Działający we Francji Czesław Bojarski, uważany jest za najwybitniejszego fałszerza banknotów wszech czasów - jego podróbki uchodzą za doskonałe i są kolekcjonerskim rarytasem. Bojarski jest jednym z bohaterów wydanej niedawno książki Patryka Pleskota "Przekręt".
Bojarski działał jako fałszerz banknotów przez 15 lat, Bank Francji stracił przez niego 3 mln franków. Fałszywki okazały się tak trudne do odróżnienia, że wycofano oryginalny stufrankowy banknot i zastąpiono go innym. "Bojarski to legenda fałszerstwa banknotów" - pisze Pleskot.
O polskim życiu Bojarskiego nie wiadomo zbyt wiele. Czesław Jan Bojarski urodził się w październiku 1912 r. w Łańcucie. Wcześnie stracił matkę. Rozpoczął studia na Politechnice Lwowskiej, by potem przenieść się do Wyższej Szkoły Technicznej w ówczesnym Wolnym Mieście Gdańsk. W 1939 r. ukończył studia z tytułem inżyniera architekta. O jego wojennych losach można tylko domniemywać. Pleskot uważa, że Bojarski brał udział w kampanii wrześniowej i można przypuszczać, że dostał się na Węgry. Wedle niektórych źródeł Bojarski uciekł z niemieckiego transportu Polaków na roboty przymusowe do Rzeszy.
W każdym razie Bojarski zdołał dotrzeć do Francji, gdzie dołączył do tworzącej się polskiej armii. Jednak w 1940 r. nie ewakuował się z innymi żołnierzami do Wielkiej Brytanii, tylko został w okupowanej Francji. Osiadł w Vic-sur-Cere w Owernii. Imał się różnych zajęć. Wiadomo, że w 1943 r. opatentował projekt specjalnej sferycznej zatyczki do pojemników. Po wojnie przeniósł się do Paryża, ale ponieważ jego francuski był słaby, mógł podejmować się tylko najprostszych prac. Na kilka miesięcy znalazł zatrudnienie w fabryce obuwia, co nie odpowiadało ani jego wykształceniu, ani ambicjom. Bojarski postanowił żyć z wynalazków - w 1946 r. opatentował autorski projekt szczoteczki do zębów, zaprojektował też plastikowy ołówek, nowy rodzaj maszynek do golenia a także model kawowych kapsułek do ekspresów. Chciał rozpocząć produkcję tych wynalazków, jednak utworzona przezeń firma Obtura zbankrutowała.
Bojarski działał jako fałszerz banknotów przez 15 lat, Bank Francji stracił przez niego 3 mln franków. Fałszywki okazały się tak trudne do odróżnienia, że wycofano oryginalny stufrankowy banknot i zastąpiono go innym. "Bojarski to legenda fałszerstwa banknotów" - pisze Patryk Pleskot.
Bojarskiego uratowała miłość - w 1948 r. ożenił się z Francuzką, a jej rodzice kupili młodej parze domek pod Paryżem. Wkrótce na świat przyszła dwójka dzieci. Pleskot przypuszcza, że Bojarski źle się czuł na utrzymaniu teściów i to właśnie pchnęło go na drogę przestępstwa. W 1949 r. zaczął pilnie studiować specjalistyczne prace dotyczące produkcji papieru. Na piętrze domku uruchomił warsztat, do którego nie wolno było wchodzić rodzinie. Bojarski eksperymentował z różnymi mieszankami papieru, których połączenie miało dać efekt jak najbardziej zbliżony do materiału używanego do produkcji banknotów.
Postanowił zacząć od tysiącfrankowych banknotów i po roku prób wypuścił pierwsze, jeszcze dość niedoskonałe fałszywki. Zyski zainwestował w udoskonalenie technologii - po pewnym czasie miał małą fabryczkę banknotów. Rodzina była przekonana, że zajmuje się on działalnością handlową, co wyjaśniało nie tylko źródło zarobków, ale także częste podróże. Bojarski był ostrożny i upłynniał swoje podróbki w różnych oddalonych od siebie miejscach. Jak sam po latach wspominał do czasu wprowadzenia nowej 100-frankówki udało mu się upłynnić ok. 300 mln starych franków, czyli - jak oblicza Pleskot - wartość 1,5 mln butelek stołowego wina.
Banki i policja zorientowały się, że dzieje się coś złego i gorączkowo poszukiwały sprawcy, więc w 1957 r. Bojarski przerzucił się na podrabianie banknotów o nominale 5 tys. franków. W obiegu znalazło się tak wiele jego fałszywek, że przypisywano jego działania potężnej grupie przestępczej. Oceniano, że w proceder zaangażowanych jest co najmniej 10 specjalistów nie licząc osób, które miały rozprowadzać fałszywki.
W 1960 r., kiedy we Francji przeprowadzono denominację i rozpoczęto wymianę pieniędzy, kupił ziemię w podparyskim Montergon i rozpoczął budowę wymarzonego domu, w którym znajdowało się także zakamuflowane, doskonale wyposażone laboratorium. Tam Bojarski zamierzał zmierzyć się z nowym wyzwaniem - nowym banknotem 100-frankowym z wizerunkiem Napoleona. Jak na tamte czasy był to banknot bardzo nowoczesny, z niezwykle wyrafinowanymi znakami wodnymi. Bojarski miał do dyspozycji minifabrykę papieru, domowej roboty blaszane matryce, mieszalnik tuszów, naczynia do podrabiania znaków wodnych a nawet własnego pomysłu maszynę do postarzania papieru.
Aby podrobić papier Bojarski rozpuszczał w wodzie bibułę od papierosów i papier kalkowy. Gotowe banknoty mieszał z kurzem i popiołem, który często zbierał w kościołach - dawało to znakomity efekt postarzenia. Wkrótce bankierzy i policjanci stwierdzili, że w obiegu pojawiły się niemal doskonałe fałszywki, bardzo trudne do odróżnienia od oryginału. "Bojarski osiągnął poziom, który po dziś dzień pozostaje świętym Graalem dla oszustów i nocnym koszmarem dla bankowców" - pisze Pleskot. Dopiero kilkugodzinna analiza eksperta wykazywała różnice - Bojarski nie zdołał odtworzyć wszystkich zabezpieczeń, o niektórych być może nawet nie wiedział, ponieważ były dostrzegalne tylko przy użyciu specjalistycznego sprzętu. Pod mikroskopem dawało się też zauważyć, że w fałszywkach jeden z kosmyków włosów Napoleona jest odrobinę za długi. Brakowało też jednego płatka w malutkim kwiatku w rogu banknotu.
Śledztwo przez wiele miesięcy nie przynosiło rezultatów dopóki Bojarski nie dopuścił do interesu rodaka - Antoniego Dowgierda, który w 1962 r. poprosił go o pomoc. Otrzymał ją - z każdych 100 franków, które udało mu się upłynnić oddawał Bojarskiemu zaledwie 62. Rok później wspólnik wtajemniczył w biznes swojego szwagra, który poszedł na łatwiznę i zaczął upłynniać fałszywki w najbliższym urzędzie pocztowym. Policji udało się go namierzyć i w styczniu 1964 r. dotarto do Bojarskiego, który przyznał się do winy, także do fałszowania banknotów przed denominacją.
Bojarski nie bez dumy zdradził policjantom szczegóły swojej techniki, efekt wieloletnich doświadczeniach. Stróże prawa byli pod wrażeniem. Obliczono szkody, jakie Bank Francji poniósł przez działalność Bojarskiego - było to ponad 3 mln nowych franków. Co gorsza okazało się, że sfałszowanych przez Bojarskiego banknotów nie sposób wycofać z rynku, bo wymagało to przeprowadzenia specjalistycznych badań w przypadku każdego z nich. Podjęto więc bezprecedensową decyzję - Bank Francji ogłosił, że zwróci pieniądze posiadaczom fałszywek Bojarskiego, którzy się ujawnią. "Bojarski powinien docenić ten hołd oddany jego talentowi" - podsumował "La Monde". Z czasem zdecydowano, że stufrankowe "Napoleony" zostaną wycofane i zastąpione innym banknotem.
Bojarski dostał wyrok 20 lat więzienia, wyszedł po 13 latach za dobre sprawowanie. Czekała na niego stęskniona rodzina. Nie znamy szczegółów jego dalszych losów, wiadomo, że zmarł w 2003 r., kilkanaście miesięcy po wprowadzeniu we Francji euro. Podrobione przez niego banknoty są rarytasem dla kolekcjonerów i uzyskują ceny dużo wyższe od nominalnych. W 2015 r. na aukcji w Paryżu "autentyczny Bojarski z Napoleonem" został sprzedany za ponad 7 tys. euro.
Książkę "Przekręt. Najwięksi kanciarze PRL-u i III RP" Patryka Pleskota, w której są też rozdziały o m.in. Kalibabce i Anastazji Potockiej opublikowało wydawnictwo Znak. (PAP)
aszw/ pat/