Kościół Imienia Jezus we Wrocławiu w 1945 r. Fot. PAP/CAF
Pierwsza polska Wigilia we Wrocławiu w 1945 r. to była gwiazdka w ruinach obcego miasta – powiedziała zastępczyni dyrektora wrocławskiego oddziału IPN Kamilla Jasińska. Przypomniała, że w mieście brakowało wszystkiego łącznie z żywnością, a jego mieszkańcy czuli się tu obco.
Jak przypomniała w rozmowie z PAP zastępczyni dyrektora wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej Kamilla Jasińska, pierwsza Wigilia po II wojnie światowej przypadła na poniedziałek. Śnieg przykrył zgliszcza pozostałe po bombardowaniach i walkach o Festung Breslau, wieczorami ulice spowijał mrok, więc zrujnowane miasto nie wyglądało aż tak strasznie. Z powodu problemów z aprowizacją ówczesne święta były bardzo skromne, brakowało nawet chleba.

Na zdjęciu ruiny Wrocławia w 1945 r. Fot. PAP/CAF
Kamilla Jasińska przytoczyła m.in. relacje ówczesnych gazet. Kilka dni przed Wigilią „Pionier” donosił, że zgodnie z zapewnieniem Miejskiego Urzędu Aprowizacyjnego ludność polska otrzyma przed świętami żywność wydawaną na kartki: 2 kg mąki, 2 kg grochu, 1 kg marmolady, pół kg cukru i 100 g kawy ziarnistej. Mieszkańcom przysługiwało także 200 g proszku do prania. Zarząd Miejski starał się ponadto zapewnić odpowiedni przydział chleba, sprowadzając do Wrocławia dostępne w okolicy ilości zboża, ale nikt nie dawał gwarancji, że żywność dotrze na czas. Jeszcze 20 grudnia nie było wiadomo, czy przed świętami będzie wydawane mieszkańcom Wrocławia mięso – główną przeszkodą był brak odpowiednich środków transportowych.
– Mimo wielu rozmaitych problemów każdy radził sobie tak, jak mógł, i starał się też pomóc innym. Co prawda życie w polskim Wrocławiu powoli się normalizowało, ale wigilijno-świąteczne wieczory nie wyglądały tak, jak przed wojną w polskich domach, np. we Lwowie, Wilnie czy Polsce centralnej – powiedziała Jasińska.
Opisała, że w czwartek 20 grudnia 1945 r. do Wrocławia dotarł transport choinek. Sprzedawano je na kilku działających w tamtym czasie placach targowych w mieście. Świąteczne drzewka przyozdabiano przeważnie znalezionymi na strychach poniemieckimi ozdobami, świeczkami i watą.
– Niejednokrotnie ręcznie robione przez niemieckich mieszkańców miasta choinkowe ozdoby wzmagały i tak już nieustające poczucie obcości. Musimy pamiętać, że w tamtym czasie, wszystko co niemieckie, kojarzyło się z wojenną traumą i cierpieniem – podkreśliła Jasińska.
Badaczka przytoczyła relację ówczesnej studentki historii Uniwersytetu Wrocławskiego Joanny Konopińskiej, która w poszukiwaniu ozdób choinkowych dotarła na strych domu, gdzie mieszkała z rodziną. „Gdyby to były bombki szklane, pewnie przystroiłabym nimi nasze drzewko, ale znalezione ozdoby, poukładane z pietyzmem w specjalnym pudle, okazały się zabawkami ręcznej roboty. Jakieś pająki i figury geometryczne artystycznie zrobione ze słomki, sznury z kolorowej bibułki, wydmuszki z jajek, wszystkie miały w sobie coś osobistego, coś dla mnie obcego i nie chciałam ich widzieć na naszej choince” – wspominała cytowana przez badaczkę Konopińska.
Nie tylko poczucie obcości, ale także tymczasowości było czymś – zdaniem Jasińskiej – co nieustannie towarzyszyło nowym wrocławianom. – Od momentu przybycia nie przywiązywali się do nowego miejsca, wciąż bowiem liczyli na to, że są tu tylko na chwilę. Żyli na walizkach. Czuli się niepewnie w poniemieckim mieście i przez długi czas nie traktowali go jak swojego – powiedziała.
O tym świadczy choćby fakt, że dni wolnych wrocławianie nie spędzali na spacerach po okolicy i poznawaniu miasta, ale bardzo często wyjeżdżano w głąb kraju, np. do rodziny. Znaczna część Polaków, z blisko 50 tys. przebywających w połowie grudnia 1945 r. w mieście, wyjechała na święta do innych części kraju.
Jednak – jak przypomina zastępczyni dyrektora wrocławskiego IPN – w mieście przed świętami pojawiały się rozliczne inicjatywy bożonarodzeniowe. Dyrekcja Okręgu Poczt i Telegrafów we Wrocławiu przygotowała specjalne kartki widokowe, drukowane były bilety wizytowe oraz kartki świąteczne z życzeniami, pozdrowieniami i podziękowaniami. Były sprzedawane w cenie 50 groszy za sztukę.
Lokalna prasa publikowała wiele drobnych ogłoszeń, wśród nich liczne życzenia świąteczne, np. od właścicieli sklepów czy zakładów fryzjerskich. Były również reklamy. Można się było z nich dowiedzieć, że np. cukiernia „Hanka”, mieszcząca się przy ulicy Marszałka Józefa Stalina 66 (obecnie ulica Świdnicka), od 17 grudnia przyjmowała zamówienia na pieczywo świąteczne.
Jasińska wymieniła również działania charytatywne, które pojawiły się w przestrzeni publicznej. To akcja „Gwiazdka dla żołnierza”. Pod hasłem „Żołnierz dla społeczeństwa – społeczeństwo dla żołnierza” zbierano pieniądze oraz dary: ciepłą bieliznę, swetry, skarpety itp. W ramach akcji prowadzono także kwestę.
Nie zapominano również o dzieciach. Społeczno-Obywatelska Liga Kobiet zorganizowała gwiazdkę dla dzieci robotniczych. Dzień przed Wigilią w niedzielę 23 grudnia w ocalałym od działań wojennych Teatrze Miejskim (obecnie gmach Opery przy ulicy Świdnickiej), zaraz po okolicznościowym koncercie, dzieciom rozdano paczki świąteczne. Ponadto dla najmłodszych wystawiono tam przedstawienia baletowe.
W Wigilię i dwa dni świąteczne msze i nabożeństwa odprawiano w piętnastu kościołach i kaplicach we Wrocławiu. Mieszkańcy mogli też skorzystać z oferty kulturalnej. Ci, którzy zdecydowali się spędzić święta we Wrocławiu, mogli udać się do Teatru Miejskiego, gdzie 25 i 26 grudnia wystawiano sztukę „I co z takim robić?”. Jak podawała prasa, była to komedia ze znaną artystką scen polskich Jadwigą Zaklicką oraz z autorem, który również sztukę reżyserował – Romanem Niewiarowiczem.
„Wielki Program Świąteczny” przygotował Teatr Ludowy przy ulicy Ogrodowej 53 (obecnie ulica Marszałka Józefa Piłsudskiego; w miejscu nieistniejącego teatru stoi dziś hotel) – niewielki teatrzyk rewiowy z małą sceną, znacznie uszkodzony i wyremontowany jedynie prowizorycznie (brakującą ścianę zastąpiono konstrukcją z dykty). W przedstawieniu „Szczęście w koszu” grali nowo zaangażowani artyści warszawscy, a na scenie wystąpiła orkiestra pod batutą Adama Stefańskiego. Przedstawienie, zorganizowane przez Zrzeszenie Artystów Cyrkowych i Widowiskowych, wystawiane było dwukrotnie zarówno pierwszego, jak i drugiego dnia świąt.
– Pierwsze powojenne święta zapadły w pamięć wszystkim nowym mieszkańcom Wrocławia – były wyjątkowe, bo pierwsze po wojnie, pierwsze w nowym, a do tego obcym miejscu, pierwsze w nowym towarzystwie, bo bez bliskich, którzy zginęli w czasie wojny – oceniła Jasińska.
Jak powiedziała, w kolejnych latach, w miarę jak sytuacja we Wrocławiu się normalizowała, a nowi mieszkańcy oswajali się z obcym sobie miastem, także i święta spędzano w innej atmosferze. Z czasem skończyły się masowe ucieczki z miasta, bo ludzie zaczęli zapuszczać we Wrocławiu korzenie i to do nich przyjeżdżała rodzina z innych części Polski. (PAP)
kak/ aszw/