Trudno dziś podać dokładną liczbę dzieci, które walczyły w Powstaniu Warszawskim. Przypuszczalnie było to od 1100 do 1200 dzieciaków, które chwyciły za broń, pełniły rolę gońców, sanitariuszek, listonoszy, pomagały w kuchni i szpitalu, przenosiły rannych i grzebały zmarłych. Agnieszka Cubała opierając się na wspomnieniach uczestników wydarzeń, opisała ich historie. Ale nie tylko ich.
Autorkę interesowały również dzieci, które nie stawały na barykadach, ale spędziły 63 koszmarne dni w ostrzeliwanej i bombardowanej stolicy, ukrywając się w piwnicach, żyjąc w ciągłym strachu, widząc śmierć i cierpienie najbliższych, a niejednokrotnie same ginąc od niemieckich kul.
Agnieszka Cubała w książce podkreśla różnice w spojrzeniu na wojnę dzieci i dorosłych. Najlepiej widać to na przykładzie chłopców, którzy rwali się do walki, nie zdając sobie sprawy, czym to się może skończyć. W niektórych wypadkach dorosłym udało się ich powstrzymać przed niemalże pewną śmiercią, tak jak matkom trzech 11-letnich przyjaciół: Jędrka Lewandowskiego, Wisia Dziedzica i Jarka Abramowa-Newerly’ego. Ich matki odkrywszy, gdzie znajdują się mali uciekinierzy, pobiegły z awanturą do dowódcy, który przyjął ich w szeregi swojego oddziału. Był on przekonany, iż chłopcy mają zdecydowanie więcej lat niż w rzeczywistości. Kobiety uświadomiły mu, że został okłamany i zabrały naburmuszonych synów do domu.
Nie zrobili tego rodzice będącego w podobnym wieku Witolda Modelskiego, pseudonim Warszawiak, łącznika i żołnierza batalionu „Parasol” i „Gozdawa”. Zresztą matka sama stwierdziła, że i tak nie udałoby się jej utrzymać syna w domu. „Warszawiak”, na którego mówiono też „Wicuś”, zdobył samodzielnie broń, wynosząc ją niemal spod czołgu. Szybko został osobistym łącznikiem dowódcy 1 kompanii „Rafała”, a potem 2 kompanii szturmowej „Ognistego”. Uczestnicy wydarzeń zapamiętali, jak wielką odwagą wykazywał się podczas walki o Redutę Banku Polskiego. W pewnej mierze dzięki niemu udało się utrzymać budynek w rękach powstańców, gdyż przeniósł pod lawiną ognia ważny meldunek, który przyczynił się do sprowadzenia odpowiedniej ilości materiałów wybuchowych. Razem z innymi żołnierzami „Warszawiak” wyszedł kanałami ze Śródmieścia. Kula dosięgnęła go jednak na Czerniakowie.
Ale odwagą wykazywali się nie tylko chłopcy. Młodziutkie harcerki równie brawurowo pełniły służbę jako łączniczki i sanitariuszki. Znane jest zdjęcie uśmiechniętej Róży Goździewskiej, która w dniu wybuchu zrywu miała zaledwie osiem lat. Jak pisze autorka, Różyczka pomagała w szpitalu polowym, podawała rannym wodę, odganiała muchy stanowiące zmorę cierpiących ludzi, a przede wszystkim przywoływała na ich twarzach uśmiech. Najmłodszej sanitariuszce Powstania udało się na szczęście przeżyć. Odeszła w 1989 r.
Agnieszka Cubała przytacza także historie dzieci, które nie były powstańcami, a jednak na swój sposób włączały się do walki. Świadczy o tym wzruszająca historia chłopca, któremu Teresa Wilska ps. Czarna Bożena zabrała z piwnicy sanki, by użyć ich do budowy barykady. „Podbiega mały, kilkuletni chłopczyk i z płaczem woła: –Oddaj, to moje. – Ach tak, nie wiedziałam. Zabierz je sobie. Chłopiec stoi przez chwilę, trzymając w rękach swój skarb. Nagle uśmiecha się przez łzy. – Ja wiem, że jest Powstanie. Jak są potrzebne, to niech idą na barykadę” i ciągnie je na stos” – opowiada uczestniczka zrywu.
Dzieci nie ominęły żadne okrucieństwa, do jakich doszło w trakcie walk. Z przerażeniem czyta się wyznanie cytowanego przez autorkę Krzysztofa Kowalewskiego. Znany aktor tak opowiada o kamienicy, która na jego oczach legła w gruzach: „Wchodzę z matką do tej bramy i widzę, że leżą tam kawałki mięsa. Wołam: Mamo! Mięso! I chcę lecieć, żeby to zbierać, mięsa na talerzu to już kilka tygodni nie widziałem. Zresztą chcę jeść, bo byłem cholernie głodny. Wszyscy byliśmy. I rwę się do tego mięsa, a matka nic nie mówi, tylko mnie odciąga […] Tam był szpital dziecięcy. Tu nóżka, tam rączka. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście trudno było rozpoznać, bo wszystko posypane białym pyłem. Zakleszczone w sprasowanych wybuchem łóżeczkach. Ludzka konserwa”.
W „Warszawskich dzieciach ’44” znajdziemy wspomnienia również innych znanych osób, które w dzieciństwie były świadkami walk. Znaleźli się wśród nich m.in. Jan Kobuszewski, Jacek Fedorowicz, Krzysztof Zanussi. Nikomu z nich nie udało się zapomnieć o koszmarnych wydarzeniach, które towarzyszą im przez całe życie. „Zagłębiając się we wspomnienia najmłodszych, oddajemy głos tym, którzy dotąd przeważnie pozostawali częścią anonimowego tłumu cywilów i słuchało się ich mniej chętnie niż żołnierzy. A przecież ich świadectwo jest tak bardzo potrzebne. Uzupełnia lukę, która powstała na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat” – dodaje we wstępie autorka tomu.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP