Nakładem wydawnictwa Zysk i s-ka ukazała się nowa książka o operacji Market Garden: „Arnhem – dług hańby”. Ponad 70 lat od próby opanowania mostów na Renie przez polskich i brytyjskich spadochroniarzy historycy wciąż toczą spory o to, kto ponosił odpowiedzialność za to, że operacja zakończyła się klęską.
Marek Stella-Sawicki, autor książki, jest polskim informatykiem i historykiem wojskowości od wielu lat mieszkającym w Wielkiej Brytanii. To tam właśnie – po angielsku, pt. A Debt of Dishonour, ukazała się jego książka – jako efekt kilkunastoletnich badań w archiwach.
Bazując na różnych dokumentach, m.in. raportach i rozkazach dowódców oraz dzienniku działań bojowych Stella-Sawicki opisał genezę i przebieg operacji z września 1944 r.
Przedstawił także zmieniające się poglądy – wojskowych oraz historyków – w sprawie oceny tej największej w czasie II wojny światowej akcji powietrznodesantowej. Bardzo długo – jak przypomina Stella-Sawicki – utrzymywał się pogląd, według którego była to swego rodzaju ryzykowna gra hazardowa, z pewnymi szansami na zwycięstwo. Sam autor książki "Arnhem - dług hańby" do tego grona nie należy. Broni jednak polską 1 Samodzielną Brygadę Spadochronową i jej dowódcę gen. Stanisława Sosabowskiego przed zarzutem, że to właśnie ich postawa przesądziła o końcowym wyniku.
Według autora książki wśród wielu powodów, dla których operacja „Market Garden” skazana była na niepowodzenie, jednym z najważniejszych był sam pomysł tych działań. Chodzi o to, że przerzucenie sił powietrznodesantowych przy ówczesnych możliwościach lotnictwa wymagało nie tylko doskonałej koordynacji, ale również zależne było od pogody.
Na domiar złego alianckie dowództwo nie ustrzegło się w trakcie przygotowania operacji różnych błędów, takich jak ignorowanie informacji wywiadowczych (o przybyciu w okolice Arnhem dwóch niemieckich dywizji donosił holenderski ruch oporu) i zła ocena w sprawie determinacji oddziałów niemieckich. Alianci spodziewali się, że po Normandii Wehrmacht jest już wyczerpany walką i nie będzie stawiać większego oporu.
W planach alianckich nie uwzględniono również kluczowej roli zaskoczenia. Zawiedli także planiści – w trakcie operacji okazało się, że atak ma być prowadzony wzdłuż wąskich, łatwych do obrony dróg.
Autor książki podkreśla, że generałowie Brian Horrocks (dowódca brytyjskiego XXX Korpusu), Ivor Thomas (dowodził brytyjską 43. Dywizją Piechoty) oraz Frederick Browning (dowódca Dywizji Powietrznodesantowej), świadomi własnej odpowiedzialności za fiasko operacji Market Garden postanowili jak najwięcej winy przypisać Sosabowskiemu. Tymczasem osobą, która ponosiła znaczną część odpowiedzialności był ich przełożony - marszałek Bernard Montgomery, który za wszelką cenę chciał wygrać „wyścig” do przemysłowego zagłębia Niemiec z amerykańskim generałem Pattonem i zdołał przekonać do swoich planów Eisenhowera (naczelnego dowódcę wojsk alianckich).
Jednym z błędów alianckiego dowództwa, według Stelli-Sawickiego, było przerwanie ofensywy już po ośmiu dniach. „Strach Brytyjczyków przed utratą większej liczby żołnierzy doprowadził do wycofania wojsk, ale na tym etapie zignorowali fakt, że sami Niemcy byli znacznie osłabieni i jest prawdopodobne, iż dalsze natarcie mogłoby wygrać bitwę” – podkreśla Stella-Sawicki.
Za tym, że alianci wybrali Sosabowskiego na kozła ofiarnego, jego zdaniem, przemawiają pewne zdarzenia tuż po bitwie. Montgomery wysłał list wychwalający polskich spadochroniarzy, a Browning nawet pogratulował Sosabowskiemu, jednak kilka tygodni później całkowicie zmienili ton i wysłali do Ministerstwa Wojny [brytyjskiego – PAP] listy dotyczące brygady i Sosabowskiego, skarżąc się na ich działanie i wyraźnie stwierdzając, że generał jest trudny we współpracy”.
Finałem tej intrygi było odebranie Sosabowskiemu dowództwa. W krytyce działań polskiego generała i jego podwładnych niektórzy posunęli się nawet do tego, że zarzucali im unikanie walki.
Jako jeden z dowodów, że takie oskarżenia były niesprawiedliwe, Stella-Sawicki podaje olbrzymie straty, jakimi polska formacja przypłaciła kilkudniowe walki. 26 września, czyli w momencie, w którym było już wiadomo, że próba przechwycenia mostów na Renie się nie udała, Sosabowski osobiście poprowadził swoich żołnierzy, żeby osłaniać odwrót angielskich sojuszników.
Wysoko działania Polaków ocenił np. gen. Robert E. Urquhart: „Polacy stanowili grupę o wielkim potencjale bojowym pod dowództwem doświadczonego dowódcy. Mam wszelkie powody, by być wdzięcznym za wkład, jaki wnieśli w obronę. Gdyby nie walczyli dobrze, jest mało prawdopodobne, aby linie obronne zostały utrzymane tak długo, umożliwiając uporządkowane wycofanie się” – wspominał po wojnie.
W rozpoczętej 17 września 1944 r. operacji Market Garden polska 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa brała udział od nocy z 18 na 19 września. Zgodnie z planem wspólnie z brytyjską 1. Dywizją Powietrznodesantową miała zająć most na Renie. Złe warunki pogodowe wymusiły zarówno opóźnienie terminu desantu jak i zmianę strefę zrzutu - spadochroniarze wylądowali w Driel na południowym brzegu Renu, gdzie znajdowało się mniej niemieckich jednostek. Tymczasem Brytyjczycy pod dowództwem gen. Urquharta, wyparci z Arnhem przez niemieckie oddziały pancerne, bronili się na zachód od miasta. Urquhart poprosił Sosabowskiego o przybycie z pomocą, ale w nocy z 21 na 22 września okazało się to niemożliwe z braku odpowiedniego sprzętu.
Następnej nocy Polacy przystąpili do sforsowania Renu na dmuchanych gumowych łódkach dostarczonych przez Brytyjczyków. Próba skończyła się jednak niepowodzeniem – na drugi brzeg rzeki przeprawiło się zaledwie kilkudziesięciu żołnierzy, a wszystkie łódki zostały przez Niemców zniszczone. Nie inaczej zakończyła się próba przeprawy przez Ren na nowych, dostarczonych przez Brytyjczyków łodziach. Na drugi brzeg dostało się zaledwie 150 żołnierzy na trzech łodziach, a pozostałych 13 łodzi zostało uszkodzonych lub zniszczonych.
Pomimo olbrzymich strat i kończenia się zapasów amunicji dowódcy sojuszniczych jednostek (generałowie Horrocks, Browning oraz Thomas), nakazali podjęcie kolejnej próby przeprawy. Uczestniczący w tej odprawie Sosabowski jako jedyny zaprotestował, powołując się na duże straty w dotychczasowych walkach. Przebieg przeprawy w nocy z 24 na 25 września potwierdził obawy polskiego dowódcy – na drugim brzegu Renu zdołało wylądować zaledwie 350 Brytyjczyków. Polacy pozostali na miejscu, gdyż potrzebne do ich przeprawienia łodzie dostarczono zbyt późno, ale właśnie to zdarzenie brytyjscy dowódcy podawali później za rzekomy dowód uchylania się spadochroniarzy Sosabowskiego od walki.
Już kolejnej nocy, z 25 na 26 września, resztki brytyjskiej 1. Dywizji Powietrznodesantowej zostały ewakuowane, co oznaczało przyznanie się do fiaska całej operacji.
Dla Niemców było to ostatnie taktyczne zwycięstwo w II wojnie światowej. Nie miało wpływu na jej końcowy wynik, ale prawdopodobnie wpłynęło na opóźnienie kapitulacji. Gdyby bowiem przemysłowe zagłębie nad Renem znalazło się w rękach aliantów już jesienią 1944 r. Niemcy zostaliby pozbawieni ostatnich, potrzebnych do kontynuowania dostaw. W dodatku Ren stanowił ostatnią, trudną do pokonania przez wojsko przeszkodę na drodze do Berlina. (PAP)
Józef Krzyk
Książka „Arnhem - dług hańby. Śledztwo w sprawie odwołania generała Sosabowskiego” Marka Stelli-Sawickiego w przekładzie Wojciecha Marketa ukazał się nakładem Wydawnictwa Zysk i s-ka.