Najpierw były „Ostatnie lata polskiego Lwowa”, potem „Ostatnie lata polskiego Wilna”. Teraz przyszedł czas na „Ostatnie lata polskich Kresów”, książkę, w której autorzy przedstawiają mniejsze miejscowości, należące niegdyś do naszego kraju.
Ponownie robią to w sposób, który powinien zainteresować szerokie grono czytelników, gdyż nie tylko skupiają się na sytuacji politycznej, w jakiej pod koniec XIX i na początku XX wieku znalazły się Druskienniki czy Borysław, ale przede wszystkim uatrakcyjniają lekturę ciekawostkami i anegdotami. Za ich pomocą pokazują obyczajowy aspekt życia w tamtych rejonach. Na kartach spotkamy postacie takie jak: Józef Piłsudski i związana z nim piękna lekarka Eugenia Lewicka, Maria Rodziewiczówna, Stanisław Ignacy Witkiewicz. To przez tych i wielu innych bohaterów poznajemy magię i urodę Kresów.
A wszystko zaczyna się w Grodnie, do którego wkraczamy razem z Elizą Orzeszkową, która bierze ślub w tamtejszym kościele bernardynów. Autorzy z dziennikarskim zacięciem opisują jej małżeństwo, które do najszczęśliwszych nie należało. Orzeszko ożenił się bowiem z Elizą dla pieniędzy, chcąc ratować swój położony nieopodal Grodna majątek. I właśnie tam wywiózł młodą żonę, która szybko zrozumiała, że nic ją z mężem nie łączy. Na szczęście miała się czym zająć, bo wybuchło Powstanie Styczniowe, w którym autorka „Nad Niemnem” z zapałem uczestniczyła, wożąc pocztę czy opiekując się Romualdem Trauguttem, któremu jej mąż dał schronienie i za co został skazany na zesłanie. Żona nie zdecydowała się mu towarzyszyć i po różnych perypetiach znowu trafiła do Grodna.
Nie kojarzyło się jej ono dobrze, nie tylko ze względu na ślub z niekochanym człowiekiem. Z powodu marazmu intelektualnego, jaki tam panował, nazywała miasto dziurą i katakumbami. Inteligenckie rodziny wiodły w nim, według niej, żywot „śpiący i obojętny”. Zresztą była tam bojkotowana towarzysko przez romans z żonatym adwokatem Stanisławem Nahorskim, za którego w końcu wyszła. Jej stosunek do Grodna częściowo zmienił się po wielkim pożarze, jaki wybuchł w 1885 r. Zmiótł on nie tylko drewnianą, ale i murowaną zabudowę miasta. Sama pisarka straciła część księgozbioru i rękopisów, a także biżuterię i meble. Zaangażowana w pracę komitetu pomocy pogorzelcom w pisanych wówczas felietonach zaczęła swoje miasto nazywać „biednym” i „drogim”.
Ale jego prawdziwą wielbicielką stała się dopiero po 1905 r., kiedy to rewolucja w Rosji doprowadziła do zniesienia zakazów wymierzonych przeciwko Polakom. Wówczas to pogrążeni dotąd w „uśpieniu” mieszkańcy miasta zaczęli żyć „jak w gorączce czy jak w gorączkowym, barwnym i ciekawym śnie” – pisała.
Słowo „gorączka” pojawia się też na stronach poświęconych Borysławiowi, miejscu, w którym zaczęła się historia światowego przemysłu naftowego w Galicji. To właśnie tam dzięki odkryciu bogatych złóż ropy wybuchła prawdziwa gorączka naftowa, której pionierami byli Ignacy Łukasiewicz i Stanisław Szczepanowski. Autorzy nie przedstawiają jednak tego miejsca w sposób sielankowy. Skupiają się na wyzysku zatrudnianych tam robotników. Żyli oni w warunkach uwłaczających ludzkiej godności, o czym pisał Ignacy Daszyński: „Nędzne lepianki tonące w błocie nigdy nie wysychającym, gospody straszliwie brudne, pełne zdziczałych i zbydlęciałych zupełnie chłopów, obdzieranych do krwi przez pośredników – kasjerów…”. A obok tego wszystkiego ludzie, którzy dorobili się na nafcie niebywałych majątków, nie zawsze zresztą uczciwie. Sławomir Koper i Tomasz Stańczyk opisują np. historię właściciela wielu szybów, który swoją naftową karierę rozpoczął od kradzieży i morderstwa.
Sensacyjna zbrodnia zdominowała także opowieść o jednym z najsłynniejszych kurortów polskich Kresów. Truskawiec był z pozoru spokojnym miastem zdrojowym, żyjącym własnym monotonnym rytmem, wyznaczanym przez wizyty u źródeł, spacery i kąpiele lecznicze. Jednak spokój ten zburzyła śmierć posła Tadeusza Hołówki, jednego z najbliższych współpracowników Piłsudskiego. Przyjechał on do Truskawca, wypełniając zalecenia zatroskanych stanem jego zdrowia lekarzy. W pewnym jednak momencie sanatoryjne życie zaczęło go nużyć.
30 sierpnia 1931 r. planował wcześniejszy powrót do domu. Dzień wcześniej po kolacji udał się do swojego pokoju, nie chcąc już spędzać więcej czasu z innymi mieszkańcami pensjonatu. W pewnym momencie, gdy nad uzdrowiskiem rozpętała się burza, jeden z gości usłyszał strzały. Kiedy pędził na górę, by dowiedzieć się, co się stało, natknął się na dwóch morderców. Zabójstwo miało najprawdopodobniej charakter polityczny, a dokonali go Ukraińcy, o czym donoszą autorzy książki, którzy szykują już kolejną jej część. Tym razem będzie ona poświęcona „Kresom za kordonem”, czyli ziemiom, które znalazły się poza granicami II RP.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP