Nienawiść do komunizmu, krytyka społeczeństw Zachodu, wyśmiewanie się z poprawności politycznej, kąśliwe uwagi na temat kobiet i wyrzekanie na los emigranta - to motywy przewijające się przez właśnie opublikowaną korespondencję Sławomira Mrożka i Leopolda Tyrmanda.
Dariusz Pachocki, który listy opracował, podkreśla we wstępie, że edycja korespondencji Mrożka i Tyrmanda dla wielu może być zaskoczeniem. Z opracowań dotyczących obu twórców nie wynika, że łączyła ich jakaś szczególna więź, dopiero korespondencja daje wgląd w ich wzajemny stosunek. Poznali się na początku lat 60. przez Barbarę Hoff, wówczas żonę Tyrmanda. Katalizatorem tej przyjaźni stała się emigracja obu pisarzy, a głównym tematem ich korespondencji – omawianie ciężkiej doli emigranta. Pachocki stawia tezę, że im ciężej bywało Tyrmandowi i Mrożkowi, tym ciekawsze listy powstawały. Gdy obaj pisarze osiągnęli pewną stabilizację, listy zaczęły się stawać coraz bardziej zdawkowe.
"Zrodziła się między nami dziwna wspólnota, nikt by takiej w Polsce nie przewidział, a mimo to jest. Tak to czytam i myślę sobie, że rozmawiamy we czwórkę: Ty, ja i każdy ze sobą, przez długie lata (...) To osobliwe Sławek, ale ja w Polsce nie dostrzegałem specjalnych analogii miedzy Tobą a mną. A tu teraz nagle widzę, że się w identycznie tym samym kwasie kisisz, to samo Cię żre, przez to samo nie śpisz" – zauważa Tyrmand.
Pierwszy z Polski wyjechał Mrożek w lecie 1963 roku. Chwilowo osiadł we Włoszech. Tyrmand opuścił Polskę dwa lata później, po kilu miesiącach podróżowania po Europie i Izraelu wyjechał do USA. Żaden z nich nie planował wyjazdu na zawsze. Obaj mieli problemy finansowe, obaj przeżywali problemy związane z organizowaniem sobie życia od nowa. Obaj też mieli poczucie, że są już w wieku, gdy trudno rozpocząć nowe życie. "Senatorze Kochany" – pisze Tyrmand – "Przeżywam tragedię i to prawdziwą, niekłamaną literacko, biologiczną: łysieję. Po raz pierwszy spotykam się z fizycznym ubywaniem mego organizmu, przeto – sam rozumiesz - strach mnie ogrania przed niewiadomym".
"Będziemy więc łysieć razem, ja to już umiem" – pociesza Mrożek.
Ważnym tematem korespondencji pisarzy jest ich tożsamość. "Na znalezieniu rozsądnego stosunku mojego do polskości upływa mi – między innymi życie" – pisze Mrożek porównując swój związek z polskością do związku z własną fizycznością. "Nie jestem z niej w pełni zadowolony, ale nie ja ją wybierałem. Spędziłem pierwsze trzydzieści trzy lata w Polsce, jako jej uczestnik, to jest materiał, z którego muszę snuć, takie dano mi karty". Jego zdaniem większości Polaków "polskość służy do ciamkania. Czasem do szantażu, czasem jako śpiwór". On sam widzi swoją polskość jako materiał, z którego próbuje skonstruować narzędzie do poznawania świata.
W połowie 1968 r. Tyrmand pisał: "Myślę, że mam za sobą pewne doświadczenia, przez które Ty jeszcze będziesz przechodzić. W pierwszym rzędzie jest to abominacyjny +disgust+ własnym narodem: zaczynam się zastanawiać, czy nie straciłem czterdziestu paru lat na bycie Polakiem?". Tyrmand przyznaje, że z perspektywy lat jego decyzja o powrocie po wojnie do Polski mogła nie być tą właściwą. "Wróciłem powodowany najtańszymi sentymentami, co nie jest ani rozsądne, ani chwalebne. Chciałem zostać pisarzem i wierzyłem, że nie ma innej ojczyzny jak język". Sądzi, że gdyby nie był Polakiem, byłoby mu "lepiej, prościej, poręczniej", a istota polskości polega na swego rodzaju niemożności, impotencji, czego chwilami ma serdecznie dość.
W sierpniu 1968 r., po wkroczeniu do Czechosłowacji wojsk Układu Warszawskiego, Tyrmand na łamach "New York Timesa" symbolicznie zrzekł się obywatelstwa polskiego. Mrożek protestuje przeciwko inwazji w "Le Monde" i "Kulturze" paryskiej, po czym występuje o azyl we Francji. Dla obu jest to symboliczne zamknięcie pewnego etapu życia – obaj wybierają emigrację jako sposób na życie.
Tyrmand, początkowo związany z "NYT", z biegiem lat coraz bardziej czuje się rozczarowany amerykańska lewicą, dryfuje w stronę konserwatyzmu. W Mrożku znajduje wdzięcznego partnera do wyśmiewania lewicowej poprawności politycznej. "Te chuje nie dopuszczą Cię do głosu, jeśli przypomnisz, że to wprawdzie biali uciskali Murzynów, ale ci sami biali doszli do wniosku, że to nieładnie. Że gdzie indziej zawsze postępowano wedle woli, tylko w tej ohydnej, nieszczęsnej Europie wynaleziono sumienie, sprawiedliwość społeczną itp. To właśnie je gubi, bo gdyby biała cywilizacja nie bawiła się w myślenie i skrupuły, gdyby dawała całemu światu w dupę konsekwentnie i bez troski, inni nadstawialiby dupy i szanowaliby za konsekwentne bicie. A tak nie szanują" – pisze Mrożek.
W listach widać jak pomiędzy pisarzami kształtuje się wspólnota przyjaźni samotnych wojowników, którzy kontakty z kobietami traktują jako stratę czasu, przeznaczonego na uprawianie sztuki i walkę o pryncypia. Mrożek zauważa: "Kiedy myślę o Tobie ukazuje mi się postać samotnego fightera-trapera (...). Odnoszę wrażenie, że walczysz z kobietami. Nie możesz się z nimi pogodzić i nie o to chodzi – powinieneś czy nie - ale o to, że tu już na pewno nie ma wygranej" – pisze autor "Tanga". Próbując zdefiniować rodzaj problemu, jaki obaj mają w kontaktach z żywiołem kobiecym nazywa je "mistrzyniami w nieokreślonym".
Tyrmand rozwija temat: "Zacznijmy od kobiet. Masz rację, ja jestem ich przeciwnikiem, może nawet wrogiem. (...) Niemniej na kobiety, jak słusznie piszesz, trzeba się zgodzić, jest to jedyny sposób na osiągnięcie tzw. wygodnej obojętności, czyli tzw. spokoju. Ja, jak to słusznie widzisz w daleko szerszym sensie, jestem czcicielem porządku. Wobec tego, bez niepotrzebnych egzegez, nigdy nie mogłem się zgodzić na kobietę jako na podmiot. (...) Rzecz ciekawa, że przez całe moje życie kobiety uważały mnie za przyjaciela. To znaczy ich przyjaciela, znającego je, rozumiejącego ich sprawy, w związku z tym oddanego i skłonnego do dalekich przebaczeń" – pisze Tyrmand w 1969 r., dodając: "Jest gdzieś we mnie ciepłe zrozumienie wroga, jakaś dla niego czułość, i to jest, jak sam dobrze o tym wiesz, życie".
Ton dystansu wobec świata kobiet zaczyna w jego listach ustępować, gdy poznał swoją trzecią żonę, Mary Ellen. Od tego czasu listy Tyrmanda do Mrożka zawierają coraz więcej informacji o szczęśliwym pożyciu małżeńskim, a w końcu przechodzą w zwyczajowe życzenia przesyłane przyjacielowi z czasów kawalerskich przez statecznego i zadowolonego z życia ojca rodziny. W latach 70. listy stają się coraz rzadsze. W ostatnim liście Tyrmanda z 1982 r. zamiast pożegnania i podpisu widnieje okrzyk "Śmierć Sowietom!". Tu korespondencja się urywa. Trzy lata później, w marcu 1985 r., podczas urlopu na Florydzie, Tyrmand umiera na zawał serca.
Książka "Sławomir Mrożek, Leopold Tyrmand. W emigracyjnym labiryncie. Listy 1965-1982" ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego. (PAP)
autor: Agata Szwedowicz
edytor: Paweł Tomczyk
aszw/ pat/