Podczas Powstania Warszawskiego artyści, którzy byli w strukturach AK, stawali dzielnie na barykadach, walcząc z wrogiem. Pozostali kryli się z ludnością cywilną w piwnicach, usiłując przetrwać w ten sposób niemieckie ataki. Niezależnie od tego, gdzie znajdowali się w trakcie oblężenia miasta, większość z nich wykorzystała swój talent, by nieść pociechę innym, występując na zaimprowizowanych scenach, przygotowując programy z piosenkami, i to zarówno z przedwojennymi, jak i okupacyjnymi czy powstańczymi.
Historie kilkudziesięciu artystów, którzy chwycili za broń, a także walczyli za pomocą muzyki, skeczu, krótkiej inscenizacji, przedstawia Agnieszka Cubała w książce „Artyści’44.
Jedną z aktorek, o której bohaterskich czynach niewiele tak naprawdę do dziś wiemy, była Irena Kwiatkowska. Może dlatego, że sama bardzo niechętnie wracała do czasów, kiedy jako łączniczka o pseudonimie Katarzyna przenosiła widomości od swojego dowódcy, szefa powstańczej żandarmerii, majora Włodzimierza Kozakiewicza, najpierw w obrębie Starego Miasta, a po przejściu kanałami także Śródmieścia. Zapytana, jakie uczucia jej wówczas towarzyszyły, mówiła, że potworne zmęczenie, które dominowało nawet nad strachem. Kiedy wieczorami wracała na miejsce zbiórki swojego oddziału, przeważnie nie było już dla niej miejsca do spania na podłodze. Kładła się więc na parapecie, nie zważając na to, że tu najłatwiej dostać przypadkowym odłamkiem. Dlatego może tak często powtarzała, że będzie, co ma być.
Choć tak naprawdę jako doświadczona łączniczka doskonale wiedziała, jak się zachowywać, by nie dać się zabić. Biegnąc ulicami miasta pod ostrzałem wrogów, szukała takich budynków, na dachach których czaił się snajper. Zdawała sobie sprawę z tego, że najbezpieczniej będzie przebiec pod ich murem, ponieważ strzelec nie jest w stanie celować pionowo w dół. To ułatwiało je dotarcie do miejsc, gdzie miały odbywać się koncerty, gdyż mimo swojego zaangażowania w walkę nie przestała być artystką.
Podobnie jak Mira Zimińska-Sygietyńska, której piosenkę „Moja ojczyzna” z przejęciem oklaskiwali powstańcy. We wspomnieniach można nieraz natrafić na opisy jej koncertów, które mimo warunków, w jakich się odbywały, były perfekcyjnie przygotowane i dopracowane w detalach. Była tak zaangażowana w te występy, że nie przerwała ich nawet w ekstremalnych sytuacjach, takich jak choćby wtedy, kiedy niemiecki snajper ostrzelał scenę, a na jej głowę posypał się tynk. Choć czasami musiała odpuścić, choćby ze względu na bezpieczeństwo publiczności.
„W programie przygotowanym specjalnie dla żołnierzy walczących w okolicach Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej miała wystąpić Mira Zimińska i Jan Ekier. Kiedy na scenie pojawiła się aktorka, nadleciały samoloty niemieckie. Nastąpiło bombardowanie. Tynk zaczął sypać się z sufitu i ze ścian. Wnętrze sali wypełnił gęsty pył, tak że trudno było oddychać, nie mówiąc już o śpiewie. Powstało straszne zamieszanie na widowni. „Pani Mira przerwała koncert, głos Jej nagle zamilkł, jakby ugrzązł w gardle, oczy napełniły się łzami. Obecni na sali przeżyli to wydarzenie głęboko, wyczuwając coś dramatycznego o wymiarze tragicznego symbolu: Miażdżąca siła barbarzyństwa zmierzyła się ze sztuką” – wspominał prof. Zbigniew Libera, którego cytuje autorka książki.
Jednak najbardziej Mira Zimińska przeżywała występy dla rannych, których musiała pocieszać. Jak pisze Agnieszka Cubała, obecność Miry przynosiła pokiereszowanym ludziom ulgę w cierpieniu, działała jak środek uśmierzający ból. Aktorka po wojnie opowiadała o tych traumatycznych dla niej przeżyciach: „Kiedyś przyszli i mówią: +Był wybuch, jednemu wgniotło oko. Trzeba mu je wyjąć. Bez znieczulenia, bo nie mamy. On powiedział, że da sobie wyjąć, jeśli Zimińska będzie przy nim+. Trzymałam go za rękę i coś mu tam mówiłam. Był bardzo, bardzo mężny”.
Nieco inaczej wykorzystał swój talent aktorski, stojący wówczas u progu kariery Andrzej Łapicki, który walczył w II batalionie szturmowym „Odwet”, przyjmując pseudonim Bolek. Kiedy nie udało mu się przebić do Śródmieścia i został zatrzymany przez Niemców, którzy spośród grupy Polaków zaczęli wyławiać potencjalnych Banditen, wszystkie swoje umiejętności włożył w to, by nie pokazać, jak się boi. Dzięki temu udały mu się brawurowe ucieczki, które doprowadziły do opuszczenia Warszawy.
Najtrudniejszy dla wszystkich, którym udało się przeżyć, był moment wychodzenia z miasta po upadku powstania. W stolicy pozostawiali to, co było dla nich najcenniejsze. Zabierali jedynie swoje zdolności, dzięki którym po wojnie mogli opowiedzieć o tych wydarzeniach. Na przykład w filmach. Tak jak zrobił to Jerzy Stefan Stawiński, żołnierz Pułku „Baszta”, autor scenariuszy takich dzieł kinematograficznych jak „Kanał”, „Eroika”, „Urodziny młodego warszawiaka”. Grali w nich aktorzy, którzy byli świadkami tych wydarzeń – Wieńczysław Gliński, Teresa Iżewska, Tadeusz Janczar...
„Aktorzy uczestniczący w powstaniu warszawskim mieli okazję wykorzystać swoje doświadczenia, również grając w filmie +Zakazane piosenki+, który kręcony był w naturalnej scenografii – na gruzach miasta zniszczonego podczas walk i po ich zakończeniu” – dodaje autorka interesującej książki, po którą powinni sięgnąć wszyscy, którzy chcą poznać wojenne losy także takich artystów, jak m.in.: Jeremi Przybora, Leon Schiller, Danuta Szaflarska, Mieczysław Fogg, Ludwik Solski, Alina Janowska, Zdzisław Maklakiewicz czy Krystyna Zachwatowicz-Wajda.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP