Film Andrzeja Wajdy „Panny z Wilk”" miał premierę 4 września 1979 r. Autor literackiego pierwowzoru, Jarosław Iwaszkiewicz wyraził podziw dla adaptacji, film obejrzał cztery razy. Obraz otrzymał nominację do Oscara.
W książce "Jarosław Iwaszkiewicz/Andrzej Wajda. Korespondencja" można przeczytać fragment listu pisarza do reżysera: "Jestem wciąż pod wrażeniem Twojego filmu i nie przestaję o nim myśleć".
Iwaszkiewicz dodał, że widział "Panny z Wilka" Andrzeja Wajdy cztery razy. W korespondencji między pisarzem, a reżyserem znalazły się też listy sprzed premiery filmu, z 1978 r. Wajda pisał: "wziąłem się do czytania +Panien z Wilka+. Bardzo to miłe zajęcie, kiedy marzy się o filmie, nie myśląc jeszcze o tym, że wszystkie te wspaniałe obrazy, ulotne uczucia będą musiały ubrać się w realne kształty aktorów, krajobrazu, przedmiotów. Tak, materializacja uczuć to mój zawód, ale marzyć mogę (…) Umarzyłem więc sobie piękny film".
Marzenie udało mu się zrealizować rok później. "Panny z Wilka" miały premierę 4 września 1979 r.
"+Panny z Wilka+ chodziły za mną od dawna. Mówiło się o nich zaraz po zrobieniu +Brzeziny+, która trafiła na tak dobry odbiór widzów w kraju i za granicą. Tym razem była to jednak również konieczność polityczna. Po +Człowieku z marmuru+ musiałem choć na trochę zmylić przeciwnika i zejść ze sceny politycznych namiętności" – powiedział w jednym z wywiadów Andrzej Wajda.
Opowiadanie Iwaszkiewicza "Brzezina" Wajda zekranizował w 1970 r. Potem wyreżyserował jeszcze m.in. "Wesele", "Ziemię obiecaną", "Człowieka z marmuru" i "Bez znieczulenia".
W rozmowie z Wandą Wertenstein dla magazynu "Kino" z 1979 r. Wajda mówił: "Otóż gdybym miał się trzymać moich pierwszych sukcesów, powinienem być do dziś reżyserem filmów wojennych, bo udało mi się zrobić +Popiół i diament+, a przedtem +Kanał+ i +Pokolenie+. To były moje trzy pierwsze filmy, od których zaczął się mój sukces. Ale dosyć szybko zrozumiałem, że muszę od tego uciekać, że muszę raz zrobić film historyczny, raz taki, raz znów inny, żeby nie być sterroryzowanym przez konieczność sukcesu".
"Można by sądzić, że teraz, kiedy +Człowiek z marmuru+ i +Bez znieczulenia+ miały powodzenie, powinienem dalej realizować takie filmy, żeby nie zawieść publiczności. I właśnie wtedy prawdopodobnie bym tę publiczność zawiódł i stracił. Dlatego zrobiłem +Panny z Wilka+, choć zarzekałem się, że nie będę już wracał do literatury" – dodał reżyser.
Przyznał, że proza Iwaszkiewicza jest dużym wyzwaniem dla każdego reżysera: "Jest w niej coś nieuchwytnego, co wydaje się niemożliwe do przeniesienia na ekran. Dlatego to jest powodem, żeby robić film".
Treść filmu streścił "Przekrój" z września 1979 r.: "Pięć kobiet… a raczej cztery kobiety i jedna młoda dziewczyna. Żyjące w oderwaniu od problemów świata, w wiejskim odosobnieniu pielęgnują własne uczucia, wspomnienia, nostalgie, własne porażki, złudzenia, bo już nawet nie nadzieje… a w ich wspomnieniach przewija się – przez lata – jeden motyw: ich dawny sąsiad, Wiktor. Młody człowiek, w którym wszystkie się po trochu kochały i w którym podkochują się nadal, jako że życie nie przyniosło im niczego na tyle atrakcyjnego, na tyle ważnego, co mogłoby wyprzeć, wymazać tamto uczucie. I oto Wiktor znów przyjeżdża do Wilka na kilka tygodni urlopu. Wspomnienia powracają więc z nową siłą".
W Wiktora Rubena wcielił się Daniel Olbrychski, który grał w kilku wcześniejszych filmach Wajdy. Filmowe siostry to Anna Seniuk, Maja Komorowska, Stanisława Celińska, Krystyna Zachwatowicz i francuska aktorka Christine Pascal. Film był koprodukcją polsko-francuską.
Scenografię przygotowali Allan Starski i Maria Osiecka-Kuminek (otrzymali za nią nagrodę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni), a zdjęcia zrealizował Edward Kłosiński. W filmie można usłyszeć muzykę Karola Szymanowskiego. Seweryn Kuśmierczyk w książce "Zagubieni w drodze. Film fabularny jako obraz doświadczenia wewnętrznego" napisał, że najpierw Wajda poprosił o przygotowanie muzyki kompozytora Stanisława Radwana. Ten nie podjął się zadania, ale zasugerował reżyserowi wykorzystanie "Pieśni kurpiowskich" Karola Szymanowskiego.
Szymanowski, który był kuzynem Iwaszkiewicza, komponował "Pieśni kurpiowskie" na początku lat 30. XX wieku, w tym samym czasie, w którym Jarosław pisał "Panny z Wilka".
W jednym z wywiadów Wajda wspominał, że pierwsze dni na planie filmowym były trudne. „Mój wewnętrzny rytm kłócił się z powolnością +Panien+, stwarzając największą trudność i najpoważniejsze problemy podczas realizacji. Dopiero Krystyna, moja żona, która poważnie zaniepokoiła się stanem moich nerwów, uświadomiła mi, że żyję ciągle w rytmie poprzedniego filmu +Człowieka z marmuru+, że w takim pośpiechu porusza się film polityczny, który jest ze swojej istoty obrazem działania, tymczasem my robimy coś całkiem innego" – wspominał reżyser.
"Od tej chwili nasza praca potoczyła się naturalnie, zgodnie z rytmem powolnej egzystencji kobiet zamieszkujących Wilko. A ja mogłem wreszcie przyjrzeć się ich twarzom, słońcu padającemu przez liście na werandzie, łagodnemu rysunkowi krajobrazu oraz asystować przy domowych obowiązkach, krzątaninie w dworskiej spiżarni, tak pięknie odtworzonej na ekranie przez Krystynę Zachwatowicz" – dodał Wajda.
Film spodobał się krytykom i publiczności. "Przekrój" z września 1979 informował: "Dopiero weszły na nasze ekrany, ale już od paru miesięcy wyświetla się je w Paryżu, gdzie cieszą się niezłym zainteresowaniem publiczności i bardzo wysoką oceną krytyki. Myślę, że podobnie będzie wyglądała kariera i u nas. +Panny+ nie są bowiem filmem akcji, ich rytm jest powolny, dialog pełen niedomówień – widz za tym nie przepada. Jest to jednakże film wysmakowany, o znakomicie oddanym klimacie polskiej wsi, polskiego dworku z lat dwudziestych i znakomicie szkicujący psychologiczne portrety pięciu kobiet i jednego mężczyzny – takie walory zawsze ceni krytyka!".
"Piękne, melancholijne opowiadanie przeniósł Wajda na ekran z malarską wrażliwością i z pełnym pietyzmu zachowaniem całej subtelności literackiego oryginału. A przy tym nasycił całość niepokojącym erotyzmem, jakim przepojone są myśli, a nawet spojrzenia tytułowych bohaterek" – pisał recenzent "Przekroju" wskazując na świetną grę Zachwatowicz oraz epizodyczne role Zbigniewa Zapasiewicza, Andrzeja Łapickiego i samego Iwaszkiewicza.
Magazyn "Film" z września 1979 r. pisał o filmie, że to "utrzymane w półtonach, przeniknięte nutą nostalgicznej goryczy studium przemijania czasu i rozpływania się marzeń na przykładzie losów pięciu sióstr z małego dworku".
Francuski recenzent filmu Claude Mauriac użył słów "Czechow jest tu gdzieś blisko", a Aleksander Jackiewicz w "Życiu Warszawy" stwierdził: "Mniej jest niuansów w filmie niż w opowiadaniu. Ale inaczej być nie mogło. To, co było sugerowane w literackiej narracji, introspekcji, opisie słownym, na ekranie musiało przynajmniej częściowo znaleźć się na wierzchu. Postacie z opowiadania przybrały kształt ludzi z krwi i kości".
"Wajda zaczyna nas wzruszać. Dotąd fascynował, wstrząsał, porywał. A teraz mnie wzruszył. Tak właśnie wychodziłem z +Panien z Wilka+ - wzruszony. Za drugim razem - bardziej niż za pierwszym. Za trzecim - bardziej niż za drugim. (...) Jest tak, jakby reżyser, przyzwyczajony do atakowania nas szalenie bogatą gamą środków wyrazowych, zapragnął teraz wypróbować swe siły, ograniczony tylko do najwyższego rejestru dźwięków, do wiolinu. Czy i wtedy pozostanie mocarzem w opanowywaniu wyobraźni widza? Na tę doniosłą próbę wybrał +Panny z Wilka+” – to już fragment recenzji Jerzego Płażewskiego z "Kultury" z 1979 r.
Film otrzymał nagrodę specjalną jury na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Był nominowany do Oscara w kategorii "Najlepszy film nieanglojęzyczny", ale walkę o statuetkę przegrał z +Blaszanym bębenkiem+ Volkera Schlondorffa. W nim też zagrał Daniel Olbrychski.
W 2009 roku Wajda powrócił do twórczości Iwaszkiewicza ekranizując jego opowiadanie "Tatarak".
Trzy lata później, na festiwalu w Gdyni pokazana została zrekonstruowana cyfrowo wersja "Panien z Wilka".
"To nie jest odnowiony film nową techniką cyfrową. To jest po prostu zmartwychwstanie filmu. Życie filmu jest jak życie motyla. Najpierw wylatuje, trochę macha skrzydłami, jednemu się udaje dłużej utrzymać na ekranach, drugiemu krócej, niektórym udaje się zaistnieć na świecie. Ale potem film przechodzi do filmoteki narodowej i tak się kończy jego życie" - powiedział po pokazie Andrzej Wajda. (PAP)
Wojciech Przylipiak
wbp/ pat/