Mogłoby się wydawać, że o Bitwie o Anglię wiemy już wszystko. Rzeczywiście została ona znakomicie udokumentowana zarówno przez historyków, jak i uczestników walk. Jednak wciąż pojawiają się niepublikowane dotąd materiały, które uzupełniają naszą wiedzę. Tak jest w przypadku książki zatytułowanej „Moje podniebne boje” Mariana Duryasza, absolwenta dęblińskiej Szkoły Orląt, instruktora szkoły lotnictwa myśliwskiego, który w 1940 r. znalazł się w elitarnym gronie polskich pilotów toczących wraz z aliantami walkę z niemieckim Luftwaffe nad Wielką Brytanią.
Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Duryasz spisał swoje wspomnienia, które postanowili teraz wydać jego synowie, Wojciech i Marek.
Marian Duryasz bardzo szczegółowo przedstawia tu przedwojenny system szkolenia marzących o lataniu, młodych ludzi. Wymagający instruktorzy z dęblińskiej podchorążówki przez cztery lata przygotowywali przyszłych oficerów lotnictwa, by mogli oni po przejściu pilotażu podstawowego, a potem wyższego, zostać pilotami myśliwskimi. Autor wspomnień przeszedł wszystkie stopnie przygotowania, a przez kolejne dwa lata pracował na to, by osiągnąć stanowisko zastępcy dowódcy eskadry oraz pilota instruktażu w Wyższej Szkole Pilotażu w Grudziądzu.
Czytelnicy zainteresowani historią lotnictwa z początkowych rozdziałów książki dowiedzą się także, jakimi samolotami latali słuchacze Szkoły Orląt i w jakie maszyny wojsko polskie było wyposażone 1 września 1939 r. Marian Duryasz pisze, że tego dnia przebywał na terenie szkoły. Dowództwo już z samego rana poinformowało pilotów o wkroczeniu wojsk niemieckich do naszego kraju, stawiając ich w stan gotowości bojowej. Ale tak naprawdę nic nadzwyczajnego się przez długi czas nie działo. „Zazdrościliśmy kolegom, którzy przeciwstawiali się nalotom nieprzyjacielskim nad Warszawą i odnosili sukcesy. Wydawało się nam, że nasi lotnicy stawiają skuteczny opór w powietrzu, jeśli niemieckie samoloty nie dolatywały w rejon Demblina” – pisze pilot.
Szybko jednak przekonał się, że sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Myśliwiec PZL P.7a, na którym wtedy latał, nie miał szans przeciwstawić się powietrznym siłom Luftwaffe. Na rozkaz dowództwa musiał więc przedostać się do Rumunii, skąd przez Jugosławię i Włochy trafił do Francji. Wbrew temu, czego się spodziewał, nie został tam jednak dłużej, gdyż znalazł się w grupie pilotów, która została przerzucona do Wielkiej Brytanii i rozpoczęła przygotowania do służby w dywizjonie RAF. Marian Duryasz początkowo był w brytyjskim 213 Dywizjonie Myśliwskim. Następnie służył w polskich dywizjonach: 302, 317, 316 i 303, a w latach 1944–1945 dowodził Dywizjonem 302, biorąc udział w osłonie aliantów w Normandii.
W książce opisuje dokładnie historie swoich lotów, tak jak choćby pierwszego zetknięcia się z messerschmittami: „W godzinach popołudniowych wystartowaliśmy w dwa dywizjony. Mój dywizjon jako prowadzący. Skierowano nas na Portland w celu patrolowania rejonu. Byliśmy na wysokości około 6000 stóp. W pewnej chwili zauważyłem, że z kierunku południowego leci w naszą stronę olbrzymia liczba samolotów, około 50–60; to były bombowce He 111 i Do17, a reszta, mniej więcej tyle samo, to osłona składająca się z Me 110. […] Wykonując unik zauważyłem, że jestem atakowany przez cztery lub pięć Me109, których dotychczas nie widziałem. Najpewniej nadleciały w momencie ataku lub były o wiele wyżej. Znalazłem się więc w ciężkich opałach […] I wreszcie pierwsze trzaski i uderzenia, jakby ktoś kamieniami ciskał w samolot. Trafili. […] Po wylądowaniu stwierdziliśmy, że samolot miał 8 albo 9 dziur w tylnej części kadłuba i w płaszczyznach sterowych.
Tym razem polski pilot miał szczęście, że przeżył, w przeciwieństwie do swojego belgijskiego kolegi, dla którego ten lot zakończył się tragicznie. Marianowi Duryaszowi niebezpieczeństwo groziło jeszcze wielokrotnie. W końcu to on znalazł się wśród śmiałków, którzy osłaniali rejon inwazji na Normandię. Za swoją odwagę został awansowany i otrzymał stopień majora, odznaczono go też brytyjskim Zaszczytnym Krzyżem Lotniczym. Ostatni lot bojowy wykonał 22 stycznia 1945 r. Nie był to jedyny powód, dla którego zapamiętał ten dzień. Był on niezapomniany także dlatego, że udało mu się wówczas zbombardować i zatopić statek nieprzyjaciela. Swoje wspomnienia pilot kończy w 1946 r., kiedy to zostały rozwiązane jednostki polskie w Wielkiej Brytanii.
Dalszą historię jego życia przejmują w książce synowie, opisując, jak ich ojciec sprowadził do Anglii żonę i starszego syna, gdyż młodszy urodził się już w Wielkiej Brytanii. Wojciech i Marek Duryaszowie opowiadają też o tęsknocie swojego taty za Polską, bez której nie potrafił żyć. Do kraju wrócił on z rodziną w 1947 r. Niebawem zaczął być nękany przez Urząd Bezpieczeństwa, a nowe władze uniemożliwiały mu znalezienie pracy. Jego sytuacja poprawiła się dopiero po „odwilży”. Wówczas to wrócił do lotnictwa wojskowego. Marian Duryasz zmarł w 1993 r. i został pochowany z honorami na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP