Kiedy „Kingsajz” debiutował w kinach, wszyscy dopatrywali się w nim satyry politycznej. Dzisiaj, kiedy ten aspekt polityczny zniknął, pozostaje świetne kino przygodowe" – ocenił krytyk Łukasz Muszyński. 2 maja 1988 r. do polskich kin wszedł film Juliusza Machulskiego.
Już na początku lat 80., kiedy w polskiej kinematografii wciąż jeszcze dominował trend wielkich filmów tzw. kina moralnego niepokoju, Juliusz Machulski dał się poznać widzom, jako utalentowany reżyser, który umie i lubi być trochę na przekór. Jego fabularny debiut – komedia "Vabank" (1981) z Janem Machulskim w roli kasiarza Henryka Kwinto i głównym antagonistą Gustawem Kramerem (Leonard Pietraszak), odniósł duży sukces. Widać było u młodego reżysera inspirację gatunkowym kinem rodem zza oceanu. "+Vabank+ zrobił z Machulskiego ulubieńca wszystkich. Chwalono bez umiaru i bez wyjątku. Były powody" – pisał Maciej Zalewski na łamach "Kina". Wobec zaledwie 26-letniego reżysera pojawiły się jednak również zarzuty, iż sukces ten jest zasługą jego ojca Jana Machulskiego.
Dwa lata później nakręcił kolejny film w klimacie komediowym – antyutopijną "Seksmisję" z Jerzym Stuhrem i Olgierdem Łukaszewiczem w rolach głównych. "Zdumiewające, że w kinematografii pozbawionej tradycji nurtu rozrywkowego uchował się ktoś taki jak Juliusz Machulski" – pisała na łamach "Życia Warszawy" Małgorzata Dipont. Niejako podkreślając tym samym osobliwość młodego Machulskiego. "Nigdy nie dołączałem się do żadnych grup. Taką mam naturę (…). Ja zresztą nie miałem poczucia pokoleniowej wspólnoty. Byłem tak zajęty przygotowywaniem się do zawodu filmowca, że polityka przechodziła gdzieś obok mnie" – powiedział po latach Barbarze Hollender reżyser.
Mający premierę 2 maja 1988 r. "Kingsajz" to czwarta kinowa fabuła Machulskiego. Również i tym razem współpracy z reżyserem podjęła się czołówka polskich aktorów, jak m.in. Jacek Chmielnik (Olgierd Jedlina), Jerzy Stuhr (Nadszyszkownik Kilkujadek), Katarzyna Figura (Ala), Witold Pyrkosz (Zenona Bombalina), Jan Machulski (Kwintek), Leonard Pietraszak (Kramerko), Olgierd Łukaszewicz (Paragraf), Marek Walczewski (ojciec Ali). W rolę Adasia Hapsa wcielił się Grzegorz Heromiński. Co ciekawe jednego z krasnoludków zagrał 9-letni Borys Szyc. Ze zdecydowaną większością Machulski współpracował w poprzednich swoich obrazach. Nie jest to przypadek. W "Kingsajzie" reżyser nawiązuje do swoich poprzednich filmów, główni bohaterowie z "Vabanku" mają swoich krasnoludzkich odpowiedników – Kwintek i Kramerko, to buntownicy i dysydenci działający na rzecz wyzwolenia mieszkańców Szuflandii – promując hasło "Kingsajz dla wszystkich". Wykreowana przez Witolda Pyrkosza Bombalina, to zaś nawiązanie do Jej Ekscelencji z "Seksmisji".
"Reżyser +pod płaszczykiem+ humoru tworzy mądre metafory otaczającej nas rzeczywistości, dzięki czemu stają się one ważnym głosem w kulturze, zwracającym uwagę na problemy współczesnego świata. Wykorzystywana przez niego konwencja komediowa sprawia, że jego filmy pozbawione są nieznośnego moralizatorstwa, a refleksja po seansie zostaje z widzem dłużej niż w przypadku kina nastawionego wyłącznie na rozrywkę" – opisywała Justyna Jaszczyk z "Edukacji Filmowej".
W filmowej Szuflandii, będącej w swojej antyutopijnej wymowie, nawiązaniem do PRL i ustroju komunistycznego, panuje nadszyszkownik Kilkujadek (Stuhr). Kontroluje on mieszkańców by nie wykryli sekretu kingsajzu – czyli specjalnego eliksiru pozwalającego krasnoludkom uzyskać rozmiar człowieka, co wiąże się z możliwością zamieszkania w ludzkiej krainie wolności. Adaś (Heromiński) jest dysydentem, któremu udaje się pozyskać kingsajz. Upowszechnienie tej formuły może przynieść kres tyranii Kilkujadka.
"Jednak satyra ta dla wszystkich czytelna, nie została zaprezentowana wprost. Kraje socjalistyczne występują tu jako Szuflandia - państwo krasnoludków, rządzone przez bezwzględnego Kilkujadka (Jerzy Stuhr). Władzę pokazano jako bezlitosną, ciemiężącą lud, zachowującą dla siebie przywileje, głoszącą obłędną ideologię o wyższości Szuflandii, zwalczającą krwawo wszelką opozycję. A Kingsajz - kraj ludzi - to wymarzony raj krasnoludków, czyli kraje kapitalistyczne" – recenzowała prof. Dorota Skotarczak.
Podobne spostrzeżenia ma dr Piotr Sobolczyk z Instytutu Badań Literackich PAN, zdaniem którego: "Struktura światów czy obiegów w ówczesnej Polsce jest w jakiejś mierze podobna do struktury światów w +Kingsajzie+. Pierwszy obieg w latach 80. to były publikacje oficjalne, drugi – to Solidarność, trzeci to inicjatywy młodsze i od Solidarności w swym etosie jednak różne. (…) U Machulskiego: Szuflandia (czyli PRL), PRL jako +Kingsajz+ (czyli niedoskonały Zachód)".
Zdjęcia kręcono głównie w Łodzi m.in. w willi Edwarda Hetschela przy ul. Wólczańskiej 17, która była filmową Szuflandią. Specjalnie na potrzeby filmu wytworzono rekwizyty w skali 20:1, jak 2 metrowa szklanka. Wykorzystano ponad 200 makro obiektów, nawiązano współpracę z jednym z największych studiów filmowych w Europie – słynnym czeskim Barrandovem.
Jedną z ciekawszych i jednocześnie bardziej znanych scen filmu jest ta, podczas której Jacek Chmielnik, czyli filmowy Jedlina chodzi po nagim ciele filmowej Ali, czyli Katarzyny Figury. To właśnie po "Kingsajzie" Figurę zaczęto postrzegać w kategoriach polskiej seksbomby." "Najpierw zostałam nakręcona nago na łóżku w zwolnionym tempie, a potem na podstawie nagrania w Barrandovie wybudowano moją wielką figurę, po której chodził Jacek Chmielnik. Później nałożono na siebie dwa obrazy w odpowiedniej konfiguracji" – wspominała aktorka w rozmowie z "Gazetą Wrocławską".
Z okazji 50-lecia Złotych Kaczek w 2007 r. czytelnicy magazynu "Film" uznali scenę z "Kingsajzu" za najlepszy erotyczny moment w historii polskiego kina. Scena ta wyprzedziła m.in. słynne zbliżenie Kaliny Jędrusik i Daniela Olbrychskiego w "Ziemi obiecanej", czy scenę erotyczną Grażyny Długołęckiej i Olgierda Łukaszewicza w "Dziejach grzechu".
"Zabawne jest to, że oni się w tej scenie w ogóle z Jackiem nie spotkali. Jacek chodził po styropianie pół roku później, a Kasia leżała pół roku wcześniej w studiu w Łodzi. Piękna leżała i pachniała" – ujawnił reżyser.
Nad scenariuszem Machulski podobnie, jak w przypadku "Seksmisji" pracował razem z Jolantą Hartwig-Sosnowską. "Siedziałem w basenie, podróżowałem po Stanach i nie miałem pomysłów. (…) Wróciłem do Polski i od razu przyszedł mi do głowy +Kingsajz+. Czyżby PRL z cenzurą i tysiącem życiowych problemów nękających twórców był lepszym miejscem na kręcenie filmów niż wolny kraj?" - zastanawiał się twórca "Kingsajzu".
Z kolei Hartwig-Sosnowska w wywiadzie dla "Kina", opowiadając o pracy nad scenariuszem, wyjaśniła: "musieliśmy się zastanowić, jaka była przeszłość narodu krasnoludków, dlaczego mieszkają w tym mieście, w tym konkretnym miejscu, i czemu trzymają się razem". "W związku z tym, korzystając z najrozmaitszych opracowań folkloru, legend i mitologii oraz słowników istot fantastycznych, głównie angielskich, sporządziłam zwięzły bryk omawiający, jak funkcjonują krasnoludki w Polsce, a jak gdzie indziej" - dodała.
Machulski spędził kilka lat w Stanach Zjednoczonych i mógł robić karierę w Hollywood. Czuł jednak, że to nie jest jego miejsce, że jest reżyserem z Europy. „Wszystkie filmy, które robiłem były o naszej rzeczywistości, nawet +Seksmisja+ czy +Kingsajz+. Może +Vabank+ mniej, ale to był film historyczny. Nie potrafię robić filmu o innym kraju niż Polska, gdyż żadnego innego kraju tak dobrze nie znam. Mimo że sporo jeżdżę po świecie i mieszkałem trzy lata w Stanach Zjednoczonych, bardzo długo byłem we Francji, często w Hiszpanii, we Włoszech. Traktuję te wszystkie państwa jak inne odbicie mojej rzeczywistości. Nie mógłbym jednak nigdy zrobić filmu nie o Polsce" – mówił Arturowi Majerowi na łamach "Magazynu Filmowego".
Pomimo upływu lat, zmiany ustroju i bez wątpienia nieco innego już widza, film Juliusza Machulskiego wciąż może się bronić. "Kiedy Kingsajz debiutował w kinach, wszyscy dopatrywali się w nim satyry politycznej. Dzisiaj, kiedy ten aspekt polityczny zniknął, pozostaje świetne kino przygodowe" – ocenił krytyk Łukasz Muszyński. (PAP)
autor: Mateusz Wyderka
mwd/ pat/