12 lipca 1892 r. urodził się w Drohobyczu (obecnie Ukraina) w rodzinie żydowskich sklepikarzy Bruno Schulz, jeden z najciekawszych polskich prozaików XX wieku, rysownik i grafik, autor m.in. „Sklepów cynamonowych” i „Sanatorium pod klepsydrą”.
Był trzecim i najmłodszym dzieckiem Jakuba Schulza, kupca bławatnego, i Henrietty, z domu Kuhmerker, córki zamożnego handlarza drewnem. W domu nie kultywowano tradycji żydowskich, rodzina była polskojęzyczna. Dzieciństwo i młodość upłynęły mu w jednopiętrowym domu nr 12 przy Rynku w Drohobyczu - na parterze znajdował się sklep towarów łokciowych (sprzedawanych na łokcie). Obraz tego domu i sklepu można odnaleźć w cyklu opowiadań Brunona Schulza "Sklepy cynamonowe".
Z Drohobyczem - małym kresowym miasteczkiem, gdzie sporą część ludności stanowili Żydzi - Schulz związany był przez całe życie. Uczył się w drohobyckim gimnazjum, gdzie w 1911 r. zdał maturę. Próbował studiów architektonicznych na Politechnice Lwowskiej, specjalizując się w grafice i rysunku, ale w 1913 roku zrezygnował i powrócił do Drohobycza. W tym samym roku, z powodu choroby Jakuba Schulza, zlikwidowano sklep, a rodzina przeniosła się do domu zamężnej siostry Brunona Hanny Hoffmanowej.
W 1915 roku zmarł ojciec rodziny, potem brat Izydor, po którego śmierci na artystę spadł obowiązek utrzymania rodziny - matki, siostry i siostrzeńców. W 1924 roku Schulz podjął pracę jako nauczyciel rysunków i kierownik wydziału robót ręcznych w państwowym gimnazjum im. Króla Władysława Jagiełły.
Nie przepadał za tą pracą i często skarżył się na nią w listach do przyjaciół, w korespondencji m.in. z Witoldem Gombrowiczem, Witkacym i Arturem Sandauerem, ale jego uczniowie zapamiętali go jako dobrego nauczyciela. Alfred Schreyer, ostatni żyjący w Drohobyczu uczeń pisarza, wspomina, że był bardzo cichy, delikatny i skromny, ale miał autorytet, choć nigdy nie stawiał dwój. Jako nauczyciel rysunków Schulz pracował do 1941 r.
Początki twórczości literackiej Schulza zbiegają się z latami pracy pedagogicznej. Wpierw pisał do szuflady, nie miał odwagi przedstawić swoich utworów wydawcom. W 1933 r. zadebiutował w "Wiadomościach Literackich" opowiadaniem "Ptaki", które zwróciło uwagę stołecznych literatów na tajemniczego nauczyciela rysunków z kresowego miasteczka.
Zaczął korespondować z Zofią Nałkowską, dzięki pomocy której, w tym samym roku wydał w wydawnictwie Rój "Sklepy cynamonowe". Pierwszy znany utwór Schulza "Noc Lipcowa" z 1928 r., został opublikowany dopiero w 1936 r., w tomie "Sanatorium pod Klepsydrą". Nikomu nieznany nauczyciel z dnia na dzień stał się postacią publiczną, zaczął częściej bywać w Warszawie, wszedł w świat literacki.
Czesław Miłosz pisał o twórczości Schulza: "Wszystkie jego opowieści są powiązane osobą narratora, który jest nieco fantasmagorycznym +ja+ autora. Narrator opowiada o swoich przygodach w prowincjonalnym miasteczku, gdzie wszystko jest przeobrażone, wyolbrzymione, wykrzywione i zmienione w sen przez jego wyobraźnię. Przygody te odsłaniają pewne absurdalne właściwości materii. Materia z racji swojej płynności, stanowiła dla Schulza nieustanny cud. Kształty pęcznieją i przechodzą w inne kształty, znikają, następnie znowu przeobrażają się w coś nieoczekiwanego".
"Zarówno oryginalność, jak i siłę Schulz czerpał ze swego rodzinnego miasteczka. Dzięki zdolności spowijania najprostszych rzeczy pajęczyną metafory, czyni ze sprzedawców w sklepie swego ojca, ze służącej Adeli i samego ojca postaci mitologiczne, bohaterów przypowieści o egzystencji. Nie w literaturze faktu, lecz w niesamowitych fantasmagoriach Schulza żydowskie miasteczko znalazło swoje odbicie, choć było ono wykrzywione, wyłaniające się z wklęsłych i wypukłych zwierciadeł jego umysłu" - pisał Czesław Miłosz w swojej "Historii literatury polskiej" (Kraków, 1994).
"Sztuka operuje w głębi przedmoralnej, w punkcie, gdzie wartości istnieją dopiero in statu nascendi. Sztuka jako spontaniczna wypowiedź życia stawia zadania etyce - nie przeciwnie. Gdyby sztuka miała tylko potwierdzać, co skądinąd zostało już ustalone - byłaby niepotrzebna. Jej rolą jest być sondą zapuszczoną w bezimienne. Artysta jest aparatem rejestrującym procesy w głębi, gdzie tworzy się wartość" - pisał Schulz o swojej twórczości w liście do Stanisława Ignacego Witkiewicza, w wydrukowanym w 1935 roku w "Tygodniku Ilustrowanym".
Twórczość Brunona Schulza - zarówno plastyczna, jak i pisarska - to opowieść o jego własnych słabościach, zawiłościach psychiki, obsesjach, pasjach i kompleksach. Artysta cierpiał na agorafobię, był odludkiem, człowiekiem małomównym, uchodził za dziwaka. Popadał w stany depresyjne, często chorował. Uchodził za brzydala, nigdy się nie ożenił, choć jego twórczość przesiąknięta jest fascynacją kobietami.
Po aneksji Drohobycza przez ZSRS Schulz nadal pracował jako nauczyciel. Podobno w 1939 roku z okazji rocznicy rewolucji październikowej nakazano mu namalowanie portretu Stalina. Podczas demonstracji kawki zaczęły paskudzić na obraz, a ponadto padający deszcz powoli zmywał z niego farbę. Schulz miał wtedy powiedzieć: "Po raz pierwszy w życiu nie żal mi mojej pracy".
Niemcy wkroczyli do Drohobycza latem 1941 roku. Jesienią utworzyli getto. Schulz dostał się "pod opiekę" gestapowca Feliksa Landaua, dla którego malował obrazy i porządkował skonfiskowane przez Niemców księgozbiory. Landau uchodził za jednego z bardziej okrutnych i bezwzględnych SS-manów, ale Schulza chronił. Artysta malował jego portrety, wykonał też w jego willi malowidła ścienne - ściany sypialni synka Landaua pokrył barwnymi ilustracjami bajek. Protekcja gestapowca przyniosła Schulzowi dalsze profity - dostał rozkaz namalowania fresków w szkole jeździeckiej SS oraz w siedzibie gestapo.
Przyjaciele Schulza w Warszawie, Zofia Nałkowska i Tadeusz Sturm de Sztrem, starali się wydostać go z getta. W lecie 1942 roku przesłali mu fałszywe "aryjskie papiery", ale semicki wygląd Schulza wykluczał samodzielne podróżowanie. Do Drohobycza miał pojechać żołnierz AK w przebraniu oficera gestapo i pod jakimś urzędowym pretekstem przewieźć Schulza jako więźnia do Warszawy. Kazimierz Truchanowski załatwił mu już w lasach koło Spały bezpieczne mieszkanie i utrzymanie. "Boję się, że mnie rozpoznają i na jakiejś małej stacyjce wywloką z pociągu i zastrzelą w najbliższym lesie. Słyszałem o tym, to się często zdarza" - powiedział Schulz przyjacielowi, z którym spotkał się ostatniego dnia życia - 19 listopada 1942 roku. Ta rozmowa miała być pożegnaniem, przed rychłym wyjazdem artysty z getta.
Tego samego dnia, kilka godzin wcześniej, w drohobyckim getto postrzelony został jeden Niemiec. Zorganizowano akcję odwetową. Wśród esesmanów, którzy tego dnia przechadzali się po ulicach getta strzelając do wybranych Żydów był Karl Guenther, rywalizujący z protektorem Schulza. Kilka dni wcześniej Landau upokorzył Guenthera - zastrzelił na ulicy jego protegowanych: dentystę Loewa oraz stolarza Hauptmana. 19 listopada 1942 roku, który przeszedł do historii drohobyckiego getta jako "czarny czwartek" Guenther szukał Schulza na ulicach. Dogonił go obok niskiego murku miejskiego parku na ul. Czackiego i zastrzelił na miejscu. Podobno potem miał drwić z Landaua mówiąc "zastrzeliłem twojego Żyda!". Schulz został przypuszczalnie pochowany przez swojego przyjaciela, pisarza Izydora Friemana na cmentarzu żydowskim, dziś już nieistniejącym.
"To wersja śmierci przekazana przez Jerzego Ficowskiego. Jest też wiele świadectw ludzi, którzy byli w tym czasie w Drohobyczu i które można przeczytać w archiwach" - powiedziała PAP we wrześniu 2020 r. Anna Kaszuba-Dębska, autorka książki pt. "Bruno. Epoka genialna". "Bo tak naprawdę nie wiemy, jak Schulz zginął. Każdy w tym strasznym czasie widział to inaczej, zapamiętał inaczej i przekazał inaczej. Podobnie było z kwestią pochówku. Jedni twierdzili, że leżał kilka dni na bruku, inni że jego zwłoki od razu zostały zakopane w zbiorowej mogile. Wydało mi się to symboliczne, ponieważ kiedy umierał Żyd, było to bardzo ważne wydarzenie nie tylko w życiu rodziny. Istniała specjalna organizacja, która zajmowała się całym procesem pochówku, otaczała go niezliczonymi rytuałami. Dbano o ciało, myto je, ubierano. W przypadku Schulza, niezależnie jaką wersję wydarzeń się przyjmie, wszystko było wyzute z człowieczeństwa" - wyjaśniła.
W getcie Schulz rozdawał swoje prace różnym znajomym, licząc na to, że któryś z pakietów rękopisów i rysunków ocaleje. Po wojnie ich poszukiwania prowadził pisarz i badacz twórczości Schulza Jerzy Ficowski, udało się znaleźć sto kilkadziesiąt listów i paręset rysunków Schulza. Zaginęły opowiadania, nie ukończona powieść "Mesjasz", która miała być najważniejszym dziełem Schulza, dzienniki, tysiące listów, duży esej o krytyce literackiej, bruliony z różnymi fragmentami i pomysłami pisarskimi. Zachowane książki Bruno Schulza przetłumaczono na ponad 30 języków, jest on współcześnie jednym z najbardziej cenionych polskojęzycznych pisarzy.
Uchwałą Senatu RP z 26 listopada 2021 R. ustanowiono rok 2022 Rokiem Brunona Schulza.(PAP)
Agata Szwedowicz
aszw/ pat/