Na świecie jest wiele państw autorytarnych, które szczycą się tym, że przeprowadzają „wolne wybory”. Jednak każdy uważny obserwator widzi, że gra jest ustawiona: partie opozycyjne mają ograniczone prawa do zgłaszania kandydatur, media są tubą władzy, całym grupom wyborców odmawia się prawa do oddania głosu a końcowe wyniki są fałszowane. Dla wszystkich jest jasne, że jeszcze trzy dekady temu Polska należała do grupy właśnie takich państw.
Do tej pory brakowało jednak całościowego opracowania na temat wyborów w PRL.
Owszem, pojawiały się liczne prace przyczynkarskie. Wydaje się wręcz, że w ostatnich latach więcej dowiedzieliśmy się o stosunku opozycji demokratycznej do instytucji wyborów, niż o rzeczywistych kulisach ich przygotowania i przeprowadzania. Istniejącą lukę wypełnił Michał Siedziako. W swojej książce zaprezentował analizę kolejnych wyborów do Sejmu (w latach 1952, 1957, 1985, 1989 oraz zbiorczo w okresie Gomułki i Gierka). Skupił się przede wszystkim na przebiegu kampanii wyborczej oraz jej efektach, a szczególnie interesowały go mechanizmy wyborczych manipulacji oraz fałszerstw.
Książka łączy ze sobą elementy historii oraz politologii. Autor przedstawia modele teoretyczne, w znacznej mierze opracowane przez politologów zajmujących się problemem autorytaryzmu, ale co ważniejsze – zestawia je z empirycznymi danymi dotyczącymi kolejnych cykli wyborczych. Zwraca uwagę na istotną rolę, jaką wbrew pozorom odgrywały wybory w PRL. W zamyśle władz pozwalały one nie tylko na wzmocnienie przez komunistów legitymacji do rządzenia, ale też stawały się narzędziem mobilizacji społecznej oraz swoistym świętem propagandy sukcesu. Tam gdzie to możliwe autor stara się zestawiać przypadek PRL z innymi demoludami, wskazując na to, że znacząca część zjawisk była wspólna i wynikała z naśladownictwa modelu sowieckiego.
Siedziako opisuje ukryte mechanizmy rządzące wyborami w PRL. Ujawnia na przykład zakulisowe rozgrywki, które toczyły się w momencie układania list wyborczych. W sytuacji w której wybory miały one charakter niekonfrontacyjny, to wtedy właśnie poszczególne środowiska i koterie rywalizowały o wpływy. Najważniejsze pytanie, jakie stawia sobie w odniesieniu do wyborów w PRL, dotyczy jednak skali manipulacji. Do tej pory dość dobrze znaliśmy techniki manipulacji oraz fałszerstw jakich dopuszczono się przy okazji referendum z 1946 r. i późniejszych wyborów z 1947 r. Skala dokonanych wtedy nadużyć była gigantyczna. Miały one swój początek w lokalnych komisjach, koniec na samych szczytach władzy, a nawet angażowały Moskwę, która przysłała do Polski specjalistów od fałszowania dokumentacji. W okresie poststalinowskim te metody zarzucono i zastąpiono znacznie subtelniejszymi.
Władze komunistyczne szczególnie zainteresowane były zapewnieniem wysokiej frekwencji. Stosowano całą gamę sztuczek, na czele z manipulowaniem listami osób uprawnionych do głosowania - jednych pod różnymi pretekstami usuwano, innych dodawano. Maksymalnie mobilizowano obywateli do uczestnictwa. Organizowano lokale wyborcze tak, aby głosujący nie mieli ani chwili prywatności. Tym samym zwiększono presję na głosowanie zgodnie z oczekiwaniami - bez skreśleń. Dopuszczano się także niezliczonych małych fałszerstw, szczególnie zawyżających frekwencję.
Właśnie fragmenty dotyczące „poprawiania” wyników robią największe wrażenie. Autor opiera się na drobiazgowej analizie zachowanych protokołów, które dają pojęcie o tym, jak powszechne było to zjawisko. Jego dokładnej skali nigdy nie poznamy, możemy jednak zrozumieć rządzące nim mechanizmy. Fałszerstwa przybierały różne formy: przekwalifikowywano głosy z nieważnych na ważne, obniżano post factum liczbę uprawnionych do głosowania czy zwyczajnie „poprawiano” wyniki w wyborczych protokołach. Na podstawie analizy tej dokumentacji oraz licznych świadectw, Siedziako przekonywująco uzasadnia tezę o tym, że „fałszerstwa nie były co prawda odgórne i planowane, niemniej jednak potrzebę ich odgórnego dokonywania zastępowała działalność terenowego aktywu wyborczego”. To członkowie komisji oraz lokalny aparat urzędniczy i partyjny dbali o to, żeby komunistyczna „góra” była zadowolona. Biuro Polityczne nie musiało fałszować wyników, stwarzało tylko ku temu sprzyjającą atmosferę.
Autor nie opierał się oczywiście tylko na analizie protokołów wyborczych. Baza źródłowa książki jest szeroka. Siedziako dokonał solidnego przeglądu literatury i nie dubluje badań tam, gdzie nie są one konieczne (na przykład dla okresu stalinowskiego). Inaczej postępuje tam, gdzie konieczna jest rekonstrukcja historyczna oraz weryfikacja obiegowych opinii. Sięga wtedy bezpośrednio do materiałów źródłowych: protokołów wyborczych, dokumentacji partyjnej, analiz SB czy nawet wywołanych relacji świadków i uczestników manipulacji wyborczych.
Szeroka kwerenda leży jednak także u genezy jednej z niewielu wad tej książki. Autor uległ w niektórych miejscach pokusie przytaczania obszernych fragmentów odnalezionych źródeł. Owszem, są one interesujące, jednak powinny być stosowane z większym umiarem, szczególnie, że mamy do czynienia z syntezą. Osobiście zabrakło mi (z czego jednak trudno czynić zarzut) krótkiego podrozdziału o konsekwencjach opisanych zjawisk dla III RP. Niska frekwencja pozostaje dziś narodową zmorą. Nawet w historycznych wyborach w czerwcu 1989 r. sięgnęła zaledwie nieco ponad 60 procent. Warto postawić pytanie na ile jest to wynikiem doświadczeń wyniesionych z PRL, gdzie obywateli zmuszano do uczestnictwa w rytuale, którego wyniki były z góry ustalone. Czy utrzymująca się po 1989 r. demobilizacja jest udziałem wszystkich krajów „demokracji ludowej” i na ile odróżnia nas to od państw z ugruntowaną tradycją demokratyczną? To pytania, które warto postawić.
„Bez wyboru” wyróżnia się na tle innych prac historycznych. Auto podjął ryzyko, badając temat niezmiernie szeroki i istotny, chociaż pozornie mało sensacyjnego. Ryzyko się opłaciło - powstała ważna i interesująca synteza na temat jednej z najistotniejszych instytucji PRL. Tej książki po prostu nie wypada nie znać.
Autor: Tomasz Kozłowski
Źródło: MHP