„Robiłyśmy, co się dało, by choć tyle współczucia okazać tej skrwawionej, bólem szarganej Matce – Ojczyźnie: bronić, ratować, wspierać jej siły w agonii” – czytamy w kronice powstańczej jednego z zakonów.
Agata Puścikowska opisała historie dwudziestu czterech zgromadzeń, które w czasie Powstania Warszawskiego przebywały i działały na terenie Warszawy oraz jej okolic. Samarytanki, honoratki, benedyktynki sakramentki, marylki, dominikanki, franciszkanki od cierpiących, obliczanki, karmelitanki, franciszkanki misjonarki Maryi, nazaretanki, urszulanki Unii Rzymskiej, pasjonistki, Ósemka, zmartwychwstanki, franciszkanki Służebnice Krzyża, westiarki, wizytki, urszulanki szare, franciszkanki Rodziny Maryi, felicjanki, niepokalanki, elżbietanki, sługi Jezusa, szarytki – siostry zakonne z tych zgromadzeń stały się bohaterkami książki.
Przed siostrami zakonnymi historia postawiła ważne zadanie do wypełnienia – miały ratować, wspierać bezbronnych i opiekować się nimi, a także walczyć o wolność i godność człowieka wszelkimi możliwymi sposobami. „Niezależnie od charakterów, sposobu bycia, pochodzenia, formacji zadania te starały się wypełnić jak najlepiej, choć na różne sposoby” – wskazuje Agata Puścikowska.
Jak dowiadujemy się z książki, niektóre z sióstr wiedziały, że niebawem w Warszawie wybuchnie powstanie, np. honoratki dowiedziały się o tym 1 sierpnia już około godziny jedenastej. Dzisiaj trudno jest nam powiedzieć, skąd mogły taką wiedzę posiąść. Jedna z nich, siostra Paschalisa, w swoich wspomnieniach nie podała danych informatora. „Zresztą w czasach pełnej konspiracji wszystko dzieje się w tajemnicy. Jednak fakt, że siostry dowiedziały się o powstaniu z samego rana, świadczy o tym, że musiały mieć kontakty z AK” – czytamy.
Trudno jest ustalić, ile dokładnie sióstr zakonnych przebywało w Warszawie w czasie okupacji i Powstania Warszawskiego. Jak wylicza autorka, z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że było ich nie mniej niż tysiąc, uwzględniając siostry najmłodsze, postulantki i nowicjuszki. W niektórych zgromadzeniach sióstr było kilkadziesiąt, a nawet i więcej, z kolei inne domy zakonne liczyły zaledwie kilkanaście sióstr. Co więcej część zgromadzeń miała kilka domów w Warszawie, również siostry mieszkały także przy szpitalach i prowadzonych przez siebie zakładach i razem ze swoimi podopiecznymi wielokrotnie podczas wojny zmieniały miejsce zamieszkania.
Zmagania jednego z zakonu – sakramentek – opisał nawet Miron Białoszewski w „Pamiętniku z Powstania Warszawskiego”. „A sakramentki się paliły. I latały w welonach. I biły świnie i krowy. Codziennie. I rozdawały ludziom. I przyjmowały, i opatrywały u siebie ludzi. Coraz większe gromady. Tysiące” – czytamy.
Kilka dni po wybuchu powstania, kiedy Stare i Nowe Miasto walczyły, broniły i wykrwawiały się, sędziwa podprzeorysza Roma Koperska oznajmiła wzruszona: „Od 250 lat nie było precedensu, aby została złamana klauzura, która jest znamieniem naszego zakonu. Ale ta chwila dla Polski jest tak osobliwa, że zgadzam się”. Z kolei Matka Janina Byszewska, przeczuwając los klasztoru i chroniących się cywilów, mówiła: „Przyjmujemy wszystkich otwartymi ramionami i sercem. Podzielimy się z wami, czym tylko będziemy mogły. Ale prosimy was, abyście w razie jakiegoś nieszczęścia, nie mieli do nas żalu”.
Do zamkniętego klasztoru ewakuowane zostały dwa szpitale, a setki mieszkańców Warszawy znalazło tam schronienie i żywność. „Trwają w niedoli razem: kobiety, dzieci, zakonnice, księża, ukryci w klasztornych i kościelnych piwnicach aż do wspólnej zagłady 31 sierpnia 1944 roku. Zginęło wtedy tysiąc cywilów, w tym trzydzieści pięć zakonnic ze Zgromadzenia Benedyktynek od Nieustannej Adoracji Najświętszego Sakramentu. Ocalało dwanaście mniszek” – czytamy.
Jak czytamy, „zakonnice wraz z ludnością cywilną zmuszone były zamieszkać w piwnicach, przyszło im też wynosić rannych spod ostrzału, ratować sieroty, ukrywać powstańców i cieszyć się z ich sukcesów, przeżywać porażki”. Część została nawet potem wygnana z Warszawy, by przejść piekło obozu przejściowego w Pruszkowie, a później wywozu do Rzeszy.
„Po pięciu tygodniach pobytu w piwnicach znów możemy patrzeć na słońce, z początku razi ono trochę. Nad Wisłą ustawiają nas w piątki, oglądamy się na nasze kochane gruzy: czy je jeszcze kiedyś zobaczymy? Choć tak straszne z wyglądu, są nam tak drogie, bo tyleśmy w nich przeżyły, i została w nich nadzieja – Wolnej Polski” - wspominała s. Paschalisa Zora, honoratka.
Zakonnice żyły rytmem miasta, były wraz z jego mieszkańcami na dobre i na złe. Gdy przyszedł dla Warszawy czas próby, była to również ich próba, a w żaden sposób nie starały się jej uniknąć. Jak pisze autorka, „mimo że do samej idei powstania podchodziły bardzo różnie, miasta ani jego mieszkańców nie pozostawiły bez opieki i wsparcia. W czasie wojny stały się rodzajem armii. Walczącej nie orężem, lecz umiejętnościami, formacją, modlitwą, wytrwałością w pracy. Miały doświadczenie pielęgniarskie i lekarskie. Niektóre z nich były zaprzysiężone w Armii Krajowej. Poświęcenie dla kraju, również kraju zniewolonego, było ich powinnością”.
Książka „Siostry z powstania. Nieznane historie kobiet walczących o Warszawę” Agaty Puścikowskiej ukazała się nakładem wydawnictwa Znak.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/