Czy są takie więzienia, z których Polacy nie potrafiliby uciec? Czy jest coś, co mogłoby powstrzymać ich przed udaną ucieczką? W swojej książce Andrzej Fedorowicz, opisując, słynne ucieczki Polaków, pokazuje, że właściwie nie.
W 1901 roku Józef Piłsudski, aby uciec z carskiej twierdzy, postanowił symulować chorobę psychiczną. „W szpitalu, gdzie na jednego lekarza przypadało 150 pacjentów, leczenie psychiatryczne było fikcją. Sprowadzało się głównie do stwierdzenia każdego dnia licznych obrażeń cielesnych wśród podopiecznych, którzy zadawali je sobie i innym w czasie ataku szału. Wiele obrażeń było też dziełem niższego personelu, traktujących chorych jak zwierzęta, lekarze-psychiatrzy musieli więc częściej występować w roli zszywających rany chirurgów niż w swojej właściwej specjalności. W takim właśnie miejscu miał spędzić kolejne miesiące na obserwacji Józef Piłsudski” – czytamy w książce.
Szpital św. Mikołaja Cudotwórcy, w którym znalazł się Piłsudski, był dobrze pilnowany, jednak władze carskie nakazały umieszczenie go w izolatce. Wynikało to z tego, że był jedynym więźniem politycznym w placówce, a do tego doświadczonym konspiratorem. Obawiano się, że może sprawiać problemy lub będzie próbował uciec. Ostatecznie z pomocą spiskowców uciekł przed przygotowywanym procesem pokazowym.
Z Estonii do Anglii pod nosem Niemców. Bez map i bez uzbrojenia. Tropiony przez Kriegsmarine i flotę sowiecką na Bałtyku dniem i nocą. Właśnie tak jesienią 1939 roku z internowania w Tallinie uciekał polski okręt podwodny „Orzeł”. 7 października, dwadzieścia dni po ucieczce z Tallina, kapitan Jan Grudziński zwołał zebranie załogi. Wówczas powiedział: „Panowie, jesteśmy już prawdopodobnie ostatnimi walczącymi polskimi żołnierzami. Nie wiemy, co się stało z pozostałymi okrętami naszego dywizjonu. Do wykonania pozostaje nam ostatni rozkaz – przedostać się do Anglii i tam rozpocząć walkę na nowo”. Po trwającej niemal cztery tygodnie ucieczce, „Orzeł” przypłynął do portu w Rosyth.
Z kolei Edward Rydz-Śmigły uciekł się z internowania w Rumunii i przez trzy granice, dotarł do Warszawy. Jak pisze Andrzej Fedorowicz, „ta ucieczka postawiła na nogi służby wywiadowcze kilku państw. W nocy z 15 na 16 grudnia 1940 roku z miejsca internowania w rumuńskim kurorcie Dragoslavele zniknął 54-letni Edward Śmigły-Rydz, marszałek Polski, który dowodził jej obroną w wojnie z Niemcami. Kto go wywiózł i co się z nim stało, nie wiedział nikt. Rumuni podejrzewali Brytyjczyków, Brytyjczycy Niemców, Niemcy Polaków, brano też pod uwagę Rosjan. Tymczasem jeden z najbardziej rozpoznawalnych ludzi w Europie zapadł się jakby pod ziemię”.
Autor w książce przedstawił również ucieczkę trzech konspiratorek - Ewy Dreżepolskiej, Teofili Ull i Zofii Przybytkowskiej – które 16 stycznia 1942 roku uciekły z warszawskiego więzienia na Pawiaku. Andrzej Fedorowicz opisał również kochanków z Auschwitz, czyli Jerzego Bieleckiego i Cylę Cybulską, którzy w lipcu 1944 roku, w filmowych okolicznościach, opuścili chyłkiem największy obóz śmierci okupowanej Europy. „Do ucieczki Jerzego Bieleckiego i Cyli Cybulskiej los dopisał niesamowite zakończenie. Gdy znaleźli się w rodzinnych stronach Jurka, byli bezpieczni, ale musieli się rozdzielić” – czytamy. Chociaż w linii prostej dzieliły ich 23 kilometry, to nie zobaczyli się przez kolejne 39 lat.
Czytelnik przeczyta także o ucieczce pilota Franciszka Jareckiego, który 5 marca 1953 roku, siedząc za sterami bojowego MIGa postanowił uciec z Polski. Ucieczka Jareckiego nie była jedyną ucieczką polskiego pilota. Dwa i pół miesiąca po ucieczce Jareckiego z bazy w Malborku uciekł taką samą maszyną 22-letni podporucznik Zdzisław Jaźwiński, a 25 września 1956 roku uciekł podporucznik Zygmunt Gościniak z pułku z Zegrza Pomorskiego. „Chociaż młodzi piloci zostali oskarżeni przez komunistyczny reżim o dezercję i skazani zaocznie na kary śmierci, dla wielu Polaków stali się bohaterami. Pokazali bowiem nie tylko wielką odwagę i desperacką wręcz determinację w dążeniu do wolności. Przede wszystkim udowodnili, że komunistyczny reżim nie może liczyć na poparcie nawet swoich najlepszych +janczarów+ – wskazał Fedorowicz.
Książkę zamyka historia ucieczki z Warszawy pułkownika Ryszarda Kuklińskiego oraz jego rodziny. Do dziś nie wiadomo, w jaki sposób ten super-szpieg uciekł przed kroczącymi za nim polskimi i sowieckimi służbami. „Jest 11 listopada 1981 roku. W bazie lotniczej Andrews koło Waszyngtonu ląduje wojskowy samolot z zachodnich Niemiec. Błyskawicznie otaczają go agenci CIA i żołnierze sił powietrznych z bronią gotową do strzału. Takie środki ostrożnie towarzyszyły dotąd tylko wizytom prezydentów, tymczasem samolotem przyleciała zwykła, wydawałoby się, rodzina” – czytamy.
Książka „Słynne ucieczki Polaków 2” Andrzeja Fedorowicza ukazała się nakładem wydawnictwa Fronda.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/