Dokładnie 150 lat temu, 19 marca 1869 r. w Ropczycach urodził się jeden z największych twórców swojej epoki, i w ogóle sztuki polskiej, Józef Mehoffer. Przyszedł na świat w drewnianym domu-dworku przy ulicy Najświętszej Panny Marii 8, nieopodal sanktuarium maryjnego. Mehofferowie mieszkali tu przez 15 lat, od kiedy ojciec przyszłego artysty, Wilhelm, otrzymał nominację na starostę ropczyckiego, powiatu wchodzącego w skład cyrkułu tarnowskiego.
Wilhelm Mehoffer był doktorem prawa, które ukończył na Uniwersytecie Lwowskim. Pochodził z rodu o austriackich (ściślej tyrolskich) korzeniach. Matka, Aldona z domu Polikowska, była rdzenną Polką, szlacheckiego pochodzenia, pieczętująca się herbem Junosza. W Ropczycach Mehofferowie doczekali się czworga dzieci. Oprócz Józefa byli to: Eugeniusz, Alfred i Wiktor. Ostatni z braci, Wilhelm, był tzw. pogrobowcem, urodził się w 7 miesięcy po śmierci ojca.
Przyjaciel Wyspiańskiego
W rok po narodzinach małego Józia rodzina Mehofferów przeniosła się pod Wawel. Stało się tak wskutek awansu głowy rodziny na radcę Sądu Krajowego w Krakowie. Funkcji tej Wilhelm Mehoffer nie pełnił długo, gdyż zmarł po trzech latach od przeprowadzki. Wychowanie dzieci spadło wyłącznie na matkę, która nota bene przeżyła męża o 50 lat.
W Krakowie Józef Mehoffer uczył się w szkole powszechnej, średniej, i tam też ukończył studia wyższe. Już jako uczeń szkoły powszechnej zaprzyjaźnił się z kilkoma kolegami, którzy mieli w przyszłości należeć do elity intelektualnej Krakowa: Stanisławem Esteicherem, Henrykiem Opieńskim i Stanisławem Wyspiańskim. Wraz z nimi w 1879 r. zdał do Gimnazjum św. Anny i osiem lat później otrzymał świadectwo maturalne. Być może nie mając pewności co do wyboru przyszłej drogi życiowej równocześnie rozpoczął studia na wydziale prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego i w Szkole Sztuk Pięknych (tak nazywała się wówczas krakowska Akademia). Podwójną edukację doprowadził do końca, z tym że studia prawnicze kontynuował w Wiedniu, a malarstwo w Paryżu.
Nad Sekwaną zacieśnił przyjaźń ze Stanisławem Wyspiańskim, z którym dzielił pracownię, i tam też poznał swoją przyszłą żonę, Jadwigę Janakowską, absolwentkę studiów malarskich w Monachium, z którą trzy lata później wziął ślub. Stało się to w 1899 r., już po powrocie artysty do Krakowa. Małżonkowie doczekali się jedynego syna, Zbigniewa, który urodził się w 1900 r.
Uczeń Jana Matejki
Do Paryża wyjechał Mehoffer jako stypendysta Jana Matejki w wieku 22 lat. Wychowany na sztuce akademickiej zetknął się z nowymi prądami, które go początkowo szokowały. Musiało potrwać zanim przyswoił sobie nowe tendencje w sztuce i zanim stał się mistrzem w ich rozwoju.
W Paryżu namalował ok. 50 obrazów, w tym słynny Plac Pigalle, znajdujący się dziś w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Paryskie studia ugruntowały więc jego pozycję jako malarza. Jednak w pełni rozkwit jego twórczości nastąpił w Krakowie. Tu powstawały kolejne zachwycające dzieła, które wzbogaciły kolekcję sztuki polskiej. Najbardziej znanym i najbardziej tajemniczym jego obrazem jest „Dziwny ogród” z 1903 r. To afirmacja życia i radości jakie daje otaczający świat. Obraz przedstawia żonę z synkiem i opiekunkę w głębi wśród arkadyjskiego ogrodu. A nad nimi unosi się ogromna ważka. Do dziś kolejni krytycy sztuki zastanawiają się co artysta miał na myśli? Co to za ważka? Dlaczego jest tak monstrualna? Czego jest symbolem? Zapewne twórca miał to na myśli, że błoga sielanka nie musi trwać wiecznie i że może pojawić się zagrożenie, które spadnie jak cios. Że trzeba się z tym liczyć, że nie wszystko zależy od nas. Zachwycające są portrety, w tym portrety żony: „Na letnim mieszkaniu”, „W laurowej sali”, „Z pegazem”, „Na żółtym tle”, „Florencki”, a także portret Wandy Janakowskiej zatytułowany „Śpiewaczka”, wielokrotnie nagrodzony na światowych wystawach w Wiedniu i Paryżu.
Józef Mehoffer namalował ponad 500 obrazów sztalugowych i gdyby zajmował się wyłącznie malarstwem, byłby zaliczany do największych polskich artystów. Tymczasem był twórcą wszechstronnym, w każdej dziedzinie sztuki osiągał znakomite rezultaty. Nie było w polskiej sztuce podobnego mu twórcy.
We Fryburgu
W 1895 r. ogłoszono konkurs na zaprojektowanie witraży do katedry św. Mikołaja we Fryburgu w Szwajcarii. Mehoffer, namówiony przez architekta Tadeusza Stryjeńskiego, wygrał ten konkurs i pokonał plejadę witrażystów z całej Europy. 26-letni artysta z Krakowa, z kraju, którego nie było wówczas na mapie, został okrzyknięty geniuszem. Jego osiągnięcie w tej dziedzinie jest porównywane z tym, co Michał Anioł osiągnął w Kaplicy Sykstyńskiej w dziedzinie fresku. To było dzieło życia Józefa Mehoffera, jego realizacja powstawała przez 40 lat. Witraże w prezbiterium fryburskiej katedry („Bóg Ojciec”, „Syn Boży” i „Duch Święty”) imponują także wielkością: mają po 12 metrów wysokości! Również pozostałe witraże w nawie katedry zachwycają bogactwem formy i treści. Należą już nie do europejskich, ale światowych osiągnięć w dziejach sztuki. Wspaniałe witraże Mehoffera znajdują się także w katedrze na Wawelu, we Włocławku, we Lwowie, Przemyślu, Turku, Jutrosinie i w kilku innych kościołach i kaplicach w Polsce i w Europie.
Kolejnym rodzajem twórczości są polichromie. I w tej dziedzinie osiągnął Mehoffer absolutne mistrzostwo. Opinia ta chyba nie jest przesadna skoro wystrój kaplicy Szafrańców jego autorstwa w katedrze wawelskiej nazywany jest perłą polichromii polskiej. A przecież do równie znaczących osiągnięć Mehoffera trzeba zaliczyć polichromie w skarbcu katedralnym na Wawelu czy w kaplicy św. Jana Chrzciciela w kościele Mariackim.
Mehoffer był wreszcie niekwestionowanym mistrzem w dziedzinie grafiki: tak artystycznej, jak i użytkowej. Był autorem wielu rysunków i portretów, plakatów, ilustracji książkowych, exlibrisów, a nawet banknotów. W latach trzydziestych ub. wieku w obiegu był banknot 100-złotowy zaprojektowany przez Mehoffera, na którego rewersie znajdował się dąb „Józef” z parku w Wiśniowej koło Strzyżowa. Ten dąb nota bene dwa lata temu został uznany za europejskie drzewo roku, a głosowało na niego 125 tysięcy osób. Mehoffer bywał w Wiśniowej częstym gościem u właścicieli dworu Mycielskich. Spędzał tu letnie miesiące w towarzystwie znanych malarzy i malował w plenerze, który bardzo mu odpowiadał. Podobno gdy pierwszy raz przyjechał do Wiśniowej i spojrzał z tarasu na łańcuch widocznych stamtąd wzgórz miał powiedzieć: „Dobrze skomponowane”...
Dorobek mistrza…
Józef Mehoffer był człowiekiem niezwykle pracowitym, pozostawił olbrzymi dorobek artystyczny. A przecież nie poświęcał się wyłącznie pracy twórczej. Już w 1896 r., po powrocie z Paryża do Krakowa, podjął pracę wykładowcy w macierzystej Szkole Sztuk Pięknych. Cztery lata później, gdy uczelnia przyjęła nazwę Akademii Sztuk Pięknych, otrzymał w niej posadę docenta w katedrze malarstwa dekoracyjnego. W 1902 r. został profesorem nadzwyczajnym, a w 1905 r. profesorem zwyczajnym. Miał wtedy 36 lat. Następnie wybierano go rektorem Akademii i funkcje tę pełnił przez 7 lat. Oprócz działalności pedagogicznej, pracował na niwie społecznikowskiej, założył Towarzystwo Artystów Polskich „Sztuka”, zasiadał we władzach licznych towarzystw artystycznych i historycznych.
Jak ten niezwykły człowiek to wszystko godził? Na pewno zawdzięczał to swojej pracowitości i temu, iż nie marnował czasu, w czym pomagała mu żona biorąc na siebie pomoc w organizacji czasu męża i nie pozwalając na zajmowanie się czynnościami, których nie musiał wykonywać. Tym samym zrezygnowała z własnych ambicji zawodowych, a była duszą artystyczną, bo studiowała malarstwo i muzykę.
Po wybuchu II wojny światowej Mehoffer wyjechał wraz z rodziną na wschód. Początkowo pod Sambor, później do Lwowa. Kiedy usiłował powrócić do
Krakowa został przez Niemców aresztowany i wywieziony do obozu w czeskich Sudetach. Przyjaciele zabiegali o jego uwolnienie w kołach zbliżonych do rządu włoskiego oraz w Watykanie, co okazało się skuteczne. Swe niezwykle pracowite życie Józef Mehoffer zakończył przedwcześnie. Zmarł 8 lipca 1946 r. w szpitalu w Wadowicach dokąd trafił z sanatorium w Zebrzydowicach, gdzie przechodził rekonwalescencje po zapaleniu płuc.
Ropczyce pamiętają o swoim sławnym rodaku. Jest tu ulica i osiedle jego imienia. Imię Mehoffera nosi też ropczyckie Centrum Kultury, a w rynku stoi pomnik artysty. W miejscowym Liceum Ogólnokształcący m istnieje sala jego pamięci. Mimo upływu lat, wciąż żywa jest tu pamięć o twórcy, który rozsławił Ropczyce jak nikt inny w historii miasta.
Józef Ambrozowicz
Tekst pochodzi z najnowszego wydania dwumiesięcznika „Podkarpacka Historia” (nr 3–4 (51/52): marzec–kwiecień 2019 r.