Prawdę i mity o sowieckiej wygranej w II wojnie światowej opisuje historyk uważany w Rosji za „kontrowersyjnego”. Wielka Wojna Ojczyźniana – centralny punkt odniesień i dla władzy sowieckiej, i dla ekipy Putina – nie jest pasmem zwycięstw nad niemiecką armią. A strategia „zasypywania wroga trupami” spowodowała większe straty w ludziach niż te, jakie ponieśli inni uczestnicy wojny razem wzięci – podkreśla autor.
Sokołow wskazuje, że tylko ten okres historii jego kraju XX wieku to pozytywny mit historyczny. Zwycięstwo w „wielkiej wojnie ojczyźnianej” służy głównie jako narzędzie propagandy politycznej. Obejmuje wyłącznie wydarzenia, które można interpretować jako heroiczne. Historia jednak to także przestępstwa i hańba. Ale o tym milczy się w Rosji lub rzadko wspomina.
Szacunek do tradycji minionych pokoleń w Rosji to szacunek do tradycji totalitarnych i autokratycznych, gdyż innych w historii Rosji i ZSRS nie było – twierdzi Sokołow.
U podstaw mitu o wielkiej wojnie ojczyźnianej legły tezy, które Sokołow wylicza i kolejno obala. Nieprawdą jest bowiem, że ZSRS nie zamierzał napaść na Niemcy, czy to, jakoby
Niemcy ponosili dotkliwsze straty niż wojska sowieckie. ZSRS nie mógł także zwyciężyć bez pomocy zachodnich sojuszników.
Niemieckie siły lądowe rzeczywiście poniosły największe straty na froncie wschodnim, ale Związek Sowiecki bez wsparcia imperium brytyjskiego i USA nie dałby sobie rady. Natomiast, zdaniem historyka, zachodni sojusznicy mogliby wygrać bez Armii Czerwonej po użyciu przeciwko Niemcom bomby atomowej.
Stalin oraz jego generałowie zasypywali przeciwnika trupami. Wodzowi niepotrzebna była armia zawodowa, gdyż upatrywał w niej zagrożenie dla swej wszechwładzy. Wolał słabo wyszkolone oddziały poborowych, ślepo wypełniające rozkazy.
Sokołów podkreśla też, że Stalin był takim samym architektem wojny jak Hitler. Różnica polega na tym, że Hitler znalazł się po stronie zwyciężonych, a Stalin zwycięzców i mógł narzucić światu swój obraz wojny na Wschodzie.
Władza w Rosji nadal usprawiedliwia zaś stalinowską politykę.
Tabu pozostaje także kwestia sowieckich przestępstw wojennych w krajach Europy Wschodniej, w Niemczech oraz w Azji podczas wojny sowiecko-japońskiej. Wiele materiałów nadal też jest niedostępnych dla badaczy.
Różnica między dwoma totalitaryzmami, sowieckim i niemieckim, istniała, lecz dotyczyła odniesienia do wartości europejskiej cywilizacji. Nazizm kładł większy nacisk na sprawy rasowe, komunizm - na klasowe. Niemniej w razie potrzeby Hitler represjonował też komunistów czy katolików, Stalin zaś całe „skazane na zagładę narody”. Walczył ze „skundlonymi kosmopolitami”, a w latach Wielkiego Terroru rozstrzelał przedstawicieli „szczególnie niepożądanych” narodów, np. Niemców i Polaków.
Praktycznie wszystkie oskarżenia wysunięte w Norymberdze wobec nazistowskich Niemiec mogły obciążać ówczesny ZSRS – wskazuje Sokołow. Te twierdzenia nie mogą się w Rosji Putina podobać.
Najbardziej wstrząsające są w książce drobiazgowe wyliczenia sowieckich ofiar wojny. Rosyjskie oficjalne dane są bowiem kilkukrotnie zaniżane. A cena odparcia wroga była straszna - stalinowska strategia zasypywania trupami przyniosła wprawdzie wyzwolenie znacznego terytorium, ale i dramatyczny rachunek.
Według badań Sokołowa straty ZSRS w czasie wojny wyniosły od 40,1 do 40,9 mln ofiar śmiertelnych, z których na Armię Czerwoną przypada 26,9 mln (reszta to ofiary cywilne). Stosunek poległych i zmarłych w porównaniu z Wehrmachtem wyniósł średnio 10:1 na korzyść strony niemieckiej.
Podobną liczbę ofiar podawał w swej książce np. Wiktor Suworow, ale nie były to dane tak udokumentowane jak w dziele Sokołowa.
Autor pisze też o zbrodniach, o których rosyjska propaganda milczy. O tym, co działo się choćby w Prusach Wschodnich. Tak w swych pamiętnikach pisał o nich malarz Leonid Rabiczew:
„Na wozach, samochodami, piechotą starcy, kobiety i dzieci wszystkimi drogami uciekali na zachód. Nasi czołgiści, piechurzy, artylerzyści spychali do rowów furmanki wyładowane meblami, tobołkami. Spychali na bok starców i dzieci i tysiącami rzucali się na dziewczyny i kobiety […] Zalane krwią i tracące świadomość ofiary odciągane są na bok, a rzucające się im na pomoc dzieci żołdacy rozstrzeliwują. A dowódcy stoją i albo się śmieją, albo dyrygują — no, prędzej, następny!”
A potem gwałcić bezbronne ofiary przychodził kolejny oddział…
Historyk pisze też o sprawie polskiej, m.in. zbrodni katyńskiej i o Powstaniu Warszawskim. Jak twierdzi, konkretnego „stop-rozkazu”, by nie pomagać Warszawie, mogło nie być, lecz decyzja o niezdobywaniu miasta została wydana przez Stalina. Zadbał, by najwaleczniejsze oddziały AK zostały zniszczone lub znalazły się w niemieckiej niewoli, co ułatwiło sowietyzację Polski.
Do tego zaś Stalin przywiązywał szczególną wagę. Miała ona gwarantować ustanowienie kontroli nad całą Europą Wschodnią. Dlatego właśnie w Polsce sowieckie struktury bezpieczeństwa państwa i ich komunistyczni sojusznicy stosowali masowe represje wobec AK i zwolenników rządu na uchodźstwie. Aż do 1956 r. w Polsce jako jedynym państwie wśród krajów wschodnioeuropejskich ministrem obrony był sowiecki marszałek, co pozwalało ZSRS na pełną kontrolę Wojska Polskiego z pomocą służących w nim sowieckich oficerów.
W książce znajdziemy też ilustracje, obszerne przypisy i indeks nazwisk, co ułatwia czytelnikom lekturę dzieła.
Ewa Łosińska
Źródło: MHP