Wydawałoby się, że o stanie wojennym napisano już wszystko. Tak jednak nie jest i dotyczy to zarówno władz, jak i opozycji – zauważają historycy Sebastian Ligarski i Grzegorz Majchrzak.
Najnowsza publikacja upamiętniająca czterdziestą rocznicę przejęcia władzy przez juntę Wojciecha Jaruzelskiego na zaledwie 200 stronach syntetycznie przybliża kilka najważniejszych wątków wydarzeń, które doprowadziły do pogrążenia Polski na niemal dekadę w stagnacji. Autorzy zabierają również głos w dyskusji historyków, którzy rozważają rzeczywistą rolę Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Czy była to wyłącznie fasadowa konstrukcja mająca wzmacniać i legitymizować rzeczywistą władzę Jaruzelskiego, czy jednak rzeczywiste centrum podejmowania decyzji kluczowych dla losów Polski w latach 1981-1983? Nie udzielają jednoznacznej odpowiedzi, ale przybliżają szokującą, dla osób nie znających charakteru systemu totalitarnego, otwartość wojskowych w wyrażaniu opinii na temat metod prowadzenia „wojny polsko-jaruzelskiej”. „Prowadzić zdecydowanie i przy pomocy wszystkich dostępnych środków walkę ze zdeklarowanym, aktywnym politycznie przeciwnikiem. Jednocześnie budować cały system porozumienia narodowego na gruncie uznawania zasad ustrojowych, pozyskiwania ludzi chwiejnych, jeszcze wątpiących oraz neutralizowania ludzi niechętnych” – stwierdzano na jednym z posiedzeń WRON.
Sebastian Ligarski i Grzegorz Majchrzak wiele miejsca poświęcają również czynionym przez aparat propagandy przygotowaniom do „wariantu siłowego”. „W dziedzinie propagandowej uruchamia się zmasowaną akcję oddziaływania na społeczeństwo w celu przekonania wszystkich uczciwych obywateli o konieczności wprowadzenia stanu wojennego dla uniknięcia katastrofy narodowej. Odpowiedzialnością za to posunięcie władz obarcza się wrogie, reakcyjne organizacje i elementy” – pisano w dokumencie „Myśl przewodnia wprowadzenia na terytorium PRL stanu wojennego ze względu na bezpieczeństwo państwa” przygotowanym już pod koniec marca 1981 r. Bardzo istotnym wątkiem narracji propagandowej systemu komunistycznego było także przedstawienie ruchu „Solidarności” jako faktycznej agentury wywiadów państw zachodnich.
Z perspektywy czterech dekad znacznie bardziej zaskakujące wydają się późniejsze wskazówki dotyczące „strategii medialnej” władz stanu wojennego. Sugestie doradców junty Jaruzelskiego wybiegają poza przaśny i szary przekaz „Dziennika Telewizyjnego”. Sugerowano m.in. ograniczenie pokazywania wojska. „Utrzymywanie prestiżu wojska wymaga, tego aby jego obraz był zawsze związany z czymś ważnym, aby widok wojska nie był dewaluowany. Wobec tego wojska nie może być za dużo, musi się ono ukazywać odświętnie” – doradzał w kwietniu 1982 r. zespół psychologów i socjologów przy Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego. Jak zauważają autorzy, w opozycji do tych „wysublimowanych” wskazówek stały rzeczywiste działania wojska zmierzające do zastraszania społeczeństwa. Jednym z najbardziej spektakularnych były demonstracyjne defilady kolumn pancernych w centrach miast. „Każdy przejazd większych kolumn wojskowych ulicami miast budził grozę i strach oraz falę domysłów” – zauważają autorzy.
Sposobem na zastraszenie społeczeństwa była również inwigilacja rodzin zamordowanych w pierwszych dniach stanu wojennego i zmarłych w „niewyjaśnionych okolicznościach” w kolejnych miesiącach i latach rządów junty wojskowej. „Rodziny zamordowanych inwigilowano (przy wykorzystaniu resortowej agentury) w czasie zamawiania mszy czy kupowania wieńców – SB interesowały m.in. napisy na szarfach. Księży namawiano z kolei do odprawiania cichych modlitw i wygłaszania stonowanych kazań” – zauważają autorzy. W grudniu 1981 r. z krzyży na grobach poległych górników z „Wujka” ginęły tabliczki, które zawierały informacje o śmierci od kul milicjantów. Tego rodzaju praktyki władz nie zakończyły się wraz ze zniesieniem stanu wojennego. „Ostatni pochówek nadzorowany przez `smutnych panów` (ks. Sylwestra Zycha) miał miejsce już wyborach czerwcowych” – zauważają autorzy.
Autorzy dostrzegają również wzmocnienie opresyjnego charakteru systemu w stanie wojennym, nie tylko poprzez nadanie siłom bezpieczeństwa specjalnych uprawnień, ale również najściślejsze po 1956 r. podporządkowanie i zideologizowanie „wymiaru sprawiedliwości”. Nielegalne dekrety dotyczące wprowadzenia stanu wojennego bezprecedensowo wzmocniły rolę sądów wojskowych. Równolegle usuwano niedostatecznie „dyspozycyjnych” sędziów. Pozostali wydawali wyroki niemające związku z ideami sprawiedliwości. Marian Mizio, jeden z sędziów Sądu Wojewódzkiego we Wrocławiu, a w latach pięćdziesiątych funkcjonariusz UB, wydając wyrok w procesie dolnośląskiej „Solidarności” nie ukrywał motywacji swoich działań. „Nie będziemy się bawić w ceregiele – nie te czasy. Konstytucja konstytucją, a jak władza nie pozwala to nie wolno” – mówił na sali sądowej w marcu 1983 r. W 1988 r. został nagrodzony awansem do Sądu Najwyższego. W wymiarze sprawiedliwości pracował aż do przejścia na emeryturę w 1998 r.
Odpowiedź podziemnej „Solidarności” niejednokrotnie bywała niezwykle spektakularna. Zdaniem autorów szczególną rolę w podjętej walce z reżimem odgrywały próby przełamywania monopolu informacyjnego władz. W 1982 r. Grupa Specjalna Regionalnego Komitetu Wykonawczego NSZZ „Solidarność” pod kierownictwem Czesława Bieleckiego skonstruowała pierwszą tzw. gadałę – urządzenie do odtwarzania wcześniej nagranych audycji. Do historii przeszła „gadała” uruchomiona przy pomniku Gloria Victis na warszawskich Powązkach 1 sierpnia 1982 r. Pół roku później w wieczór sylwestrowy gadułę, ustawioną na terenie obecnej Szkoły Głównej Handlowej, usłyszeli więźniowie aresztu mokotowskiego. „Po zakończeniu audycji we wszystkich celach zaczęto walić w drzwi i menażki. Zrobił się niesamowity raban […]. Choć brzmi to absurdalnie, był to najpiękniejszy sylwester w moim życiu. To było bardzo podnoszące na duchu” – wspominała Zofia Romaszewska.(PAP)
Michał Szukała