Wydawnictwo Karta prezentuje pierwszą antologię świadectw Polaków, którzy do sowieckich łagrów trafili po 1944 r. z racji przynależności do podziemia niepodległościowego, i zbuntowali się na nieludzkiej ziemi. O łagrowym życiu i rozpaczliwym buncie opowiadają uczestnicy i świadkowie powstań w łagrach Workuty, Norylska i Kingiru w 1953 i 1954 r. Dzięki relacjom nagrywanym w latach 80. i 90. poznajemy historię niemal nieznaną.
„Łagier był wielką próbą sił charakteru, ludzkiej moralności i 99 proc. ludzi nie wytrzymywało tej próby” – pisał Warłam Szałamow, rosyjski pisarz i poeta po ponad 10 latach uwięzienia w Gułagu. Książka „Bunty w łagrach” opisuje tych, którzy tę próbę wytrzymali.
„W życiu udało mi się dwa razy przeżyć chwilę szczęścia. Pierwszą, kiedy udało mi się zostać żołnierzem Armii Krajowej, a drugi moment szczęścia – kiedy wyszedłem z sowieckiego obozu na wolność - Janusz Guttry (więzień Workuty).
„Osiem lat nie miałem w ustach mięsa ani mleka” – wspominał Romuald Raubo, żołnierz AK, skazany na 10 lat łagru w Norylsku.
Książka prócz wielu dramatycznych opisów zawiera niepublikowane fotografie więźniów z pobytu w łagrze i na zesłaniu oraz zdjęcia Tomasza Kiznego z pozostałości Gułagu z lat dziewięćdziesiątych.
Obozy Gułagu pochłonęły znacznie więcej ludzkich istnień niż Ypres, Somma, Verdun, Auschwitz, Majdanek, Dachau i Buchenwald razem wzięte – twierdzą znawcy. Więźniowie umierali w strasznych warunkach. Zabijały ich potworny klimat, głód, niewolnicza praca, przemoc strażników, brak opieki medycznej czy choćby odpowiednich ubrań, wreszcie - brak nadziei.
O tym opowiadają głównie członkowie Armii Krajowej. Ich relacje były nagrywane w ramach społecznej inicjatywy od 1988 r. do połowy lat dziewięćdziesiątych dla Archiwum Wschodniego Ośrodka Karta. To jedyna w Polsce taka kolekcja relacji ustnych ponad 150 osób, które przetrwały piekło Gułagu.
Przebieg buntów i skutki protestów opisuje natomiast dokładniej w posłowiu publikacji prof. Grzegorz Hryciuk. Uczestnicy tych wydarzeń mówią za to o własnym doświadczeniu.
Bunty w Norylsku i Workucie zainspirowała śmierć Stalina w marcu 1953. 27 marca 1953 r. dekretem Rady Najwyższej ZSRS ogłoszono amnestię, a zwolnienia więźniów rozpoczęły się następnego dnia. Nie dotyczyły one jednak uwięzionych w obozach o specjalnym reżimie, w których byli głównie więźniowie polityczni, w tym Polacy.
Głodni, schorowani więźniowie i tak jednak postanowili zastrajkować. Odmawiali wyjścia do pracy, żądali rozmów z Moskwą, lepszego wyżywienia, ubrania czy – wolnych niedziel. Domagano się też np. odesłania chorych w cieplejsze miejsca, a cudzoziemców do ich krajów.
Józef Wójcik, żołnierz AK skazany na 20 lat w łagrze, zesłany do Workuty, przeniesiony do Norylska, wspomina, że w 1953 r. strajk trwał w obozie aż półtora miesiąca.
W Gorłagu, specjalnym obozie w okolicach Norylska, napięcie trwało już wcześniej, ale wiosną 1953 r. sięgnęło zenitu. W łagrze istniała grupa oporu, a na to napięcie miała też wpływ grupa ok. 1200 więźniów przeniesionych do Norylska w 1952 r. z Karagandy. W większości byli to uczestnicy zbrojnej próby ucieczki i protestów, jakie tam się wydarzyły.
W maju 1953 r. doszło do pierwszych starć ze strażnikami, a 25 maja zastrzelono więźnia. Następnego dnia zaczął się strajk protestacyjny. Kilka dni później strażnicy otworzyli natomiast ogień do więźniów, przerzucających listy do żeńskiej części łagru. Obóz otoczyło wojsko. Jednak 5 czerwca strajkowało już ponad 16 tys. więźniów.
Więźniowie Rieczłagu – obozu specjalnego w rejonie Workuty – zbuntowali się prawie w tym samym czasie. Przywództwo buntów obejmowały komitety strajkowe, kierowane przeważnie przez Ukraińców, Polaków lub więźniów z republik bałtyckich.
Przywódców ostatecznie aresztowano i w większości przypadków – rozstrzelano. Pozostałych rozesłano do innych łagrów.
Strażnicy i wojsko, które otaczało strajkujące obozy, na rozkaz przełożonych zaczęli zabijać. Bunty krwawo stłumiono. Do więźniów Workuty wojsko strzelało z broni maszynowej, w Norylsku użyto także granatów.
Mimo krwawego bilansu protestów iskry buntów wybuchały co jakiś czas i w łagrach workuckich i norylskich, a także w innych: w listopadzie 1953 r. odmówiło wyjścia do pracy ponad 500 więźniów Wiatłagu, w marcu 1954 r. – Kargopolłagu, w lipcu 1954 r. – 900 więźniów Minłagu - czytamy.
Dzięki buntom warunki pracy i życia w łagrach się poprawiły. Niektórym pozwolono pisać listy, zaczęto nawet płacić za pracę, a ta często była nieco lżejsza niż wcześniej.
Polakom, którzy przetrwali to piekło na ziemi, udało się wrócić do kraju dopiero w 1955–1956 lub nawet w 1958 r. Tak jak Stanisławie Pietkiewicz, jednej z bohaterek książki, która dopiero w 1958 r. została zwolniona z łagru na Kołymie. Podobnie jak Michałowi Milewskiemu, skazanemu po odbyciu kary na przymusowe osiedlenie. Niestety wielu więźniom nigdy nie udało się wrócić do Polski.
Ewa Łosińska
Źródło: MHP