„Bolek i Lolek”, „Porwanie Baltazara Gąbki”, „Reksio” – na tych bajkach wychowały się całe pokolenia małych Polaków, którzy codziennie wieczorem zasiadali przed telewizorem, by oglądać „Dobranocki”. Wszystkie one powstały w Studiu Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej, gdzie pracowali wyjątkowi, pełni nieokiełznanej wyobraźni ludzie, dla których tworzenie animacji było całym życiem.
I choć dzieciom wydawało się, że ich ukochane bajki rodziły się w baśniowej krainie, to prawda była zupełnie inna. W studiu, gdzie je tworzono, nie panowała sielankowa atmosfera. Wręcz przeciwnie, wrzało od emocji, niespełnionych ambicji i koleżeńskiej rywalizacji, która znalazła w końcu swój finał w sądzie. Leszek K. Talko i Karol Vesely opowiedzieli o tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami legendarnego studia.
A wszystko zaczęło się od ogłoszenia, które na łamach „Trybuny Robotniczej” zamieścił w lipcu 1947 r. pasjonat filmu animowanego Zdzisław Lachur. Ten miłośnik pokazywanej w kinach przed wojną Disneyowskiej „Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków” postanowił opanować sztukę tworzenia kreskówek. Szybko jednak zorientował się, że jeden człowiek, nawet z pomocą brata Macieja, nie jest w stanie narysować całej animacji, gdyż każda sekunda filmu wymaga 24, nieznacznie różniących się od siebie rysunków. Dlatego postanowił poszukać rysowników. Dzięki prasowemu anonsowi do jego zespołu dołączyli Władysław Nehrebecki, Leszek Lorka, Alfred Ledwig, Mieczysław Poznański, Aleksander Rohoziński, Wiktor Sakowicz, Rufin Struzik, Wacław Wajser i Antoni Pradella. Każdy z nich umiał rysować, ale o animacji wiedział tyle samo, co Lachur. Wszyscy musieli się dużo nauczyć.
Zaczęli w małym pokoiku w redakcji „Trybuny Robotniczej”, który dostali w zamian za zamieszczanie swoich rysunków na ostatniej stronie gazety. Jednak w szale twórczym zapomnieli o tym zobowiązaniu i musieli szukać sobie innego miejsca. Zdzisław Lachur wpadł wtedy na pomysł, by skontaktować się z Aleksandrem Fordem, który był w rzeczywistości komunistycznej wszechwładnym dyrektorem Filmu Polskiego. Za ostatnie pieniądze pojechali do niego do Łodzi, gdzie udało im się przekonać reżysera, by dał im pieniądze na skończenie pierwszego filmu pt. „Czy to był sen?”. Te środki pozwoliły im wyjechać do Wisły i tam znaleźć dla siebie lokum. Wówczas wszyscy żyli jeszcze jak jedna rodzina: razem pracowali, razem klepali biedę, żywiąc się tylko chlebem z marmoladą, a farbę do malowania rysunków robiąc ze sztucznego miodu, dzięki któremu nie odpadała ona od celuloidu.
Tak naprawdę stanęli dopiero na nogi, kiedy partia zgodziła się uznać Studio za oficjalną instytucję, a filmowcy przenieśli się do Bielska-Białej. Wtedy to w Polsce zaczęła rozwijać się telewizja. Szansą dla niezbyt docenianych do tej pory twórców stały się więc bajki, których potrzebowano coraz więcej. I właśnie wtedy w domu niezwykle utalentowanego rysownika Władysława Nehrebeckiego wydarzyła się tragedia. Jego dwaj synowie postanowili zabawić się w Wilhelma Tella. Zabrali ojcu wiatrówkę, z której jeden strzelał do jabłka postawionego na głowie drugiego. W efekcie tego jeden z braci stracił oko. Nehrebecki, może chcąc odreagować to, co się stało, zaczął pisać scenariusz o dwóch chłopcach, którzy bawią się kuszą. I tak powstał pierwszy odcinek „Bolka i Lolka”, filmu, który przez kilkadziesiąt lat obejrzały miliony ludzi, i to nie tylko w Polsce.
Ruszyła filmowa machina, pojawiały się kolejne tytuły, a ich twórcy coraz bardziej zaczęli rywalizować. Lechosław Marszałek, widząc sukces Nehrebeckiego, zaczął gorączkowo szukać pomysłu, którym mógłby przebić „Bolka i Lolka”. Inspiracja przyszła, a raczej przybiegła do niego również w domu, choć w mniej dramatycznych okolicznościach. Stała się nią ukochana suczka reżysera, terierka Trola. Tak narodził się sympatyczny psiak Reksio, który podbił serca dzieciaków.
Gdy mali widzowie cieszyli się kolejnymi odcinkami filmu, w bielskim studiu wrzało. Utworzyła się grupa zwolenników opowieści o psie i grupa wielbicieli dwóch rozbrykanych chłopców. Autorzy książki szczegółowo opisują te animozje, a także losy poszczególnych twórców animacji, które potoczyły się w bardzo różnych kierunkach. I to im poświęcone są kolejne rozdziały książki, a także procesowi o prawa do „Bolka i Lolka”. Otóż Nehrebecki wymyślił Bolka i Lolka, a później przeprowadził konkurs na zaprojektowanie bohaterów. Wygrali go Lorek i Ledwiga, choć jak twierdzą dziś niektórzy, była to praca zbiorowa. Jak można się domyślić, wystarczyło to, by niegdysiejsi współpracownicy i spadkobiercy nieżyjących już rysowników zaczęli dochodzić swoich praw.
W tym czasie studio filmowe podupadło. Jednak jest szansa, że choć częściowo na nogi postawi je Interaktywne Centrum Bajki i Animacji, które powstanie obok jego siedziby i o którym możemy przeczytać w „Królach bajek”. Jak zapowiadają jego twórcy, będzie to nowoczesne muzeum połączone z parkiem rozrywki, w którym znowu ożyją niegdysiejsze, uwielbiane przez dzieci bajki.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP