Wszyscy słyszeli o Wojtku – słynnym niedźwiedziu brunatnym oswojonym przez żołnierzy 2. Korpusu. Polacy odkupili go jako małego niedźwiadka od syryjskiego chłopca (cena transakcji to podobno jedna konserwa, nóż i tabliczka czekolady). Niedźwiedź stał się maskotką Armii Andersa, przeszedł z nią szlak bojowy, po czym dokonał żywota (w smutku!) w ogrodzie zoologicznym w Edynburgu.
W opowieści Maryny Miklaszewskiej (wydanej po raz pierwszy przez Frondę w 2011 roku i obecnie wznowionej) postać Wojtka jest jednak jedynie pretekstem i łącznikiem w fabularyzowanej historii wędrówki armii żołnierzy – tułaczy, walczących o ojczyznę z dala od niej i marzących o powrocie.
W linii fabularnej „Wojtek z Armii Andersa” to opowieść przede wszystkim o przyjaźni dwóch przeciwstawnych typów: prostego żołnierza Franka i bardziej wyrobionego intelektualnie Michała – oficera, intelektualisty. Poznali się w sowieckim obozie, w łagrze, razem przeszli tragiczne i dramatyczne koleje losu, by w końcu trafić do Armii Generała Andersa. Los tych i całego, licznego zastępu podobnych im żołnierzy wpisany jest w Historię przez duże „H”: w powieści pojawia się sam Generał, bardzo dokładnie opisana jest bitwa o Monte Cassino (ciekawe jak opis ten znajdowałby Melchior Wańkowicz), jednocześnie dostajemy obraz codziennego żołnierskiego życia w obozach i kwaterach.
Oto na kartach książki Miklaszewskiej naszkicowana jest scena, gdy generał Anders oprowadza po obozie w Iraku brytyjskiego ministra stanu na Bliski Wschód Richarda Caseya (zresztą Australijczyka). Korzystając z tego, że gość jest pod wrażeniem organizacji polskiej armii, Anders prosi go o „przypomnienie” Winstonowi Churchillowi o setkach tysięcy Polaków, którzy pozostali w Rosji – to często najbliżsi żołnierzy Korpusu. Na uwagę generała, że nadzieja połączenia z rodzinami wpłynęłaby budująco na morale polskich żołnierzy, Casey odpowiada kurtuazyjnie: „Moim zdaniem morale pańskich żołnierzy jest bardzo wysokie”. Krótki powieściowy dialog obrazuje często dyplomatyczno-poprawne, ale jednocześnie nieco cyniczne podejście brytyjskich VIP-ów do „kwestii polskiej”.
Książka Miklaszewskiej może być dobrym punktem wyjścia, zwłaszcza dla młodych ludzi, którzy do zainteresowania historią potrzebują uruchomienia wyobraźni.
A niedźwiedź? Niedźwiedź jest postacią pojawiającą się trochę jak niemy świadek wydarzeń, przewija się przez karty książki, wbrew tytułowi wcale nie będąc jej głównym bohaterem.
Skądinąd podobnym tropem – uczynienia z legendarnego niedźwiedzia „słuchacza”, widza i powiernika żołnierskich, osobistych historii poszedł Tadeusz Słobodzianek w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Spektakl „Niedźwiedź Wojtek” jest pokrewny książce Maryny Miklaszewskiej.
Mimo roześmianych twarzy młodych żołnierzy na archiwalnych zdjęciach i filmach, dowcipu i zabawy (gdy niedźwiedź uprawia z nimi zapasy, albo nosi skrzynki z amunicją), historia Wojtka nie jest banalnie wesoła i „śmieszna”. Niedźwiedź skończył życie w edynburskim zoo, zapadłszy w niewielkiej klatce na zwierzęcą depresję. Można uznać to za nieco symboliczne – żołnierze 2 Korpusu walczyli i ginęli za inną Polskę, niż ta, która istniała przez dziesięciolecia na skutek jałtańskich porozumień – i dlatego, ich historia, w ogólnym bilansie również nie jest historią wesołą.
"Wojtek z Armii Andersa", ZYSK i S-KA, Warszawa, 2016
Źródło: MHP