Proporczyk 12. pułku ułanów załopotał 18 maja 1944 r. nad ruinami zdobytego klasztoru Monte Cassino. Dopiero później pojawiła się polska, a następnie brytyjska flaga. O tym, jak do tego doszło opowiada w swoich wspomnieniach ppor. Kazimierz Gurbiel, którzy prowadził ułański patrol.
18 maja 1944 r około godziny 8 ppor. Gurbiel otrzymał rozkaz przeprowadzenie patrolu na teren opactwa na Monte Cassino. Godzinę wcześniej – jak wspomina w książce „Moja droga do Monte Cassino” – „zdobyte zostało [wzgórze – przyp. PAP] 593 i nagle coś nie tak jak zwykle działo się u (…) przeciwników”. „Wtedy przyszedł do mnie goniec dowódcy szwadronu i powiedział, że mam się u niego zameldować. Było stosunkowo cicho. Założyłem furażerkę poszedłem do Miecia i zameldowałem mu się. Na to Miecio pokazał mi wojsko 13 ułanów (…) i kazał mi prowadzić je na klasztor, by sprawdzić co się tam dzieje” – pisze Gurbiel.
Patrol ostrożnie szedł w kierunku klasztoru. „(…) podeszliśmy pod mury i weszliśmy na mur jeden po drugim, wspinając się po własnych barkach. Który z ułanów znalazł się tam pierwszy, tego nie mogłem wówczas stwierdzić” – czytamy we wspomnieniach.
Jedno jest pewne, że 13 polskich ułanów z 12 pułku prowadzonych przez ppor. Gurbiela było pierwszym patrolem alianckim, który wszedł do ruin opactwa. Żołnierze wzięli do niewoli grupę rannych niemieckich spadochroniarzy z podchorążym i sanitariuszami. Od nich dowiedzieli się, że 10 minut przed wkroczeniem ułanów, 200 hitlerowskich żołnierzy opuściło klasztor i poddało się Anglikom obawiając się odwetu ze strony Polaków.
Gurbiel wspomina, że kiedy po zakończonej akcji wyszedł przed klasztor, aby odpocząć zobaczył pędzących w jego kierunku dwóch ułanów. Jeden z nich wołał: „Panie porucniku! Jest proporcyk do zawieszenia na gruzach”. „Józiu, jak żeś go przyniósł to go zatknij” – odpowiedział wówczas Gurbiel.
„Nie musiałem powtarzać tego po raz drugi i w ten sposób proporczyk o barwach amarantowo-niebieskiej, z białą żyłką w środku, oznajmił, że bitwa o klasztor Monte Cassino stała się faktem dokonanym” – czytamy.
„Dla nas Ułanów Podolskich miało to wielkie znaczenie prestiżowe, gdyż pułk nasz pierwszy stawił czoło potędze hitlerowskiej dnia 1 września 1939 r. w bitwie pod Mokrą, gdzie zniszczył przeszło 30 czołgów nieprzyjaciela i te same barwy oznajmiły światu o pokonaniu agresorów w jednej z największych bitew świata” – ocenia Gurbiel w „Mojej drodze do Monte Cassino”.
We wspomnieniach Kazimierz Gurbiel prowadzi czytelnika do Monte Cassino opisując swoje dzieje od ucieczki z bolszewickiej Rosji (urodził się w 1918 r. w Moskwie), poprzez czasy szkolne w odrodzonej Polsce, służbę wojskową, wojnę obronną 1939 r., w której został ranny, pobyt w okupowanym przez sowietów Lwowie, próbę ucieczki do Rumuni, zatrzymanie przez NKWD, proces, zsyłkę do łagru, zwolnienie na mocy amnestii w 1941r., wreszcie wstąpienie do Wojska Polskiego i ewakuację z armią na Bliski Wschód. Dalej relacjonuje szlak bojowy przebyty we Włoszech, który zakończył się amputacją podudzia po odniesionej ranie.
Gurbiel opowiada także o niełatwym życiu w Wielkiej Brytanii, a następnie Stanach Zjednoczonych, gdzie pracował w fabryce, a także salonie fryzjerskim. Po powrocie do Polski w 1975 r. zamieszkał w Przemyślu. Na prośbę przyjaciół w 1987 r. spisał wspomnienia. Zmarł w 1992 r.
Wspomnienia podporucznika Kazimierza Gurbiela w opracowaniu Pawła Kosińskiego „Moja droga do Monte Cassino. Wspomnienia” ukazały się nakładem Instytutu De Republica.
Wojciech Kamiński PAP
wnk/ szuk/