W historii polskiego przemysłu żadna inwestycja nie miała tak wielu negatywnych skutków, jak budowa Huty Katowice. Ogółem straty związane z realizacją inwestycji wyniosły około miliarda dolarów – pisze w książce pt.: „Planista” Jerzy Gwiaździński ekonomista specjalista ds. hutnictwa, który w czasach PRL przez niemal 40 lat związany był Komisją Planowania, pełnił funkcję jej wiceprzewodniczącego.
Jerzy Gwiaździński swoją pracą podtrzymywał komunistyczny system, jednak – jak podkreśla we wstępnie do „Planisty” Zbigniew Gluza, redaktor i współtwórca Ośrodka Karta – jest on dziś szczególnym świadkiem epoki, który dzięki swemu dawnemu statusowi odsłania ówczesne mechanizmy rządzenia. Gwiaździński „człowiek planu centralnego wskazuje zasadnicze źródła gospodarczego upadku reżimu”.
Jerzy Gwiaździński w „Planiście” snuje opowieść na temat niemal całego życia, jednak – co zrozumiałe – najwięcej miejsca poświęca na czas pracy w Komisji Planowania, organie odpowiedzialnym za centralne sterowanie gospodarką PRL. Był z nią związany w latach 1951-1987. I choć – jak przyznaje – uważał system planowania centralnego za odpowiednie narzędzie w dziedzinie gospodarczej, to jednak bezlitośnie wskazuje na „nieprawidłowości” i „wypaczenia”.
Według Gwiaździńskiego w peerelowskiej gospodarce tak naprawdę rządziły grupy nacisku dbające przede wszystkim o swoje interesy, nawet gdyby miały stać w sprzeczności z interesami kraju. Grupy były zainteresowana prowadzeniem inwestycji, wykonywaniem nieraz zupełnie niepotrzebnych projektów. „Grupy nacisku wchodziły w symbiozę z miejscowymi komitetami wojewódzkimi, które też były zainteresowane maksymalizacją nakładów, jakie dane województwo otrzyma” – wyjaśnia w książce.
Podkreśla, że „nie było obiektywnych narzędzi ograniczających wielkość inwestowania”. „Grupy nacisku domagały się coraz większych środków i aby mieć pretekst do ich otrzymania, wymyślały coraz to nowe projekty ekspansji produkcji” – ocenia po latach.
Aby zracjonalizować planowanie opracowano metodę oceny efektywności inwestycji. Jednak okazało się, że „aby za wszelką cenę uzyskać środki inwestycyjne, resorty przemysłowe, zjednoczenia, biura projektowe fałszowały poszczególne składniki rachunku, przyjmując – na przykład – że w eksporcie uzyska się ceny wyjątkowo korzystne, to samo miało dotyczyć długości cyklu budowy, terminu dojścia do pełnej zdolności produkcyjnej”.
Dla Jerzego Gwiaździńskiego najbardziej jaskrawym przykładem ukazującym patologię systemu była decyzja o budowie Huty Katowice. „Według ówczesnych wskaźników kapitałochłonności (przyjmując, że będzie to huta bez koksowni i walcowni, wytwarzających gotowe wyroby) koszt jej można oszacować na około 50 miliardów ówczesnych złotych. Skalę produkcji ustalono w oderwaniu od krajowego rynku, co z góry skazywało ją na nieopłacalność. Dla porównania nakłady inwestycyjne na całe hutnictwo w latach 1971–75 miały wynosić około 30 miliardów ówczesnych złotych. Decyzja, która w przyszłości miała zaważyć na losie całej gospodarki, została podjęta w gronie paru osób” – czytamy we wspomnieniach „planisty”.
„Dla [Edwarda] Gierka i Zdzisława Grudnia, biednych reemigrantów z Belgii i Francji, hutnictwo żelaza, na które patrzyli przez pryzmat dziewiętnastowiecznych okularów, było podstawą zamożności krajów, w których przyszło im pracować. Pamiętali zapewne biedę na Śląsku i bogactwo niemieckich koncernów hutniczych. Zafascynowani byli też gigantycznymi hutami w Związku Sowieckim” – wyjaśnia Gwiaździński.
Autor wspomnień nie ma wątpliwości, że „w historii polskiego przemysłu żadna inwestycja nie miała tak wielu negatywnych skutków”. „W czasie realizacji tzw. pierwszego etapu, w latach 1972–76, powstały straty wskutek antycypowania środków pod drugi etap budowy, które praktycznie nigdy nie zostały wykorzystane. Z poniesionych w tym okresie na budowę nakładów w wysokości 120 miliardów ówczesnych złotych około jedna czwarta (czyli niebagatelna kwota rzędu 30 miliardów złotych) została bezproduktywnie stracona” - tłumaczy.
Przypomina, że „w latach 1977–80 zaangażowanie się w drugi etap budowy spowodowało stratę w wysokości około 30 miliardów złotych”. Szacuje, że ogółem straty związane z realizacją inwestycji wyniosły około miliarda dolarów. „Na Śląsku budowa zdezorganizowała transport kolejowy, zakłóciła gospodarkę wodną i komunalną. (…)W niektórych rejonach brakowało wody pitnej, którą trzeba było dowozić w cysternach – jej zasoby zostały bezprawnie przydzielone Hucie Katowice” - wylicza.
Budowa Huty Katowice przyczyniła się również do katastrofalnego zadłużenia. „Właśnie dla jej realizacji zaczęto importować na kredyt cement, wyroby hutnicze, kable, łamiąc zasadę, że na kredyt można kupować tylko maszyny i urządzenia” – pisze Gwiaździński. „Planista” obala mit, jakoby budowa Huty Katowice miała służyć celom zbrojeniowym. „I to nie jest prawdą. Jej program produkcyjny nie odpowiadał potrzebom przemysłu zbrojeniowego” – zapewnia.
Jerzy Gwiaździński, mimo że w swoich wspomnieniach koncentruje się na gospodarce wskazuje na styl sprawowania władzy. Czymś oczywistym było np. nadużywanie alkoholu. „To plaga: na wyższych szczeblach administracji wódki i innych mocnych alkoholi było morze. Strumienie wódki wlewały się kilkoma kanałami. Pierwszy to oficjalne przydziały – na szczeblu ministra otrzymywało się miesięcznie kilka butelek winiaku. Drugi to relatywnie tani alkohol pochodzący z „Baltony” i regularnie przywożony do kraju przy okazji licznych podróży służbowych za granicę. Wreszcie trzeci, pochodzący z normalnej sieci handlowej, a kupowany na rachunki przy okazji różnych uroczystości – jako kawa czy jakieś dania, które miały być podawane w przerwie narady czy konferencji. Wliczano to do rachunku, a w rzeczywistości podawano wódkę. Wszystkie bufety czy stołówki były w tej działalności wyspecjalizowane” - pisze.
We wspomnieniach nie brakuje również historycznych informacji, które dziś zaskakują. W połowie lat 70. zapadła decyzja zakupu komputerów w firmie IBM. „ Mnie polecono to robić. (…) Do USA musiałem pojechać, bo tam miałem być przesłuchany przez przedstawicieli administracji, do jakich celów będziemy wykorzystywali zakupiony sprzęt. Przesłuchiwał nas sympatyczny pułkownik z Pentagonu. Ostatecznie firmy otrzymały pozwolenie na eksport do Polski komputerów każdy po 1 MB pamięci” – relacjonuje po latach. Dodaje: „W imieniu Komisji Planowania podpisywałem kontrakt z IBM na dostawę komputera, o wartości 18 milionów dolarów. Takie wówczas były ceny”.
Książkę „Planista. Cztery dekady wewnątrz gospodarki centralnie sterowanej” ukazały się nakładem Ośrodka Karta.
Autor: Wojciech Kamiński
wnk/ szuk/