„Jeśli PRL miał jakieś radosne strony, to jedną z nich, a może jedyną, była literatura dla dzieci i młodzieży. A na tle tej całej literatury młodzieżowej najjaśniej błyszczała gwiazda Edmunda Niziurskiego” – uważa Krzysztof Varga.
Edmund Niziurski (1925-2013) został przede wszystkim zapamiętany jako autor takich powieści o perypetiach nastoletnich uczniów, jak „Księga urwisów”, „Sposób na Alcybiadesa”, „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa”, „Awantura w Niekłaju”, „Klub włóczykijów” oraz trylogia o miasteczku Odrzywoły: „Naprzód, Wspaniali!”, „Kosmiczne awantury” oraz „Adelo, zrozum mnie!”. Jak oceania Varga, jest to „wielki dorobek i nieusuwalne dziedzictwo polskiej kultury, nie tylko młodzieżowej, bo przecież te powieści ukształtowały dorosłych dziś ludzi, którzy – nawet może często nieświadomie – kierowali się w swym dojrzałym życiu drogowskazami, które im pokazał Niziurski”.
Jednak Niziurski nie jest wyłącznie autorem książek dla młodzieży. Napisał także gorzkie powieści dla dorosłych o losach ambitnych inżynierów i lekarzy, jak i zabawne opowiadania o żołnierzach Wojsk Ochrony Pogranicza. Jest także autorem smutnych opowiadań o przedwojennych strajkach chłopskich oraz powojennych reportaży z biednych podrzeszowskich wsi. Napisał również „krótką powiastkę o czasach okupacji hitlerowskiej i dwie powieści kryminalne z lat pięćdziesiątych, których nie nazwiemy +powieściami milicyjnymi+, bo poziomem artystycznym, żelazną logiką i umiejętnością konstruowania intrygi wyrastały tak bardzo ponad milicyjno-socrealistyczną produkcję, prezentowały tak finezyjny i dowcipny styl, że gdyby napisano je i wydano w Anglii, to by sama Agatha Christie umarła z zazdrości” – czytamy.
Niziurski ma także na swym koncie powieść socrealistyczną, czyli „Gorące dni”, o dobrych chłopach i złych kułakach. Co więcej – to był jego prawdziwy debiut książkowy. „Ale że nie został największym pisarzem kryminalnym ani nawet największym pisarzem socrealistycznym, to został największym pisarzem młodzieżowym i to jest w tym najlepsze” – ocenia Krzysztof Varga. Pisał również słuchowiska radiowe i sztuki telewizyjne, m.in. „Ucieczka z Betlejemu”.
Dorobek Niziurskiego jest zatem imponujący. Jeśli akurat nie pisał, to wyprawiał się z żoną i dziećmi na górskie wycieczki lub samochodowo-kempingowe podróże po Europie. „Bo jeśli było coś, co Edmunda Niziurskiego mogło wyrwać z korzeniami zza biurka, przy którym pisał kolejną książkę, to jedynie rodzinne wycieczki, wyprawy, podróże, najchętniej w góry. (…) A kiedy już wracał z tych wypraw, natychmiast brał się do pisania następnej książki” – czytamy.
Odbiorcami książek Niziurskiego byli przede wszystkim młodzi czytelnicy. To dla nich pisał z pasją i zaangażowaniem, a oni odpłacili się takim uwielbieniem, jakiego zaznało naprawdę niewielu autorów. Jak wskazuje Varga, Niziurski „pisał jak nikt inny, szarą rzeczywistość Peerelu przemieniając w najbardziej zwariowany świat przygód, dzięki czemu zrozumieliśmy, że nie miejsce, w których się znajdujemy, decyduje o tym, co przeżywamy, lecz wyłącznie siła naszej wyobraźni”.
Krzysztof Varga książki Niziurskiego zaczął czytać jako dwunastolatek i nigdy nie przestał. Na potrzeby napisania książki na nowo przeczytał to, co napisał Niziurski – nie tylko kanoniczne już powieści i opowiadania dla młodzieży, ale także książki dla dorosłych. Dzięki uprzejmości rodziny pisarza Varga odszyfrował postaci literackie wyłaniające się z kart powieści i ich prawdziwe pierwowzory. W domu Niziurskiego na ul. Miłobędzkiej w Warszawie Varga przejrzał również rękopisy, notatki, fotografie, a także zapoznał się z teczkami z tajemniczymi naklejkami (np. „Stół i sanie frezarki poziomej”), z których wypadały niedokończone utwory Niziurskiego.
Varga miał możliwość dotknąć także siedmiu maszyn do pisania, na których Niziurski tworzył. Wśród maszyn znalazły się trzy identyczne płaskie łuczniki, a także walizkowy Imperial, walizkowa maszyna o nazwie Maritsa 22, a także malutka, bardzo stara i bardzo ciężka jak na swój rozmiar maszyna Vasanta – wniesiona do rodziny przez żonę Niziurskiego, Barbarę, jako pewnego rodzaju posag. Na tej maszynie żona przepisywała pierwszą książkę Niziurskiego, czyli „Gorące dni”. Wśród maszyn znalazła się również maszyna elektryczna firmy Quasar, którą pisarz otrzymał od Wydawnictwa Łódzkiego i na której uczył się pisać przez dwa lata. „Bez większych sukcesów, podobnie jak z maszynami tradycyjnymi – do końca życia pisał ręcznie, a gdy już nie było innego wyjścia, to wystukiwał jednym palcem w tempie ślimaka” – czytamy.
Z książki dowiadujemy się również, że wstępna i ostateczna wersja książki „Naprzód, Wspaniali!” mają bardzo niewiele ze sobą wspólnego. Ciekawostką jest i to, że Niziurski często sam nie mógł siebie odczytać. Wówczas o pomoc prosił swoją żonę.
„Pisał dosłownie wszędzie, w całym domu. Pisał w salonie, na parapecie, pisał w łazience, nigdzie nie było wolnego stołu, bo wszystko było zawalone papierami. Jak przyjechał ze swoją żoną Jarek Strzębski, jego siostrzeniec z Kielc, i chciałam im dać kolację, to mąż odsunął trochę papiery i miałam taki mały kawałek dla nich na kolację. Przyzwyczaiłam się do tego, uważałam to za normalne, że jemu się wszystko należy: każdy stół, każdy parapet…”– wspomina Barbara Niziurska.
Krzysztof Varga w czasie pracy nad książką z dużą starannością porównywał trasy spacerów Niziurskiego z dzisiejszą topografią Warszawy. Autor zawsze był niziurskologiem, ale po napisaniu tej książki stał się był wręcz niziurskologiem doskonałym. Również i czytelnik może podejść do egzaminu z tej specjalizacji – w książce znajdują się bowiem arkusze egzaminacyjne z niziurskologii.
W książce, poza rodziną Edmunda Niziurskiego, znajdują się wypowiedzi współczesnych polskich pisarzy – m.in. Zygmunta Miłoszewskiego, Jerzego Pilcha, Mariusza Czubaja czy Grzegorza Kasdepke.
Kasdepke, czołowy polski pisarz dla dzieci i młodzieży, mówi wprost: „To Niziurski w jakiejś mierze spowodował, że zostałem pisarzem. Wpędził mnie też w pewnego rodzaju obsesję literacką – u każdego, kto w Polsce pisał, szukałem wpływów Niziurskiego!”. Dodaje również, że „Niziurski nauczył mnie, autora tworzącego dla dzieci i młodzieży, że pisząc nie można odtwarzać języka jeden do jednego. I że raczej należy unikać gwary, slangu czy żargonu, bo to może skazać książkę zarówno na krótki żywot, jak i na śmieszność. Chyba że uda się wykreować sztuczny język – udający, dajmy na to, gwarę. Niziurski był w tym mistrzem. Jego bohaterowie, uczniowie PRL-owskiej szkoły, przemawiają używając przedwojennej składni, ale brzmi to wszystko naturalnie i świeżo. Fenomenalne!”.
W książce wypowiada się również Juliusz Machulski, reżyser, scenarzysta i dramaturg. Odnosi się on do kwestii ekranizacji powieści Niziurskiego, jak i literatury młodzieżowej w ogóle. „Dzisiaj ciężko kręcić Niziurskiego, bo młodzież nie rozumie, o co w tych książkach chodzi. To był inny świat. Dzieciaki obecnie skupiają się na tym, żeby mieć zwolnienie z wuefu, a tam wciąż były zawody, bójki, bandy. Można zrobić współcześnie ekranizacje Niziurskiego jako filmy historyczne, w tamtych realiach, kostiumach z epoki, ale to byłyby drogie produkcie” – uważa reżyser.
Krzysztof Varga zauważa, że trudno jest napisać intrygującą biografię Niziurskiego, ponieważ „jego życie było pisaniem, a pisanie dla młodzieży było życiem”. W jego długim życiu nie zdarzały się niezwykłe wydarzenia, skandale, sensacje, polityczne zwroty czy mocne zaangażowanie w bieżące sprawy narodu. „Pozostało jednak ogromne dzieło i całe pokolenia Polaków, dla których był nauczycielem i wychowawcą w najlepszym sensie tych słów” – uważa autor.
Jak czytamy, „dzięki książkom Niziurskiego z nierozgarniętych młodocianych kretynów, doprowadzających do rozpaczy swym nieuctwem i odpornością na wiedzę rodzinę i znakomitych gogów, powoli zmieniliśmy się w dojrzałych ludzi. Jeśli nie zmieniliśmy świata, to jednak dzięki tym książkom zmieniliśmy siebie. A to już bardzo dużo. Edmund Niziurski przygotował nas do życia jak nikt inny” .
Książka Krzysztofa Vargi „Księga dla starych urwisów. Wszystko, czego jeszcze nie wiecie o Edmundzie Niziurskim” ukazała się nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/