W tej książce patriota jest patriotą, zdrajca – zdrajcą, a głupi – głupim. Nie ma w niej hamletyzowania, ani prób wybielania tych, którzy doprowadzili do upadku ojczyzny. Takich książek już się nie pisze, dlatego warto przeczytać „Konfederację Targowicką” Władysława Smoleńskiego opublikowaną po raz pierwszy 120 lat temu, a obecnie wydaną przez Białego Kruka.
Autorem jest - jak czytamy we wstępie – „jeden z najwybitniejszych historyków w naszych dziejach”. Poświęcił się badaniom wieku XVIII i dziejów szlachty mazowieckiej, z której zresztą sam się wywodził. Był współzałożycielem Towarzystwa Naukowego Warszawskiego i Towarzystwa Miłośników Historii. W pierwszym roku akademickim po zakończeniu I wojny światowej został zatrudniony jako profesor na Uniwersytecie Warszawskim i objął kierownictwo Katedry Nowożytnej Polski.
Książka prof. Władysława Smoleńskiego (1851 – 1926) ukazała się 120 lat temu i – jak zapewniają wydawcy - „do dziś nie powstało lepsze, bogatsze dzieło na temat konfederacji targowickiej oraz wojny z Rosją w 1792 r. – wojny związanej z obroną zarówno konstytucji 3 maja, jak i niepodległości”.
Biorąc książkę do ręki nie trzeba się obawiać archaicznego języka. Tekst został bowiem uwspółcześniony (choć nie pozbawiony oryginalności) i uzupełniony blisko 40 przypisami, objaśniającymi niektóre, obce dziś pojęcia lub przybliżającymi nieco już obecnie zapomniane postacie.
Autor w przystępny i jasny sposób kreśli przyczyny konfederacji. Przypomina, że Konstytucja 3 maja 1791 r., ale także wcześniejsze reformy z 1776 r. poważnie zwiększające kompetencje Rady Nieustającej (rządu) oraz Departamentu Wojskowego, znacznie osłabiły dotychczasowe wpływy tzw. opozycji magnackiej, a przede wszystkim hetmanów – ich urząd stał się w tamtym czasie po prostu anachroniczny i służył głównie pobieraniu bardzo wysokich pensji przez niektórych i tak bogatych osobników.
„Opozycja hetmańska określiła to jako zamach stanu i od tego czasu szukała sposobu na odsunięcie od władzy króla i jego obozu (tzw. Familii). Nie znajdując wystarczających sił w sobie, dopuściła się haniebnej zdrady: udała się po pomoc przeciw własnemu państwu do krajów ościennych” – wyjaśnia Smoleński. Efektem tego była właśnie „konfederacja targowicka (1792-1793) powołana do życia w Petersburgu pod dyktando imperatorowej Katarzyny II”.
Autor opisując wydarzenia nie stroni od kreślonych ostrym piórem charakterystyk „bohaterów” tego narodowego dramatu.
Smoleński skupia swoją uwagę na Sewerynie Rzewuskim, który w jego ocenie był spiritus movens targowicy. „Kto by się spodziewał, że Seweryn Rzewuski oferuje swe usługi państwu (Rosji), z którego łaski był wraz z ojcem porwany, wywieziony i trzymany przez pięć lat na wygnaniu. W 1773 r. Rzewuski po powrocie do kraju pisał do Zamojskiego, wojewody podolskiego: Wrócony jestem ojczyźnie ten sam com był przed niewolą; a ciemiężenie osoby mojej na nic się więcej nie przydało, jak tylko na to, aby miłość ojczyzny i niewinność moja przed światem się okazała”.
Jednak miłość do ojczyzny okazała się mieć swoje granice. Były nimi decyzje sejmu z r. 1776 r. który - wbrew Rzewuskiemu – „ogłosił podległość wszystkich władz Rzeczpospolitej od Rady Nieustającej”. Komisje Wojskową zwinął, siłę zbrojną oddał pod zarząd departamentu. Hetmanom pozostawił jedynie prezydowanie w departamencie wojskowym i podpisywanie tego, co w nim zapadnie większością głosów. (…) Rozpacz Rzewuskiego z powodu złamania władzy hetmańskiej nie miała granic” - tłumaczy.
Dodaje: „Po sejmie z r. 1776 Rzewuski wziął sobie za cel życia przywrócenie władzy hetmańskiej. Nie mogąc tego dokonać środkami krajowymi, starał się o pomoc za granicą.”
Wcześniej jednak dobrał sobie Stanisława Szczęsnego Potockiego. „Ograniczonego umysłowo Potockiego Rzewuski czarował ponętami swojego ideału politycznego, przekonywał dobitnością i dostępnością niezawiłej sofistyki” - czytamy.
A tak Smoleński pisze o Szczęsnym Potockim: „(…) na progu swego życia, nie mając lat dwudziestu, załamał się moralnie wobec śmierci swojej żony, którą poślubił z uczucia, a wbrew woli ojcowskiej. Z choroby, o jaką przyprawiła go katastrofa z Gertrudą, nie wrócił już nigdy do stanu normalnego”.
W ocenie Smoleńskiego ten przyszły targowiczanin był „mało rozwinięty umysłowo, nie ogarniał horyzontów rozległych; leniwy, skupiał się zwykle koło jednego przedmiotu”. „W wyborze celów – kontynuuje historyk - kierował się tradycjami rodzinnymi częściej interesem i próżnością; w używaniu środków szedł za zdaniem dworaków, z których największy wpływ wywierali na niego nie najmędrsi i nie najżyczliwsi, lecz najuniżeńsi. Nade wszystko powodował się pochwałami i pochlebstwami. (…) Nawrotowi na inną drogę przeszkadzała pycha, którą wychowanie rozwinęło ją do rozmiarów królewskich”.
Kolejnym „zdrajcą”, którego bierze na tapet jest Szymon Kossakowski. Pisze o nim, że jako generał w służbie rosyjskiej, „zażywał w Petersburgu najwierniejszego poddanego imperatorowej”. „Nikt mu nie dorównał pod względem zuchwalstwa, brutalności żołnierskiej i cynizmu” – czytamy.
To jednak nie wszystko: „Dwulicowością, właściwą rodzinie Kossakowskich, przewyższał go tylko biskup inflancki (Józef Kossakowski) (…) Brat biskup pobierał z kasy ambasadorskiej 1500 dukatów rocznej pensji sekretnej.”
O hetmanie Franciszku Ksawerym Branickim, który dołączył do tego grona Smoleński pisze krótko: „człowiek niepewnego charakteru”, „pożądany jedynie przez wzgląd na swe stanowisko”, nie można było liczyć na „jego inicjatywę, ani powagę sądu o rzeczach”.
Autor książki opisując ze szczegółami pobyt inicjatorów konfederacji na dworze carycy Katarzyny II nie kryje, że „sfery petersburskie malkontentami polskimi pogardzały, bo intrygami swymi wciągnęli Rosję w nową wojnę i wzywali pomocy przeciwko własnej ojczyźnie; oni jednak odurzeni widokami urzeczywistnienia swych celów oszołomieni uprzejmością sfer dworskich szli niezachwianie w raz obranym kierunku”.
Ostatecznie – przypomina Smoleński - akt konfederacji generalnej koronnej podpisany i zaprzysiężony został w Petersburgu 27 kwietnia 1792 r. „Datowano go rzekomo w podolskiej Targowicy 14 maja, w terminie zamierzonego wkroczenia do Polski wojsk rosyjskich”.
„Współudział skonfederowanych mas szlacheckich w realizowaniu zamierzonych przez imperatorową widoków był pożądany, lecz niekonieczny” zaznacza Smoleński. Na potwierdzenie cytuje Katarzynę, która miała powiedzieć: „Siły wojenne, jakimi rozporządzamy, dostateczną stanowią gwarancję powodzenia w naszym przedsięwzięciu”.
18 maja poseł rosyjski Jakow Iwanowicz Bułhakow doręczył ministrom polskim deklarację o wtargnięciu do Polski wojsk imperatorowej. „Nie była Polska przygotowana do zwalczania własnymi siłami prawie stutysięcznej armii rosyjskiej, lecz miała za sobą widoki na pomoc z zewnątrz. Traktat z 29 marca r. 1790 zapewniał jej posiłki Prus; mogła liczyć na życzliwość Austrii i elektora saskiego” – wskazuje historyk.
Za chwilę jednak rozczarowuje czytelnika pisząc, że król pruski „Fryderyk Wilhelm łamał uroczyste przyrzeczenia traktatu i do zdrady podniecał innych, mając na widoku porozumienie się z Rosją, zgnębienie i złupienie Polski”.
Dwór Wiedeński zlecił posłowi swemu w Warszawie „staranność o zniszczenie pogłosek (…) jakoby miał się interesować do utrzymania w Polsce nowej konstytucji, lub w jakimkolwiek sposobie sprzeciwić się zamiarom państw, których jest aliantem.”
„Doznajemy, charakteryzował sytuacje Stanisław August, zupełnej zdrady od króla pruskiego … Austria wymawia się od wszelkiej dla nas pomocy wojną francuską. Elektor saski zupełnie się zachowuje passive”. A jak zachowywał się sam król Stanisław August? „Bał się wszystkiego, co by mogło jątrzyć imperatorową” – odpowiada Smoleński.
Choć jeszcze przed wkroczeniem wojsk rosyjskich Stanisław August Poniatowski zapowiadał gotowość do wyjazdu z wojskami, to nie doczekano się go w polu. „Król treść intencji swoich wyraził frazesem: `raczej piórem niż orężem`”. „Unikał wszystkiego, co mogłoby drażnić imperatorową i utrudnić negocjacje. Wyczekiwał chwili stosownej, w której by i otoczenie jego najbliższe uznało konieczność układu z Rosją” – zauważa autor książki.
Przyznaje, że „w decyzjach dotyczących operacji wojennych szedł we wszystkim za uchwałami Rady, którą składali ludzie nieposzlakowani. „Ulegał Radzie w sprawach wojskowych i bić się z nieprzyjacielem nie zabraniał; nie wynika jednak z tego, żeby opinia publiczna myliła się, posądzając go o konszachty z Rosją” – podkreśla prof. Smoleński.
Wskazuje, że między królem a carycą odbywała się korespondencja. W jednym z listów Katarzyna II pisała wprost: „Chodzi o to, żeby wrócić Polsce dawną wolność, dawną formę rządu (…) a wywróconą gwałtownie przez rewolucję 3 maja”. W piśmie tym imperatorowa nie pozostawiała wątpliwości, że w innym wypadku będzie wspierała konfederatów „w całej rozciągłości środków, jakimi rozporządza”. Domagała się, by Stanisław August przyłączył się do konfederacji, „zawiązanej pod jej protekcją”. Król się długo nie opierał i „podpisał akces według projektu ułożonego onegdaj w ambasadzie rosyjskiej”.
Władysław Smoleński podsumowując swoje dzieło nie ma żadnych wątpliwości, że konfederaci „zwracając się o pomoc cudzoziemską, z całą świadomością rezygnowali z niepodległości kraju”. „Samo zrezygnowanie z niepodległości w zamian za przywrócenie tak zwanych swobód republikańskich było aktem serc zepsutych egoizmem i pychą, pomysłem głów szalonych. Z uczucia i rozumu było ono zbrodnią polityczną. Dla swoich namiętności, dla korzyści osobistych konfederaci poświęcili to, co stanowiło tarczę bytu i rozwoju narodowego” – ocenia z goryczą.
Monografię Władysława Smoleńskiego „Konfederacja targowicka. Wojna polsko-rosyjska 1792 w obronie Konstytucji 3 maja” opublikowało wydawnictwo Biały Kruk w serii „Polskie Dzieła Historyczne”.
Autor: Wojciech Kamiński