Nieustanny głód i życie w strachu składały się na codzienność niemieckiej Żydówki, która przez całą wojnę ukrywała się w Berlinie. Świadectwo matki spisał jej syn w książce „Żyłam w ukryciu”.
Marie Jalowicz Simon w wieku 19 lat zostaje sierotą. Początkowo pracuje w fabryce Siemensa i nosi żółtą gwiazdę, jednak z czasem gdy stwierdza, że nie jest już tam bezpieczna, postanawia zignorować nakaz pracy przymusowej. W czerwcu 1942 roku ucieka przy próbie aresztowania przez Gestapo i staje się nielegalnym mieszkańcem Berlina.
Aby przeżyć potrzebowała bezpiecznych kryjówek, życzliwych ludzi oraz fałszywych dokumentów. Pomagali jej tzw. dobrzy Niemcy oraz dawni przyjaciele rodziny. Jedną z takich osób była antynazistka Hannchen Koch, która ofiarowała jej swój dowód tożsamości. Jalowicz posługiwała się nim przez całą wojnę.
Sposobem na przetrwanie były fikcyjne związki, które Żydówka zawierała kilka razy. Związała się m.in. z Chińczykiem, dzięki któremu miała otrzymać chiński paszport i wyemigrować oraz z bułgarskim robotnikiem, w którym naprawdę się zadurzyła. „Byłam zakochana, nawet bardzo. Ten mężczyzna był po prostu czarujący: błyszcząca czarna czupryna, ciemne oczy, śnieżnobiałe zęby. […] naprawdę chciałam z nim wyjechać” – opisuje swoje przeżycia. Uciekła z nim do Bułgarii, jednak tamtejsza policja odesłała ją do Berlina.
Kelnerka Felicitas, która miała pomóc Marie w znalezieniu kolejnej kryjówki, oferowała kontakt do niej za 15 marek klientowi knajpy – ok. pięćdziesięcioletniemu gorliwemu naziście, który myślał, że Jalowicz szuka mieszkania, bo nie może porozumieć się z rodziną. Nazista tak nienawidził Żydów, że twierdził, iż jest w stanie „wyczuć ich na odległość”.
Marie doskwierał nieustanny głód. „Raz w tygodniu spotykałam się z panią Koch w tanim lokalu na Kopenick i zjadałam danie podstawowe”. Warto napisać, że wówczas tzw. danie podstawowe przeznaczone było dla ludzi, którzy nie mieli pieniędzy. „Najczęściej był to lichy posiłek bez grama tłuszczu, składający się z ziemniaków i innych nadpsutych rzeczy” – opowiada bohaterka książki.
Przebywając w jednym z mieszkań Marie nie mogła korzystać z toalety, która była na korytarzu. Z pomocą przyszła jej znowu pani Koch: „Przynosiła mi tak zwaną nogę baranią, którą dostawała od rzeźnika bez oznakowania. Mięso było w metalowym pojemniku z pokrywkę. I właśnie tego naczynia zaczęłam używać jako nocnika. Na tę baraninę wkrótce nie mogłam już patrzeć, ale musiałam ją jeść z obrzydliwym sosem na zimno. Moja awersja do pożywienia z nocnika była tak ogromna, że już na sam widok czegoś znajdującego się w nim zbierało mi się na wymioty” – mówiła Jalowicz.
Choroby, które w normalnych warunkach byłyby wyleczone w kilka dni, w czasie wojny stawały się problemem nie do pokonania. „Czułam bardzo ostry ból w pęcherzu i nie byłam w stanie trzymać moczu – opisuje Marie. Gdy to się zaczęło byłam właśnie u mleczarza i odbierałam mleko dla pani Janicke. Nagle zrobiła się pode mną kałuża. Nie wiedziałam, co ludzie stojący wokół mnie na to powiedzą, ale i tak nie byłam w stanie tego zmienić”. Gdy udała się do doktora Beno Hellera z prośbą o jakiś lek na problemy z pęcherzem on jej odpowiedział: „Ukrywający się Żydzi nie chorują”.
Doktor pomógł natomiast Marie w innej sytuacji. Dziewczyna zaszła w ciążę z prawie pięćdziesięcioletnim mężczyzną wywodzącym się z najbardziej szanowanej żydowskiej rodziny w Berlinie – Ernstem Wolffem. Jalowicz wiedziała, że jeżeli chce przeżyć musi usunąć dziecko. „Nie miałam moralnych wątpliwości. Chciałam żyć, a bez usunięcia ciąży byłoby to niemożliwe” – wspominała.
Po wojnie Marie wyszła za mąż za przyjaciela z czasów szkolnych - Heinricha Simona. Kobieta ukończyła studia i została profesorem literatury antycznej oraz historii kultury na Uniwersytecie Humboldta. Historię kobiety prezentuje jej syn - Hermann Simon, dyrektor Fundacji Nowej Synagogi w Berlinie – Centrum Judaicum. Najpierw poprosił ją, żeby opowiedziała swoje przeżycia. Potem wraz z pisarką i dziennikarką Irene Stratenwerth wydał w formie książki.
Marie Jalowicz Simon zmarła 16 września 1998 roku w Berlinie.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Katarzyna Krzykowska