
Staramy się wyeliminować tzw. slang kuratorski. Chcemy używać sformułowań, które nie pochodzą z hermetycznego kręgu wiedzy o wystawiennictwie. Nie chcemy mówić jedynie swoim głosem, ale oddać go także odwiedzającym - powiedziała PAP dyrektorka warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej Joanna Mytkowska.
Polska Agencja Prasowa: Minął pierwszy sezon Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie w nowej siedzibie. Wszystko poszło dobrze?
Joanna Mytkowska: Spotkało nas kilka zaskoczeń. Kiedy otwieraliśmy muzeum w październiku, wydawało się, że jesteśmy dobrze przygotowani, jednak skala zainteresowania przerosła nasze oczekiwania. Mieliśmy badania i wieloletnie doświadczenie, a mimo to prowadzenie instytucji w nowej siedzibie okazało się większym wyzwaniem, niż przypuszczaliśmy.
Naszym celem było przede wszystkim zapewnienie dostępności, rozpowszechnienie wiedzy o kulturze współczesnej, zbudowanie międzynarodowej pozycji muzeum i wzmocnienie jej w obszarze polskiej kultury współczesnej. To się udało. Otwarcie nowej siedziby poprawiło również atrakcyjność Warszawy jako miasta, w którym rozwija się turystyka kulturalna. Nadal jednak musimy pracować nad przełamaniem bariery w zwaśnionym polskim społeczeństwie.
PAP: Co was zaskoczyło?
J.M.: Tak wyraźny podział społeczeństwa, wojna kulturowa. Mamy tradycję, określoną tożsamość muzeum, ale wydawało nam się, że uniwersalnych aspektów, takich jak zaangażowanie społeczne, wiedza, doświadczenie artystyczne, ta wojna nie dotyczy. W tej kwestii wykazaliśmy się naiwnością.
Nie sprzyjała nam kampania wyborcza. Była wyjątkowo brutalna, a żadna instytucja nie ma wystarczających środków, aby się odpowiednio chronić, kiedy staje się obiektem szeroko zakrojonej, dobrze zaplanowanej manipulacji politycznej. Dziś dla nikogo nie jest to zaskoczeniem, ale kiedy znaleźliśmy się w centrum absurdalnej wojny o komiks (TV Republika oskarżyła MSN o promowanie ideologii LGBT+, twierdząc, że muzeum pokazało w swojej księgarni na dziale książek dziecięcych komiks „Gender Queer”, który porusza zagadnienia tożsamościowo-płciowe - PAP), który stał się tematem memów w prawicowych mediach.
Był to pierwszy raz w naszej historii, kiedy narracja o nas samych wymknęła nam się spod kontroli. To było bardzo bolesne doświadczenie, kosztowne zarówno wizerunkowo, jak i emocjonalnie. Zespół muzeum musiał się mierzyć z różnego rodzaju atakami. Trudno nam odrobić te straty na wielu poziomach. Politycy dla własnych, często krótkoterminowych celów są w stanie zupełnie bezpodstawnie podważać zaufanie do instytucji publicznej. To działanie przeciwko wspólnocie i państwu.
PAP: Jak publiczność odebrała pierwszą wystawę? Potwierdziły się wasze intuicje?
J.M.: Główną misją MSN-u od początku było stworzenie instytucji, która znacząco zwiększy dostępność sztuki współczesnej. To się udało. Widać to po liczbie odwiedzających, która przerosła nasze oczekiwania. Od października zeszłego roku do końca lipca odwiedziło nas 532 tys. osób, z czego sprzedaliśmy około 160 tys. biletów (w pierwszych tygodniach działalności nowej siedziby wejście do niej pozostawało bezpłatne, także wystawy na parterze nie są biletowane - PAP).
Chcemy opierać naszą pracę na dogłębnej znajomości publiczności, przekładać tę wiedzę na wystawy i projekty dopasowane do poszczególnych grup.
PAP: Jak zamierzacie to realizować?
J.M.: Mamy kilka galerii, więc możemy jednocześnie prezentować kilka wystaw odpowiadających na różne potrzeby odwiedzających. Jedne mogą prezentować sztukę współczesną odnoszącą się do historii, inne pokazywać to, co istotne tu i teraz. To jest szczególnie ważne dla młodszego pokolenia, zainteresowanego kwestiami relacji, zmian klimatu, migracji i aktywizmem. W tym samym czasie mamy możliwość zajmowania się klasyczną historią sztuki w różnych odsłonach. To zacznie się jesienią. „Wystawa niestała” była przywitaniem się z publicznością i przedstawieniem naszej kolekcji. Miała przybliżyć poszczególne dzieła.
PAP: Kto przychodzi do MSN-u?
J.M.: Zaobserwowaliśmy dwie skrajne tendencje. Z jednej strony naszą najbardziej rozpoznawalną grupą odbiorców są bardzo młode osoby, które oczekują przede wszystkim tego, że będą w muzeum mogły zyskać widoczność, a ich głos będzie słyszalny. Dlatego przykładamy dużą wagę do edukacji i działań wciągających młodzież szkolną do współpracy z muzeum, które zamierzamy szczególnie rozwijać. Drugą najbardziej rozpoznawalną grupą są seniorzy przyzwyczajeni do bardziej tradycyjnych formatów wystaw. Nasze programy senioralne cieszą się popularnością, m.in. prowadzony od lat Klub Nowoczesnego Seniora będący naszym flagowym działaniem z publicznością.
PAP: Jak chcecie zachęcić do odwiedzania MSN nowe grupy odbiorców?
J.M.: Stawiamy na jak największą otwartość, chcemy, żeby każdy mógł znaleźć u nas coś dla siebie. Do trzeciej grupy zainteresowanych, na której nam zależy i z którą będziemy się starali nawiązywać jak najbliższą relację, należą osoby, które interesują się życiem społecznym, dla których ważny jest rozwój relacji społecznych.
PAP: Czy można powiedzieć, że ekspozycja MSN-u musi wywoływać emocje?
J.M.: Obecnie żyjemy w niestabilnych czasach i to wymaga od nas refleksji, a instytucje kultury należą do miejsc, które powinny do niej pobudzać. Elementem, który chcielibyśmy dodać do misji muzeum, jest próba diagnozowania, jakie elementy należy zmienić w szeroko rozumianej umowie społecznej, żeby populizm i wojny kulturowe nie były utrapieniem, w którym grzęzną wszystkie rozwojowe inicjatywy.
MSN nie chce być instytucją wyłącznie poprawną i dogmatyczną. Ważne jest, żeby w muzeum było miejsce na doświadczenie emocjonalne, afektywne odbieranie sztuki. To naturalny element związany ze sztuką współczesną, ponieważ artyści cenią sobie wolną ekspresję i przekraczanie wyobrażonych granic.
PAP: Czy MSN przyciąga także turystów?
J.M.: Od czerwca widzimy wyraźny wzrost liczby odwiedzających, o 1-1,5 tys. osób tygodniowo. Wnioskujemy, że są to turyści. Rozpoznawalność MSN-u przez turystów przyjeżdżających do Warszawy potwierdza również obecność muzeum w rankingach - m.in. architektonicznych - oraz na zagranicznych portalach podróżniczych. Widzimy ten trend także po liczbie oprowadzań w językach innych niż polski.
O ile trudną obecność sztuki współczesnej w podzielonym społeczeństwie w Polsce można na różne sposoby analizować, o tyle międzynarodowo muzeum z pewnością stało się rozpoznawalne i jest doceniane zarówno przez profesjonalne światowe środowisko muzealne, jak i turystyczne.
PAP: Jakie wnioski wyciągnęliście z pierwszego sezonu pod względem kuratorskim?
J.M.: Trudno o podsumowania, ponieważ nie mieliśmy okazji przetestować innych formatów wystaw niż prezentacja kolekcji. Natomiast nieustannie pracujemy nad językiem opisu, dostępnością informacji. Staramy się wyeliminować tzw. slang kuratorski. Chcemy używać sformułowań, które nie pochodzą z hermetycznego kręgu wiedzy o wystawiennictwie. Nie chcemy mówić jedynie swoim głosem poprzez zespół kuratorski, chcemy oddać go także odwiedzającym.
Ten proces już zachodzi w galerii A, zaraz przy wejściu do muzeum. Odbywają się w niej wystawy, które można zakwalifikować do nurtu community art, czyli sztuki powstającej oddolnie, tworzonej przez grupy skupione wokół konkretnego tematu, takie jak np. Kolektyw Zakole i grupa edukacyjna Formy Podstawowe. Włączamy poprzez prezentowanie ich działań dyskurs nieinstytucjonalny.
Najważniejsza jest dla nas różnorodność oferty, dlatego będziemy proponować publiczności różne formaty wystaw.
PAP: Nietradycyjnym formatem wystawy była „Republika cyników” kuratorowana przez Pierre'a Bal-Blanca.
J.M.: Tak. To był eksperyment. Będziemy kontynuować tego typu formaty oraz częściej wykorzystywać przestrzeń klatki schodowej przy prezentowaniu działań artystycznych. Celowo zostawiliśmy ją pustą na początku działania nowej siedziby, aby mogła wybrzmieć architektura.
Wystawa Bal-Blanca była ciekawym zjawiskiem. Artysta zapoznał się z archiwami twórców z Europy Wschodniej. Skupił się na sztuce efemerycznej, która była znakiem rozpoznawczym tego regionu, szczególnie w momencie rozwoju sztuki offowej - konceptualnej i performatywnej. Jego cenna naukowo praca przypominała, że historyczną sztukę z Europy Wschodniej wymyśliły nam zachodnie muzea po 1989 roku, gdyż w czasach komunizmu wymiana kulturalna w krajach bloku wschodniego poza oficjalną propagandą praktycznie nie istniała. Dopiero z zewnętrznej perspektywy można było rozpoznać specyfikę regionu.
Projekt był niezwykle ekspresyjny, oferował czasami przypadkowej publiczności, która przyszła odwiedzić muzeum, uczestnictwo w bardzo osobistych performansach, otwartych na ciało - medium, w którym artyści z Europy Wschodniej najczęściej pracowali. Materiał filmowy będący częścią ekspozycji był głośny, na co narzekała część odwiedzających.
PAP: Czy polska publiczność jest gotowa na tak alternatywny sposób pokazywania sztuki?
J.M.: Publiczność ma różne wyobrażenia i fantazje o tym, czym powinno być muzeum. Dlatego ten projekt był potrzebny. Choć trudny i radykalny, otworzył nowe horyzonty na badania historyczne sztuki. Nauczeni tym doświadczeniem będziemy prezentować radykalniejsze formy wystaw jednak w zamkniętych galeriach, a przestrzeń klatki schodowej wypełnimy atrakcyjnymi wizualnie, ale i ważnymi merytorycznie projektami.
PAP: Obrazek, który pani przedstawiła, przypomina wystawę „Maurizio Cattelan: All” prezentowaną w nowojorskim muzeum Guggenheima na przełomie 2011 i 2012 roku.
J.M.: Tak. Już na etapie projektowania muzeum przewidzieliśmy możliwość zwieszania instalacji artystycznych z sufitu w przestrzeni klatki schodowej.
PAP: Pozostając w muzeum, jakie macie plany na kolejny sezon? Co nas czeka po „Wystawie niestałej”?
J.M.: Już nie możemy się doczekać sezonu jesiennego, ponieważ będzie wstępem do pełnowymiarowej działalności muzeum. Najpierw zamkniemy kolekcję na drugim piętrze, czyli sekcję dotyczącą abstrakcji i sztuki ezoterycznej. Tam 3 października otworzymy Kijowskie Biennale. To projekt, który łączy wojnę w Ukrainie z innymi konfliktami, obecnymi w szeroko rozumianym regionie Europy i na Bliskim Wschodzie. Przedstawimy zarówno prace ukraińskich artystów, jak i m.in. palestyńskich, odnoszące się do tego tematu.
Pokażemy także trend historyczny, zapowiadający daleko idące zainteresowania muzeum dekolonizacją awangardy nazywanej rosyjską. Jeden z ukraińskich artystów, Nikita Kadan, przygotował instalację, która pokazuje przykłady prac awangardowych powstałych w Ukrainie.
W ramach pomocy w opiece nad muzealiami z Ukrainy, które mogłyby być narażone w czasie wojny na zniszczenie, przechowujemy je w naszych magazynach.
PAP: Co z ekspozycją kolekcji na pierwszym piętrze?
J.M.: Jeszcze przez cały wrzesień będzie funkcjonowała część „Wystawy niestałej” na pierwszym piętrze. 21 listopada otworzymy dla publiczności projekt składający się z jednej dużej wystawy historycznej zatytułowanej „Kwestia kobieca. 1550–2025”, którą kuratoruje Alison M. Gingeras - to przegląd rozwoju ikonografii sztuki kobiet od XVI wieku do dzisiaj - oraz w relacji do niej cztery mniejsze projekty wystawiennicze, pokazujące różne perspektywy wystawiania sztuki feministycznej.
W jednym z nich zaprezentujemy ekspozycję przygotowaną przez amerykańską, pracującą w Brazylii kuratorkę Julię Bryan-Wilson, która przedstawi klasyczny język sztuki kobiecej pochodzący z późnych lat 60. i 70. Artystki takie jak m.in. Ewa Hesse czy Maria Antunes zdefiniowały sposób przedstawiania kobiecego ciała. Tytuł wystawy - „Guts / Z trzewi” z jednej strony odnosi się do wnętrzności, flaków, a z drugiej do mechanizmów zachodzących w organizmie. Kobiety badające swoje ciało zaczęły się specjalizować w jego przedstawianiu jako organizmu, który podlega różnym ograniczeniom, presjom i jest polem walki.
Wystawą skonstruowaną z bardziej akademickiego punktu widzenia będzie „Socjalizm, feminizm i sztuka. Artystyczne obchody Międzynarodowego Roku Kobiet 1975” Wiktorii Szczupackiej zajmującej się odmiennością podejścia do feminizmu w czasach PRL-u przedstawionego jako czas emancypacji, nie zawsze nazywanej feministyczną, ale tworzącej podwaliny dla współczesnego feminizmu.
Karolina Gembara w projekcie „Jej serce” zajęła się z kolei perspektywą aktywistyczną i walką o prawa reprodukcyjne młodego pokolenia, operując współczesnym językiem. Punktem wyjścia jest historia niedawnych strajków kobiet.
Ostatnim projektem jest „Inne jutra” przygotowany przez kuratorki młodego pokolenia - Michalinę Sablik i Werę Zalutską. Skupiły się na aspekcie postfeministycznym, czyli przełamywania binarności i nauki płynącej z feminizmu w zupełnie nowej, postbinarnej perspektywie - takiej, która nie uznaje podziału na kobiety i mężczyzn za nieprzekraczalny.
Wszystkie ekspozycje, poza popularnym, ikonograficznym, uświadamiającym widzowi bogactwo historyczne tego obszaru podejściem, mają polityczny wymiar, który przypomina, że kobiety znowu zostały porzucone i tkwią w tym samym miejscu, w którym znalazły się po zwrocie konserwatywnym.
PAP: Wychodząc w końcu z budynku, jak nowy gmach wpisał się w nowo powstały plac Centralny?
J.M.: Plac Centralny to niezwykle udany projekt. Nie jest przestrzenią, którą trzeba sztucznie animować. Mieszkańcy i przyjezdne lubią na nim przebywać. Ta przestrzeń stała się przytulna. To znacząco wpłynęło także na wzrost frekwencji w naszej instytucji. MSN jest naturalnym pasażem między wschodnią stroną centrum a placem. Jesteśmy skrótem. Ta nowa funkcja nam się podoba.
Drugim aspektem jest nasza współpraca z instytucjami, które są obecne na placu: Teatrem Dramatycznym i Teatrem Studio, Kulturalną i Barem Studio.
PAP: Od czasu otwarcia muzeum na Marszałkowskiej emocje dotyczące architektury budynku nieco opadły. Zmieniło się jego postrzeganie?
J.M.: Trudno powiedzieć jednoznacznie. Trudno oceniać kontekst nieprzychylnych głosów w internecie, tak samo jak stwierdzić, ile z nich generują boty. Znaleźliśmy się na celowniku prawicowych portali, często mamy alarmy bombowe, spotykają nas również inne nieprzyjemności, które zmuszają nas do ewakuacji.
Z drugiej strony, co napawa nas optymizmem, budynek został np. nominowany do kilku nagród architektonicznych, m.in. przyznawanej w ramach World Architecture Festival. Tak jak się spodziewaliśmy, budynek wrasta w miasto, jest popularnym miejscem spotkań, staje się integralną częścią stolicy, elementem życia miasta.
PAP: To znaczy, że - tak jak to pani określiła - „wojna kulturowa” i dyskusja o wyglądzie muzeum się nie skończyła.
J.M.: Dyskusja architektoniczna przebiega w kilku płaszczyznach. Z jednej strony doceniana jest jakość, solidność, funkcjonalność i wyjątkowość budynku, a z drugiej podnoszona jest kwestia radykalnych zmian klimatycznych, na które tylko częściowo odpowiada, ponieważ został zaprojektowany 15 lat temu.
Stoimy po stronie racjonalnej. Ekologia nie polega na tworzeniu ogrodów na dachu, ale na rozsądnym zaplanowaniu budynków publicznych, tak aby funkcjonowały przez następne sto lat. Powinny być solidne, więc pod tym kątem wykorzystanie betonu nie jest najgorszym rozwiązaniem, szczególnie w połączeniu z zielenią. Nasza rola to uświadamianie, że bardziej niebezpieczne jest rozlewanie się miast niż to, że miasta częściowo będą wykonane z trwałych materiałów.
PAP: Czy otwarcie nowej siedziby MSN-u miało wpływ na funkcjonowanie innych instytucji kultury w Warszawie?
J.M.: Otwarcie MSN-u zbiegło się z momentem powrotu liberalnej władzy do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W związku z tym zmieniły się dyrekcje i misje instytucji. Żeby ocenić rzeczywisty wpływ, potrzeba więcej czasu. MSN ma większą widoczność i możliwości wystawiennicze, co chcemy przełożyć na realizację atrakcyjnych projektów razem ze środowiskiem artystycznym.
Mamy także w planach, wspólnie z Zachętą - Narodową Galerią Sztuki i Centrum Sztuki Współczesnej - Zamkiem Ujazdowskim, zsynchronizowane otwarcia wystaw we wszystkich trzech instytucjach. Tym działaniem chcemy pokazać, że działamy wspólnie, jako jedno środowisko, w którym jednocześnie jest miejsce na wyróżnienie się specyfiką pokazywanych treści.
PAP: W jakiej formie planujecie to „otwarcie”?
J.M.: W konkretnym dniu we wszystkich trzech instytucjach otworzymy wystawy, zachęcając publiczność do „touru” po jednych z najważniejszych instytucji prezentujących sztukę wizualną w Warszawie. Bardzo nam zależy na podkreśleniu wspólnoty środowiska związanego ze sztukami wizualnymi i zwiększeniu ich dostępności. W tym celu każdego dnia osoby z działu obsługi publiczności zachęcają naszych odwiedzających także do odwiedzenia innych warszawskich muzeów.
Rozmawiała Zuzanna Piwek (PAP)
„Wystawa niestała. 4 x Kolekcja” jest otwarta do 5 października.
Joanna Mytkowska jest krytyczką i historyczką sztuki oraz kuratorką wystaw, od 2007 roku na stanowisku dyrektorki Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Współtworzyła Fundację Galerii Foksal. Była kuratorką m.in. Pawilonu Polskiego na Biennale w Wenecji w 2005 roku.
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie to miejska instytucja kultury założona w 2005 roku. Pierwsza siedziba MSN-u znajdowała się na ul. Pańskiej 3. Następnie tymczasowo MSN znajdywało się w dawnym Domu Meblowym „Emilia” przy ul. Emilii Plater 51 oraz w Muzeum nad Wisłą, pawilonie ekspozycyjnym przy warszawskich bulwarach wiślanych. Muzeum gromadzi własną kolekcję, organizuje wystawy, warsztaty, wydarzenia kulturalne i edukacyjne promujące sztukę współczesną. Ma również własne wydawnictwo.
zzp/ miś/ aszw/