później pokierować własną karierą, to już indywidualna decyzja każdego. Trzeba mieć świadomość, że zazwyczaj oznacza to wybór sposobu życia na całą przyszłość. Decydując się na wybór drogi, ważne, byśmy wiedzieli, jak postrzegamy samych siebie. Istotne jest postępowanie w zgodzie z sobą, wewnętrzna integralność. Dla mnie to jest bardzo ważne.
Charlotte Rampling: Zdecydowanie tak. Jestem pod dużym wrażeniem kina polskiego, które zawsze przemawiało mocnym, słyszalnym głosem. Macie znakomitych reżyserów, potrafiących oddać polski styl myślenia. Ich filmy, przepełnione polskością, są zarazem zrozumiałe na całym świecie.
W systemie wielkich wytwórni filmowych łatwo i szybko można się zagubić; zostać wykorzystanym i dojść do momentu, gdy wydaje się nam, że utraciliśmy część siebie. Ja na wczesnym etapie kariery zaangażowałam się w kilka filmów hollywoodzkich, szybko jednak zrezygnowałam z udziału w tego typu produkcjach. Zdawałam sobie sprawę, że na skutek takiej decyzji mogę zostać odrzucona, otrzymywać jako aktorka mniej ofert, mniej pracować. Wiedziałam jednak, i wiem to również teraz, oceniając sytuację z dzisiejszej perspektywy, że warto było zachować niezależność.
PAP: Należy umieć mówić „nie” już na początku kariery w świecie filmu?
Charlotte Rampling: Nierzadko bywa tak, że jesteśmy sami wobec dużej grupy ludzi, którzy dążą do czegoś zupełnie innego i mają inne poglądy, niż my. W grupie pojawia się rywalizacja, zazdrość, bywa że i wzajemna nienawiść. W rywalizacji ludzie mogą być miażdżeni. Jednak tak będzie zawsze. Już dzieci w szkołach nakłaniane są do tego, by konkurować z innymi, starać się być lepszymi niż pozostali. Taki „system” rywalizacji wewnątrz grup istniał będzie zawsze. Jednostka może jednak wprowadzać własne reguły. A w razie potrzeby - wybrać mniejszą grupę.
Ja nigdy nie prosiłam o role. Nie musiałam prosić nikogo, by zrealizował film z moim udziałem. To ludzie przychodzili do mnie.
PAP: Pracuje Pani głównie z reżyserami europejskimi.
Charlotte Rampling: Z nimi zrealizowałam moje najlepsze filmy. Jeśli zaś chodzi o produkcje amerykańskie, decydowałam się zazwyczaj na takie, za które odpowiadali twórcy niezależni. Praca na planie filmów powstających w dużych studiach mniej mi odpowiada.
PAP: Co jest niezbędne, by zdecydowała się Pani na udział w projekcie, przyjęcie roli?
Charlotte Rampling: Oprócz samego reżysera, kluczowy jest scenariusz filmu. Muszę mieć poczucie, że historia opisana w scenariuszu koresponduje z moją, jako aktorki, artystyczną ścieżką. W film angażuję się również w wymiarze etycznym - ważne jest dla mnie, o czym, za pośrednictwem postaci, mogę poprzez te filmy mówić, z jaką historią będę kojarzona. Od lat jest to dla mnie kryterium przy podejmowaniu decyzji.
Długo trwa, nim zgodzę się na przyjęcie roli, długo się zastanawiam. Najważniejsze, bym w ogóle się zgodziła. Jeśli to nastąpi, jestem otwarta na współpracę z reżyserem. Na planie stanowię typ „dobrego skauta”. Gdy raz dam słowo, zawrę dżentelmeńską umowę, można liczyć z mojej strony na współpracę. Wiem, że zbyt częste polemiki mogą hamować proces powstawania filmu. Staram się więc akceptować cudze reguły.
PAP: Niedawno oglądaliśmy Panią w „Melancholii” Larsa von Triera, apokaliptycznej historii o – stanie umysłu. O zagubieniu w świecie, poczuciu zagrożenia.
Charlotte Rampling: „Melancholia” to opowieść o niepokoju skrywanym w ludzkich duszach, o niepewności, strachu. Z czego może wynikać taki nastrój? Jest na świecie wielu ludzi pragnących głównie wartości materialnych, zdeterminowanych do walki o nie. Jest wielu agresywnych, wrogo nastawionych do innych. To jednak zwyczajowy chaos w świecie. Tak było zawsze, od kiedy ludzkość istnieje. Teraz jest po prostu więcej ludzi i więcej ścieżek komunikacji, dzięki którym nasz niepokój możemy sygnalizować innym.
Można pomóc w życiu kilkorgu ludziom i poprzez to zmienić otoczenie. Kilka osób dzięki nam poczuje się lepiej i my sami też poczujemy się lepiej. Warto pamiętać o wartościach podstawowych, ponieważ to one zadecydują o tym, że człowiek będzie czuł się potrzebny, akceptowany, bezpieczny. Do „apokalipsy” w sensie duchowym doszłoby wówczas, gdybyśmy przestali zauważać obok siebie innych, nie potrafili dotrzeć do innych ludzi, komunikować się z nimi. Człowiek otwiera się poprzez interakcję. Wtedy „jest kimś”. „Bycie kimś” nie oznacza posiadania znanego nazwiska.
PAP: W filmach występuje Pani od prawie pięciu dekad. Dokument „Charlotte Rampling. Spojrzenie” to opowieść o artystce, która na przestrzeni lat zyskała światową sławę i o kobiecie dojrzałej. Na ile pewnie i bezpiecznie czuje się Pani na obecnym etapie życia?
Charlotte Rampling: Ludzie często mówią mi, że wyglądam na spokojną i mądrą. Nie zdają sobie sprawy, ile pracy musiałam włożyć w to, by ten spokój osiągnąć. Nieustanna praca wewnętrzna jest konieczna, bez niej nie dojrzewamy. To przeżyte doświadczenia składają się na to, kim jesteśmy. Nie zamierzam, gdy kiedyś będę odchodzić z tego świata, dojść do wniosku, że żyłam w lęku i w stanie chaosu.
PAP: Na koniec pytanie o Polskę. Dwa lata temu zagrała Pani w „Młynie i krzyżu” Lecha Majewskiego. Czy zdecydowałaby się Pani na kontynuowanie współpracy z polskimi filmowcami, jeśli otrzymałaby Pani interesujące propozycje?
Charlotte Rampling: Zdecydowanie tak. Jestem pod dużym wrażeniem kina polskiego, które zawsze przemawiało mocnym, słyszalnym głosem. Macie znakomitych reżyserów, potrafiących oddać polski styl myślenia. Ich filmy, przepełnione polskością, są zarazem zrozumiałe na całym świecie. Polska ma wspaniałą historię, za którą jest podziwiana. Na przykład opór Polaków przeciw komunizmowi był nieprawdopodobnie poruszający. W trudnych momentach historii Polacy opierają się, walczą, nie kłaniają się przed innymi. Potrafią podźwignąć i odbudować swój kraj. Bardzo ich za to szanuję.
Rozmawiała: Joanna Poros (PAP)
jp/ mlu/