„We Lwowie mawiano, że gdyby to miasto miało jeszcze rzekę, przypominałoby Florencję, ale niestety – ze względów sanitarnych pod koniec XIX stulecia Pełtew zamknięto w podziemnym kanale” – czytamy.
Jak zgodnie przyznają autorzy książki, Lwów kojarzy się im bardziej z Krakowem. „Wprawdzie nie ma tutaj Wisły, ani Wawelu, ale jest podobna zabudowa, na którą składają się i kamienice sprzed wieków, i secesyjne gmachy. A do tego jest jeszcze coś nieuchwytnego – coś, czego nie spotkamy w żadnym innym polskim mieście” – wskazują autorzy.
Zanim „Panorama Racławicka” w 1946 roku została przewieziona do Wrocławia, przez pięćdziesiąt lat można ją było oglądać we Lwowie, a pamiątką po niej pozostała rotunda, w której była prezentowana. „Choć to jedyne tego rodzaju dzieło zachowane w Polsce, przez niemal wszystkie lata PRL nie pokazywano go publiczności. Komunistyczne władze obawiały się bowiem, że +Panorama Racławicka+ ukazująca zwycięstwo nad Rosjanami może wzbudzić antysowieckie nastroje” – czytamy. Autorzy opisali, jak wyglądała praca nad tym dziełem. Jak się okazuje, kiedy malarze Jan Styka i Wojciech Kossak malowali obraz, tak się kłócili, że trzeba było ich godzić.
Sławomir Koper i Tomasz Stańczyk opisali także skandal w Galicyjskiej Kasie Oszczędności. W 1899 roku Franciszkowi Zimie, byłemu dyrektorowi GKS zarzucono machinacje finansowe prowadzące Kasę na krawędź upadku oraz przywłaszczenie ogromnej sumy pieniędzy. Jeszcze przed procesem, 3 sierpnia, Zima zmarł w lwowskim więzieniu śledczym. Jak czytamy w książce, „śmierć byłego dyrektora GKO, który miał być głównym oskarżonym w zbliżającym się procesie, wywołała ogromne poruszenie. Natychmiast pojawiły się pogłoski, że Zima popełnił samobójstwo, by uniknąć hańby rozprawy sądowej i więzienia. Plotkowano także, że wiedział zbyt dużo i dlatego został w więzieniu otruty”.
Czytelnik dowie się również, że najlepsze trunki były produkowane przez firmę Baczewskich. „Przed II wojną światową właściwie każdy Polak kojarzył wyroby lwowskiej cukierni Zaleskiego, produkty miejscowego browaru czy mocne trunki Baczewskiego. Największą sławę zdobyła jednak ta ostatnia firma, albowiem produkowane przez nią wódki należały do europejskiej ekstraklasy. Jej ekspansję i sukcesy można było porównywać wyłącznie do warszawskiej fabryki Wedla, była bowiem rozpoznawana poza granicami Polski i zbierała wszelkie możliwe nagrody i wyróżnienia, stając się symbolem polskiego Lwowa” – czytamy.
We Lwowie ostatnie lata swojego życia spędziła Gabriela Zapolska. W tym czasie różnie się jej wiodło, głównie ze względu na problemy zdrowotne, ale z czasem stała się jednym z symboli miasta.
Wielu twórców opuszczało Lwów, aby rozwijać karierę, jednak miasto zawsze pozostawało ich małą ojczyzną. Wracali do niego, a kiedy po upadku II Rzeczypospolitej stało się to niemożliwe, tęsknili w sposób wręcz niewyobrażalny. Do takich twórców należał m.in. Marian Hemar, jeden z najwybitniejszych polskich twórców piosenki, a także jego kuzyn – Stanisław Lem. Co prawda Lem mógł przyjechać po latach do Lwowa, jednak nie przyjął zaproszenia – uważał, że sowieckie miasto może zniszczyć jego piękne wspomnienia z młodości.
Lwowska rozgłośnia Polskiego Radia nadawała audycję „Wesoła Lwowska Fala”, która sprawiała, że ulice miasta pustoszały, a ludzie gromadzili się przy radioodbiornikach. Główną atrakcją programu byli Szczepcio i Tońcio, choć w gwarze lwowskiej brzmiałoby to „Szczepciu” i „Tońciu”.
Lwów to miasto, w którym rozwijała się nauka. Stefan Banach i Hugo Steinhaus stanowią filary lwowskiej szkoły matematycznej. Banach dał matematyce polskiej więcej niż ktokolwiek inny, a także, na co zwracają uwagę autorzy, „sprawił, że Polacy pozbyli się kompleksu niższości w naukach ścisłych”. We Lwowie nad szczepionką przeciwtyfusową pracował profesor Rudolf Weigl. „Wielki polski uczony czuł się Polakiem, choć w jego żyłach nie płynęła ani jedna kropla polskiej krwi. Nigdy też nie został należycie doceniony za swoje osiągnięcia, a przecież w pewnością należała mu się Nagroda Nobla” – uważają Sławomir Koper i Tomasz Stańczyk.
„Za najważniejsze polskie nekropolie uważane są warszawskie Stare Powązki, krakowski cmentarz Rakowicki, wileńska Rossa i lwowski Łyczaków. Najstarszą z nich jest ta ostatnia, a jej początki sięgają 1786 roku. To wyjątkowa nekropolia, gdyż jej rola nigdy nie miała ograniczać się wyłącznie do funkcji typowo cmentarnych. Ze względu na swój krajobrazowo-parkowy charakter cmentarz miał się stać terenem spacerów mieszkańców Lwowa, miejscem skłaniającym do refleksji i zadumy nad życiem wiecznym i doczesnym” – wskazują autorzy. Wśród pochowanych tutaj zmarłych znaleźli się m.in. Maria Konopnicka, Gabriela Zapolska, Stefan Banach, Artur Grottger czy Władysław Bełza. Jak się dowiadujemy, „nekropolia na Łyczakowie jest najlepszym dowodem, że można wysiedlić ludność, fałszować historię, ale nie można wymazać z pamięci ludzi, których groby przetrwały do dnia dzisiejszego. Zapewne dlatego Sowieci z taką pasją niszczyli polskie cmentarze na Ziemiach Utraconych, jednak na szczęście Łyczakowa czy Rossy nie zdołali zlikwidować”.
Lwów jest miastem, w którym narodziła się polska piłka nożna. „Chociaż we Lwowie działało jeszcze kilka innych klubów, to miasto elektryzowała wyłącznie rywalizacja pomiędzy Pogonią a Czarnymi” – czytamy. Lwów jest również kolebką strzelców i harcerzy. Zajmował on drugie miejsce, po Wilnie, w sercu Józefa Piłsudskiego, który uważał to miasto za kolebkę ruchu wojskowego.
Autorzy przypomnieli również postać Henryka Zbierzchowskiego, czyli ostatniego barda Lwowa. „Gdyby w pierwszej połowie XX stulecia zapytać nad Pełtwią, który z literatów jest prawdziwym symbolem miasta, odpowiedź mogła być tylko jedna: +pisarz tak lwowski, że dość mu trzech słów: Lwów to Zbierzchowski, Zbierzchowski to Lwów” – czytamy.
Z książki można dowiedzieć się także o religijnym życiu miasta – polskich Ormianach, dla których Lwów był stolicą, kontrowersyjnym metropolicie Andrzeju Szeptyckim czy o społeczności żydowskiej.
Autorzy opisali również wielką zbrodnię z namiętności, jaką było zamordowanie lwowskiej aktorki, Antoniny Ogińskiej-Szenderowiczowej, przez Kazimierza Lewickiego dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia w 1919 roku. „Warszawa miała swoją Marię Wisnowską zastrzeloną przez oficera huzarów, a Lwów, Antoninę Ogińską-Szenderowiczową. Obie były znanymi aktorkami, obie też zginęły z rąk zazdrosnych kochanków. Jednak o ile historia Wisnowskiej do dziś wzbudza emocje, śmierć jej młodszej koleżanki została już niemal całkiem zapomniana” – czytamy.
Lwowem wstrząsnęło również zabójstwo Andrzeja Potockiego, namiestnika Galicji. „Zamach na namiestnika Galicji Andrzej Potockiego wstrząsnął nie tylko Lwowem i Galicją, lecz również całymi Austro-Węgrami, był to bowiem pierwszy mord polityczny w cesarsko-królewskiej monarchii Habsburgów” – wskazują Koper i Stańczyk.
Autorów zainteresowała także inne sprawa kryminalna – sprawa Rity Gorgonowej. Lwowski proces z przełomu kwietnia i maja 1932 roku był najgłośniejszą sprawą sądową II Rzeczypospolitej, a rozprawa przykuła uwagę całego kraju. „Gdy kilka lat temu autorzy tej książki chcieli ustalić położenie grobu Elżbiety Zaremby, zapytali o to w kasie biletowej Cmentarza Łyczakowskiego. A kiedy zaczęli wyjaśniać, że chodzi o ofiarę Rity Gorgonowej, ostro zaprotestował jeden z przewodników, który stwierdził, że wcale nie wiadomo, kto zamordował dziewczynę, a dwa wyroki skazujące niczego nie zmieniają” – wspominają autorzy.
W okresie międzywojennym Lwów był zresztą miastem konfliktów. Jak wskazują autorzy książki, „wbrew powszechnie panującym opiniom Lwów w czasach II Rzeczypospolitej był wyjątkowo niespokojnym miastem. Regularnie wybuchały tu konflikty polsko-ukraińskie i polsko-żydowskie, a zamieszki i burdy utrudniały życie mieszkańców. Notowano nawet ofiary śmiertelne”.
Historia Lwowa to również historia jego bohaterskich obron. Pierwsza z nich – z listopada 1918 roku – kojarzy się najczęściej z dzielnymi lwowskimi orlętami. „W pierwszych dniach walk zgłaszali się głównie młodzi i bardzo młodzi ochotnicy. Ich zapał pociągał starszych i niezdecydowanych” – czytamy. Niemal natychmiast po zakończeniu walk o Lwów powstał projekt założenia cmentarza dla jego obrońców.
Z kolei druga obrona Lwowa miała miejsce we wrześniu 1939 roku. Wybuch II wojny światowej przyniósł powolny kres polskiego Lwowa. Był to czas dwóch okupacji – sowieckiej i niemieckiej. Sowieci od początku swojej obecności w mieście w 1939 roku dzaczęli wprowadzać swoje porządki – aresztowania, deportacje ludności. Z kolei w lipcu 1941 roku Niemcy dokonali mordu na polskich profesorach. „Egzekucja dokonana o świcie 4 lipca 1941 roku na Wzgórzach Wuleckich przez niemiecki oddział pod dowództwem Eberharda Schöngartha była częścią rozpoczętej we wrześniu 1939 roku rozprawy z polską inteligencją. Lwowski mord kryje jednak w sobie tajemnicę. Dlaczego właśnie tych, a nie innych uczonych postanowiono zamordować? I dlaczego większość z nich stanowili lekarze?” – zastanawiają się autorzy.
W lutym 1946 roku zaczęła obowiązywać sowiecko-polska umowa o granicy. Od tego momentu w świetle międzynarodowego prawa Lwów znalazł się w granicach Związku Sowieckiego. „Zaczęło się zmieniać jego oblicze, nie tylko z powodu opuszczenia miasta przez Polaków i zasiedlenia ich domów przez Ukraińców i Rosjan. Miasto zostało całkowicie przemeblowane według sowieckich wzorców” – wskazują autorzy.
„II wojna światowa sprawiła, że Lwów, jedno z trzech najważniejszych polskich miast (obok Warszawy i Krakowa), znalazł się poza granicami Polski. Ludność została wysiedlona, a samą nazwę miasta za czasów PRL niemal zupełnie wymazano z polskiej historii. Owszem, dopuszczano polską przynależność Lwowa, ale właściwie tylko za czasów Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Natomiast o późniejszych latach wspominano jak najmniej” – czytamy.
Książka „Ostatnie lata polskiego Lwowa” Sławomira Kopra i Tomasza Stańczyka ukazała się nakładem wydawnictwa Fronda.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/