„Joannici i ich związek z ziemiami polskimi” to rodzaj przewodnika po spuściźnie zakonu, pierwszy tego rodzaju wydany w Polsce, po polonicach w zbiorach zakonu oraz muzeach i archiwach maltańskich. Często to dzieła nieznane lub niekojarzone z joannitami - mówi PAP historyk, dr Przemysław Deles, współredaktor wydanej niedawno monografii.
PAP: Kim byli joannici? W jakich okolicznościach pojawili się w naszym kraju?
Dr Przemysław Deles: Joannici (oficjalnie: Suwerenny Wojskowy Zakon Szpitalników Świętego Jana Jerozolimskiego zwany Rodyjskim i Maltańskim) to jeden z trzech największych, obok templariuszy i krzyżaków, zakonów rycerskich. Przeciętny Polak kojarzy je z walką, krucjatami, wyprawami krzyżowymi, postrzega jako organizacje militarne. Tymczasem ich bardzo istotną rolą jest szpitalnictwo i działalność charytatywna.
W Polsce joannici pojawili się w latach 60. XII wieku. Sprowadził ich książę Henryk Sandomierski, jeden z synów Bolesława Krzywoustego. Otrzymali od niego wieś Zagość w obecnym województwie świętokrzyskim, w okolicy Pińczowa. Ufundowali tam kościół św. Jana. Związany z joannitami dokument zagojski jest jednym z najstarszych dokumentów zachowanych w Polsce. Ponadto joannici trafili na Śląsk, na ziemię lubuską, mieli kilka placówek na Kujawach i Pomorzu Gdańskim, które utracili w późniejszym okresie. Znaleźli się też w Poznaniu, gdzie zbudowali najstarszy na ziemiach polskich ceglany kościół pw. Św. Jana z Jerozolimy zwany „Maltą”. Zresztą tą samą nazwę do dziś nosi pobliskie jezioro.
PAP: Jaką rolę odegrali joannici w naszej części Europy?
Dr Przemysław Deles: Na Śląsku i na należącej wówczas do Brandenburgii ziemi lubuskiej prowadzili głównie działalność duszpasterską i szpitalniczą. Ponadto w księstwie pomorskim i na ziemi lubuskiej odgrywali poważną rolę gospodarczą. Z ich inicjatywy zagospodarowano nieużytki i puszcze do celów osadnictwa. Joannici byli ważnymi urzędnikami w Brandenburgii i na Pomorzu.
Tak jak Mazury kojarzą się nam z zamkami krzyżackimi, tak zamki w Słońsku czy Łagowie to pamiątki po joannitach na ziemi lubuskiej. Stanowią one istotny element krajobrazu, całe pojezierze lubuskie jest usiane zabytkami pozostawionymi przez zakon. Od XVI wieku joannici są nazywani zakonem kawalerów maltańskich lub po prostu zakonem maltańskim od wyspy, na której wówczas stworzyli swoje państwo.
Członkami zakonu na terenie Rzeczypospolitej byli często przedstawiciele elity. Wśród najwybitniejszych należałoby wymienić Bartłomieja Nowodworskiego, założyciela szkoły, która do dziś nosi jego imię. W XVII wieku próbowano włączyć joannitów do walk z Turkami. Książę Janusz Ostrogski, twórca słynnej ordynacji, zaznaczył w jej statucie, że w wypadku wymarcia linii męskiej jego potomków, ma ona przejść we władanie zakonu maltańskiego wraz z obowiązkiem wystawienia oddziału służącego obronie granic Rzeczypospolitej przed Turkami i Tatarami.
Szczególny rozwój zakonu w Polsce nastąpił w XVIII wieku, za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego. W okresie zaborów Polacy wstępowali nadal w szeregi zakonu, ale jako członkowie związków i przeoratów funkcjonujących w krajach zaborczych. Po odzyskaniu niepodległości utworzono Związek Polskich Kawalerów Maltańskich w 1920 r., zatwierdzony po 7 latach przez władze zakonu.
W okresie międzywojennym przynależność do zakonu miała duże znaczenie prestiżowe, towarzyskie. Honorowe tytuły Baliwów Wielkiego Krzyża Honoru i Dewocji otrzymali marszałek Józef Piłsudski i prezydent RP, Ignacy Mościcki. Maltańczykami byli politycy, dyplomaci, należała do nich wpływowa część elit.
PAP: Jakie były związki kawalerów maltańskich z Warszawą?
Dr Przemysław Deles: 8 września 1939 r., w Pałacu Błękitnym przy ulicy Senatorskiej w oblężonej Warszawie zorganizowano Szpital Maltański. Opatrywano tam rannych żołnierzy i cywilów. Podczas okupacji formalnie podlegał on wojskowemu Szpitalowi Ujazdowskiemu przejętemu przez armię niemiecką, ale jednocześnie aż do wybuchu powstania jego personel ściśle współpracował z konspiracyjnymi władzami Polski.
To właśnie tam operowano rannych uczestników akcji pod Arsenałem, czy też wykonawców zamachu na komendanta SS i policji, Franza Kutscherę. Personel był bardzo ofiarny. Podczas powstania do szpitala wkroczyły oddziały SS i nakazały ewakuację placówki. Aż do kapitulacji szpital tułał się po mieście, czasem łóżka z rannymi stały pod gołym niebem. Ostatecznie znalazł się na ul. Śniadeckich. Po wojnie działał aż do 1949 r. jako szpital Ludowego Wojska Polskiego w Częstochowie.
PAP: Co łączy kawalerów maltańskich z Zamkiem Królewskim?
Dr Przemysław Deles: Są to związki bardzo silne. W latach międzywojennych na Zamku wręczono insygnia Wielkiego Baliwa prezydentowi Mościckiemu. W 1990 roku odbył się tam zjazd Związku Polskich Kawalerów Maltańskich, którym organizacja oficjalnie reaktywowała swą działalność na terenie kraju, zawieszoną w okresie komunizmu. W 2012 r. na Zamku zorganizowano wystawę „Wokół maltańskiego krzyża”, pierwszą tak obszerną ekspozycję poświęconą związkom zakonu z Polską.
PAP: Jaki jest stan badań o zakonie?
Dr Przemysław Deles: Kawalerom maltańskim poświęcono już kilka publikacji, badania w wielu wypadkach są bardzo zaawansowane, choć są także obszary, którym uczeni przyglądają się z większą uwagą w ostatnim czasie, jak np. działalność na terenie Brandenburgii i księstwa pomorskiego. Naszą ambicją było udostępnienie tej wiedzy współczesnemu czytelnikowi.
„Joannici i ich związek z ziemiami polskimi” to również rodzaj przewodnika po spuściźnie zakonu, pierwszy tego rodzaju wydany w Polsce, po polonicach w zbiorach zakonu oraz muzeach i archiwach maltańskich. Często to dzieła nieznane lub niekojarzone z joannitami. Przykładem jest nieznany dotychczas w Polsce, portret króla Władysława IV wiszący w biurze prezydenta Republiki Malty. Mam nadzieję, że nasza publikacja da impuls do dalszych badań nad spuścizną joannicką w Polsce i spopularyzuje wiedzę o tej fascynującej organizacji.
Rozmawiał Maciej Replewicz
rep/ ls/