10 lat temu, 4 grudnia 2011 r., zmarł Adam Hanuszkiewicz. „Był jedną z najważniejszych i najbarwniejszych postaci w historii teatru polskiego w ogóle” – powiedział kilka lat temu w rozmowie z PAP aktor, reżyser, dyrektor artystyczny Teatru Narodowego Jan Englert.
Urodził się 16 czerwca 1924 we Lwowie. Tam też spędził młodość i większość wojny.
"Mieszkałem w Rynku, w renesansowej kamienicy. Teraz na tym domu znajduje się tablica z informacją, że tam się urodziłem. Matka prowadziła najstarszy sklep we Lwowie, założony jeszcze podczas I rozbioru przez niejakiego Schubuta, z Wiednia. Do spółki z nim wszedł mój pradziad. Ojciec był oficerem, hallerczykiem, Ślązakiem z lwowską duszą. Kiedy pojechałem do Lwowa w 1970 r., chciałem stamtąd uciekać"- wspominał w wywiadzie dla czasopisma "Kulisy" w 2003 r. "Moja rodzina, co tam było rzeczą normalną, składała się (do czwartego pokolenia wstecz) z Polaków, Austriaków, Francuzów, Ormian i Litwinów" – podkreślał.
Po ukończeniu gimnazjum wyjechał do Rzeszowa. W lipcu 1944 r. wstąpił do zespołu teatralnego Wojska Polskiego. Rok później był już adeptem w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej, następnie występował w Teatrze Dolnośląskim w Jeleniej Górze, gdzie zadebiutował rolą Wacława w "Zemście" Aleksandra Fredry w reżyserii Stefanii Domańskiej. W 1946 r. w Łodzi eksternistycznie zdał egzamin aktorski, otrzymując dyplom z wyróżnieniem, co szczególnie warto zaznaczyć, gdyż egzaminowały go takie sławy, jak Leon Schiller, Edmund Wierciński, Jacek Woszczerowicz i Aleksander Zelwerowicz.
Jeszcze tego samego roku wyjechał do Krakowa, w którym przez trzy lata występował w zespole Juliusza Osterwy – zagrał m. in. Kajetana w "Fantazym" Juliusza Słowackiego. Zanim w 1955 r. na stałe osiadł w Warszawie, przez pięć lat pracował w Teatrze Polskim w Poznaniu, gdzie u Wilama Horzycy był pierwszym powojennym Hamletem (1950). Rok później zadebiutował jako reżyser, wystawiając sztukę Leonida Rachmanowa "Niespokojna starość". Z tą sztuką wiąże się ciekawa opowieść powielana w wywiadach przez Hanuszkiewicza. Grający głównego bohatera Przystański zamiast "towarzysz Lenin" powiedział "towarzysz Stalin", po czym głośną spluwając, dodał: "co mówię?! towarzysz Lenin!". Reakcją publiczności była owacja na stojąco.
Od 1955 r. pracował już Warszawie. Współtworzył Teatr Telewizji, w którym wyreżyserował swoją pierwszą sztukę telewizyjną - "Złotego lisa" Jerzego Andrzejewskiego. Od 1957 r. przez sześć lat był pierwszym naczelnym reżyserem Teatru TV.
"Nikt z aktorów, którzy ze mną pracowali, nie podejrzewał, że ja udaję, szukam. Że nie znam swoich przedstawień, na miejscu je wymyślam. Też dlatego, że jestem samoukiem, nikt nie założył mi klapek na oczy. Nie nauczono mnie teatru. Na szczęście dlatego było mi łatwiej" – powiedział w rozmowie z Tomaszem Jastrunem w 2007 r.
Hanuszkiewicz sięgał po różnorodny repertuar. Wyreżyserował m.in. "Babcię i wnuczka" (1955) i "Zieloną gęś" (1956) Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, "Muchy" Jean-Paula Sartre'a (1956), "Dwóch mężczyzn na drodze" Marka Hłaski (1957). Dwa lata później sięgnął po Adama Mickiewicza i "Dziady", odwołując się w nich do Powstania Warszawskiego.
Przyczynił się do rozwoju polskiego teatru telewizyjnego – wtedy jeszcze prezentowanego na żywo. Wiele ze swej telewizyjnej praktyki przeniósł z kolei do inscenizacji teatralnych - sposób filmowego kadrowania scen, stosowanie zbliżeń i zaciemnień oraz sposób eksponowania detali.
"Był jedną z najważniejszych i najbarwniejszych postaci w historii teatru polskiego w ogóle" – powiedział kilka lat temu w rozmowie z PAP Jan Englert. "To jedna z najwybitniejszych postaci teatru XX wieku w Polsce. Tkwiąc w sercu tradycji narodowej, umiał ją pokazać w sposób atrakcyjny, często się z nią kłócąc" – wtórował aktor Olgierd Łukaszewicz.
Mówiono o stylu teatru Hanuszkiewicza. Stylu, który z jednej strony polegał na szukaniu nowego języka dla teatru – poprzez liczne odniesienia do współczesności, z drugiej zaś na próbie bycia zrozumiałym dla szerokiej grupy odbiorów. Niezwykle chętnie sięgał po utwory klasyczne, w szczególności polskie.
"Cała trudność polegała na tym, żeby w momencie ograniczenia autonomii PRL-u i propagandy internacjonalizmu, nie zgubić ważnych wartości polskich zakodowanych w wielkiej literaturze klasycznej. Cała jednak dotychczasowa tradycja polska nakazywała granie tego repertuaru na hurra patriotyzm, samochwalstwo polskie, podczas gdy większość z tych utworów ma charakter ironiczny" – wyznał w rozmowie ze Sławomirem Kwietniem w 2004 r., jednocześnie dodając: "Kiedy w 1963 r. prezydent Warszawy wręczał mi nominację na dyrektora Teatru Powszechnego, spytał, jaką mam koncepcję. Odpowiedziałem wtedy, że koncepcję to ma pan, ja natomiast będę robił to, co lubię. [...] Ja lubię klasykę polską".
W 1968 r. został dyrektorem Teatru Narodowego. Zastąpił zwolnionego za „antyradzieckie” "Dziady" Kazimierza Dejmka. Miał już wówczas dwunastoletnie doświadczenie dyrektorskie z Teatru Powszechnego. Zważywszy jednak na ówczesną sytuację polityczną w Polsce, był to dość niefortunny moment i niezręczna dla Hanuszkiewicza sytuacja. Część środowiska bowiem zarzucała nowo wybranemu dyrektorowi brak lojalności wobec Dejmka – w tym również sam zainteresowany; co prawda panowie już wcześniej nie darzyli się nadmierną sympatią, ale ta sytuacja doprowadziła do silnego, wieloletniego konfliktu między nimi.
Waśnie te miały swoje podłoże już niemal na samym początku drogi artystycznej Hanuszkiewicza. Starał on się bowiem nawiązywać do Juliusza Osterwy – podawał się nawet za jego ucznia. Jednocześnie dyskredytował Leona Schillera, który z kolei był mentorem Dejmka. Na czarnej liście Hanuszkiewicza znajdował się też Jerzy Grotowski, którego określał mianem "hochsztaplera". Sam również miał zaciekłych krytyków, zarzucano mu efekciarstwo, chodzenie na skróty, ale i wiernych wielbicieli, którzy doceniali jego kreatywność i ożywienie szkolnych lektur.
Pierwszą premierą w Narodowym Hanuszkiewicza była "Nie-Boska komedia" Zygmunta Krasińskiego (1969). Krytycy pisali głównie o atrakcyjnej formie przedstawienia, podkreślając jednak jednocześnie, że reżyser nie podjął tutaj w ogóle trudnego tematu rewolucji.
Rok 1970 to kolejne premiery - "Kordian" Słowackiego, "Hamlet" i "Norwid" wg Cypriana Kamila Norwida. Podczas słynnej premiery "Balladyny" Słowackiego w 1974 r. Hanuszkiewicz wykorzystał motocykle marki Honda, którymi aktorzy wjeżdżali na scenę. "+Balladyna+ jest utworem heterogenicznym, dziś powiedzielibyśmy, że +postmodernistycznym+. Zestawia ze sobą rzeczy, które nigdy nie szły w parze – oceniał po latach reżyser w rozmowie z "Rzeczpospolitą". W "Kordianie" zaś nakazał grającemu rolę tytułową Andrzejowi Nardellemu mówić z drabiny słynny monolog na szczycie Mont Blanc.
"Pamiętam, jak robiliśmy +Balladynę+ i posadził nasze postaci na motorach. Myśleliśmy, że to będzie klapa. Okazało się, że zagraliśmy ponad 500 spektakli z zawsze pełną widownią. To było coś niesamowitego" - wspominała wcielająca się w postać Goplany aktorka Bożena Dykiel. Englert natomiast zwrócił uwagę, że wówczas, w latach siedemdziesiątych, Hanuszkiewicz proponował polskiej publiczności "repertuar jak na owe czasy niezwykle rewolucyjny, odważny".
Aktorka Anna Chodakowska, czyli sceniczna Antygona, Balladyna i Salomea ze spektakli Hanuszkiewicza, zauważa iż "jego spektakle wyznaczały nowe tropy w historii teatru. […] Adam lubił prowadzić potyczki z teoretykami teatru i literatury. Zachwycał błyskotliwością skojarzeń. Nie bał się konfrontacji. Był magiem, uroczym megalomanem". Do anegdoty przeszło, że zwykł mawiać w teatrze: "zaczynamy próbę, światła na mnie" .
Hanuszkiewicz uważał, że miernikiem arcydzieła teatralnego jest "mrowienie przebiegające po plecach". Podkreślał, że "arcydzieła teatralne działają przede wszystkim na zmysły, jak każda sztuka. Refleksja zaś przychodzi później, już po przedstawieniu. Edward Csató, wybitny krytyk, gdy niegdyś został zapytany w przerwie - co sądzi o danym przedstawieniu, odpowiedział: - Będę to wiedział jutro". Ciągnąc swoje rozważania, Hanuszkiewicz dodawał: "Sam Mickiewicz mówił, że jedyną szansą ożywienia klasyki jest tłumaczenie jej na daną epokę. Krótko mówiąc, trzeba tłumaczyć klasykę każdorazowo, dostosowując ją do naszej optyki czy akustyki, a ta się zmienia co dziesięć, piętnaście lat".
Warto wspomnieć, że od 1952 do 1981 r. tworzył też w Teatrze Polskiego Radia. Wyreżyserował m. in. "Beniowskiego" Słowackiego (1966), zagrał u Helmuta Kajzara w "Musikkraker" (1981). "Mówiłem do Niego +mistrzu+, tak jak należało, rozmawialiśmy długo. Kochałem Go za to, że tak bardzo dużo wiedział o Norwidzie, a to mój ukochany poeta i jeszcze parę lat temu na festiwalu Dwa Teatry w Sopocie wiedliśmy długą rozmowę o Norwidzie. Znał mnóstwo szczegółów, o których ja nawet nie wiedziałem" – wspominał w 2011 r. dyrektor i główny reżyser Teatru Polskiego Radia Janusz Kukuła.
W roku 1982 Hanuszkiewicz stracił posadę w Narodowym. Przez czternaście lat jego dyrektorowania teatr ten cieszył się dużą popularnością (w 1973 r. reżyser otworzył też Teatr Mały - drugą scenę TN). Mimo tego utrata zaufania władz doprowadziła do dymisji Hanuszkiewicza. Jeszcze w tym samym roku – podczas trwającego stanu wojennego - włączył się w bojkot telewizji. Reżyserował w warszawskich teatrach Ateneum i Studio, niekiedy goszcząc na scenach łódzkich i w Finlandii. W latach 1989-2007 był dyrektorem Teatru Nowego w Warszawie. Zrealizował tam m.in. spektakl według własnego scenariusza "Chopin jego życie, jego..." oraz przedstawienie "Europa do nas, my do Europy" wg Gombrowicza. Ostatnim spektaklem Hanuszkiewicza była "Miłości krew" wg Słowackiego.
Był samoukiem, nie ukończył żadnej artystycznej uczelni, czego z upływem czasu żałował. Z uwagi na jego podejście do teatru określany był przez niektórych mianem "barbarzyńcy w ogrodzie tradycji".
Czterokrotnie żonaty. "Właściwie całe życie miałem żonę. Staż kawalerski nie był mi znany. To wszystko przyspieszyło rozwój, ale i obciążyło. Jakieś skazy tego przyspieszenia wyraźnie czuję w sobie" – wyznał kilka lat przed śmiercią.
W roku 2002 odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. W roku 2005 otrzymał złoty medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". Jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów zmarł 4 grudnia 2011 r. w Warszawie w wieku 87 lat. (PAP)
Autor: Mateusz Wyderka
mwd/ skp /